09 Lut 2021, Wto 19:29, PID: 837287
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Lut 2021, Wto 19:36 przez cinema.)
Ta moja grupa wsparcia, to po prostu znajomi z podobnymi problemami, z którymi można szczerze pogadać. Spotykamy się regularnie, co najmniej raz w tygodniu, chociaż teraz przez koronę częstotliwość trochę spadła. To nawet może być tylko jedna osoba, byle bliska. Takie spotkania mogą wyglądać bardzo różnie, w zależności od zapotrzebowania, najlepiej ustalić to z resztą grupy. Mogą to być spotkania, na których każdy po kolei będzie mówił np. co dobrego i złego spotkało go w minionym tygodniu. Albo niech to będą nawet zwykłe planszówki z rozmowami przy okazji. Ogranicza nas tylko wyobraźnia.
Można też zastanowić się nad spotkaniami grup DDA/DDD, które odbywają się co tydzień w wielu większych miastach na całym świecie! Np. w Poznaniu działają co najmniej 2 takie grupy (przy Dąbrowskiego). Tam nie ma obowiązku zabierania głosu, a można jednak poznać kogoś fajnego. Minus jest taki, że w tych grupach często ostro przewija się temat Kościoła, co dla mnie jest akurat nie do zniesienia. :-/ Ale co kto lubi...
Co do dziennej terapii grupowej (na NFZ, nie pamiętam co to był za nurt), to sama terapia była fatalna, wręcz jeden chłopak z fobią społeczną wyszedł z niej w gorszym stanie niż przyszedł... Na początku jeszcze się odzywał, a później już prawie całkiem przestał. Ciągle słyszał, że "nie pracuje nad sobą". A to prowadzący i sama terapia byli do d... Ja wyszłam stamtąd jednak silniejsza, ale dlatego, że właśnie poznałam tam moją przyjaciółkę, która była dla mnie bardzo dużym wsparciem i mocno poćwiczyłam kontakty międzyludzkie, bo grupa pacjentów była na szczęście dobrze dobrana, lubiliśmy się. Na tej terapii odkryłam też w sobie naturę buntowniczki. Bo tylko ja i moja przyjaciółka nie zgadzałyśmy się na złe traktowanie przez terapeutę. Reszta myślała, że to ma tak być, że to ma jakiś sens i wszystko idzie zgodnie z planem, że to jakiś rodzaj terapii szokowej. :-/ Ja szybko zorientowałam się, że ta terapia jest zwyczajnie szkodliwa.
Ale nie wszystkie terapie grupowe są tak złe. Trzeba szukać. We wszystkich dużych miastach takie terapie się odbywają, dzienne (wtedy idzie się na zwolnienie lek.) albo wieczorne (1-5 razy w tyg. po ok. 2h). Kiedyś w Warszawie była nawet terapia grupowa przeznaczona wyłącznie dla osób z fobią społeczną, ale chyba już nie jest prowadzona. Warto to sprawdzić.
Dla uściślenia muszę jeszcze napisać, że pewien psychiatra, który był również psychoterapeutą, jednak mi trochę pomógł, bo jako pierwszy postawił dobrą diagnozę (fobia) i powiedział mi szczerze, jaka forma leczenia jest przy moim problemie najlepsza. Powiedział: "może pani do mnie przychodzić na terapię indywidualną, ale to będzie długo trwało, rok, dwa i najprawdopodobniej prawie nic to pani nie da. Musi pani iść na terapię grupową, tylko to ma sens w leczeniu fobii społecznej". Zapisał mi też wtedy leki, które na mnie w ogóle nie zadziałały i skierował na terapię grupową dla policjantów i żołnierzy z zespołem stresu pourazowego, bo innej wtedy w moim mieście nie było. Oczywiście zwiałam z niej, miałam wtedy ok. 16 lat. Jestem mu wdzięczna, że nie wciskał mi kitu. Wzięłam sobie jego radę do serca i na własną rękę szukałam później terapii grupowych. Po drodze zahaczyłam jednak o kilka terapii indywidualnych mając nadzieję, że może mi pomogą, ale faktycznie nic kompletnie mi one nie dały.
