16 Gru 2022, Pią 14:36, PID: 864340
U mnie podobnie. Sprawa sądowa rodziców i wykorzystywanie mnie jako przedmiotu sprawy, poprzez ciągłe nagabywanie o to, kto jest zły. Babcia straszyła mnie ojcem, że jest demonem i sługą szatana, a sama zgłębiała niezliczone książki o złych mężczyznach i ojcach tyranach. Ojciec z kolei robił to samo, ale w bardziej inteligentny sposób, poprzez kuszenie np. słodyczami albo wyznaniami typu bardzo cię kocham, ale nie chcę abyś słuchał babci. Mama była we wszystkim na uboczu, nie chciała brać w tym cyrku udziału.
Sprawy szkolne wyglądały równie źle. Od przedszkola gnębiony. W podstawówce armia psychologów, psychiatrów i orzeczeń mających mi udowodnić niepełnosprawność umysłową. Nikt nie był po mojej stronie. Wszyscy chcieli się mnie pozbyć. Zmieniałem szkołę 3 razy.
Jak byłem w gimnazjum ojciec się mnie pozbył z mieszkania, poprzez wrzeszczenie, że jestem nienormalny i zadzwoni po pogotowie aby mnie zabrali do psychiatryka. Razem z jego nową żoną zaczęli wrzeszczeć i robić jakieś rytuały oczyszczenia. Po wszystkim zabrał mnie do samochodu, wywiózł do domu babci, i nigdy w życiu już go więcej nie widziałem.
Po tym wydarzeniu zacząłem zmieniać się w żywe . Babcia, nie mając już rywala w postaci ojca zaczęła kłócić się i wyzywać z dziadkiem. Sama często, aby mi dokopać porównywała mnie do ojca, albo jak dobrze z nim wspominała wspaniałe lata aby dokopać ojczymowi, który w przeciwieństwie do niego nie był socjopatą tylko szczerym chłopem.
W gimnazjum straciłem wszelkie znajomości. Mój jedyny kolega opuścił mnie, bo przestałem mu pozwalać policzkować się po twarzy. Wszyscy w klasie traktowali mnie jak bydło. Zdziczałem do tego stopnia, że nawet jak znalazła się dziewczyna, która miała dobre intencje, to ją zwyzywałem za próbę wbicia mi noża w plecy, czym tylko jeszcze bardziej pogorszyłem sytuację, bo teraz wszyscy mnie postrzegali jako zwyrola który obraża niewinne dziewczyny.
Miałem wtedy koleżankę o 2 lata młodszą. Została mi tylko ona, często rozmawialiśmy i jeździliśmy na rowerze. Wszyscy się zepsuło, gdy zacząłem dojrzewać, a ona w gimnazjum zaczęła się otwierać na innych. Zacząłem się jej bać, a jak już znalazła chłopaka to był ostateczny koniec. Nigdy więcej nie rozmawiałem na żywo z dziewczyną dłużej niż 10 minut.
Mniej więcej tak to wyglądało kiedyś. Zostałem wychowany jako odrzutek i kawał śmiecia. Teraz próbuję jakoś poskładać koniec z końcem, ale jest to w kilku dziedzinach niemożliwe. Udało mi się naprawić relację z matką i póki co jest ona moim jedynym przyjacielem. Szkoda tylko, że często nie rozumie tego co się ze mną dzieje, pomimo dokładnego tłumaczenia kim ja jestem.
Sprawy szkolne wyglądały równie źle. Od przedszkola gnębiony. W podstawówce armia psychologów, psychiatrów i orzeczeń mających mi udowodnić niepełnosprawność umysłową. Nikt nie był po mojej stronie. Wszyscy chcieli się mnie pozbyć. Zmieniałem szkołę 3 razy.
Jak byłem w gimnazjum ojciec się mnie pozbył z mieszkania, poprzez wrzeszczenie, że jestem nienormalny i zadzwoni po pogotowie aby mnie zabrali do psychiatryka. Razem z jego nową żoną zaczęli wrzeszczeć i robić jakieś rytuały oczyszczenia. