16 Sie 2011, Wto 20:11, PID: 267503
Prokrastynacja bierze się z neurotycznego\nadmiernie ambitnego przeświadczenia, że nie podoła się zadaniu na 101%, a więc jeśli efekt ma nie być powalający, to niech lepiej nie będzie żaden. Dlatego odkłada się wykonanie czynności i albo jednak bierze się w końcu w garść, robi nawet byle jak i cierpi z tego powodu katusze ("bo mogłem to zrobić dużo lepiej, wszyscy mają ze mnie zlewkę"), albo i dotrzymuje postanowienia. Nie ma efektu, nie ma krytyki odnośnie niego. Za to są gromy za samo niewykonanie zadania. Nie lubię jednak używać tego terminu, często decydującym czynnikiem jest zwykłe lenistwo, pogłębiane przez depresyjną apatię. Ostatnio miałem jednak ten problem podczas przygotowań do ustnej matury. Mówcą jestem beznadziejnym, INNI ZROBIĄ LEPIEJ, do dorosłego życia się nie nadaję, więc chciałem ponownie zawalić rok i odpuścić sobie egzamin. Ocknąłem się kilka dni przed nim, jakośtam zrobiłem, choć z pracy oczywiście zadowolony nie byłem, ale zdałem to . Choć balansowanie na granicy histerii kosztowało mnie kosmiczne pokłady energii, to miałem potem do siebie jeszcze pretensje, że na takim picu na wodę, jakim jest ustny polski, zdobyłem tylko 18/20 punktów.