Podsumowując: według mnie w leczeniu fobii najskuteczniejsze jest szukanie bratnich dusz z podobnymi problemami, szczere rozmowy z nimi oraz wspólny trening interakcji społecznych, jak również dobre terapie grupowe, jeśli uda się takie znaleźć.
Można też zastanowić się nad spotkaniami grup DDA/DDD, które odbywają się co tydzień w wielu większych miastach na całym świecie! Np. w Poznaniu działają co najmniej 2 takie grupy (przy Dąbrowskiego). Tam nie ma obowiązku zabierania głosu, a można jednak poznać kogoś fajnego. Minus jest taki, że w tych grupach często ostro przewija się temat Kościoła, co dla mnie jest akurat nie do zniesienia. :-/ Ale co kto lubi...
Co do dziennej terapii grupowej (na NFZ, nie pamiętam co to był za nurt), to sama terapia była fatalna, wręcz jeden chłopak z fobią społeczną wyszedł z niej w gorszym stanie niż przyszedł... Na początku jeszcze się odzywał, a później już prawie całkiem przestał. Ciągle słyszał, że "nie pracuje nad sobą". A to prowadzący i sama terapia byli do d... Ja wyszłam stamtąd jednak silniejsza, ale dlatego, że właśnie poznałam tam moją przyjaciółkę, która była dla mnie bardzo dużym wsparciem i mocno poćwiczyłam kontakty międzyludzkie, bo grupa pacjentów była na szczęście dobrze dobrana, lubiliśmy się. Na tej terapii odkryłam też w sobie naturę buntowniczki. Bo tylko ja i moja przyjaciółka nie zgadzałyśmy się na złe traktowanie przez terapeutę. Reszta myślała, że to ma tak być, że to ma jakiś sens i wszystko idzie zgodnie z planem, że to jakiś rodzaj terapii szokowej. :-/ Ja szybko zorientowałam się, że ta terapia jest zwyczajnie szkodliwa.
Ale nie wszystkie terapie grupowe są tak złe. Trzeba szukać. We wszystkich dużych miastach takie terapie się odbywają, dzienne (wtedy idzie się na zwolnienie lek.) albo wieczorne (1-5 razy w tyg. po ok. 2h). Kiedyś w Warszawie była nawet terapia grupowa przeznaczona wyłącznie dla osób z fobią społeczną, ale chyba już nie jest prowadzona. Warto to sprawdzić.
Dla uściślenia muszę jeszcze napisać, że pewien psychiatra, który był również psychoterapeutą, jednak mi trochę pomógł, bo jako pierwszy postawił dobrą diagnozę (fobia) i powiedział mi szczerze, jaka forma leczenia jest przy moim problemie najlepsza. Powiedział: "może pani do mnie przychodzić na terapię indywidualną, ale to będzie długo trwało, rok, dwa i najprawdopodobniej prawie nic to pani nie da. Musi pani iść na terapię grupową, tylko to ma sens w leczeniu fobii społecznej". Zapisał mi też wtedy leki, które na mnie w ogóle nie zadziałały i skierował na terapię grupową dla policjantów i żołnierzy z zespołem stresu pourazowego, bo innej wtedy w moim mieście nie było. Oczywiście zwiałam z niej, miałam wtedy ok. 16 lat. Jestem mu wdzięczna, że nie wciskał mi kitu. Wzięłam sobie jego radę do serca i na własną rękę szukałam później terapii grupowych. Po drodze zahaczyłam jednak o kilka terapii indywidualnych mając nadzieję, że może mi pomogą, ale faktycznie nic kompletnie mi one nie dały.
Podsumowując: według mnie w leczeniu fobii najskuteczniejsze jest szukanie bratnich dusz z podobnymi problemami, szczere rozmowy z nimi oraz wspólny trening interakcji społecznych, jak również dobre terapie grupowe, jeśli uda się takie znaleźć.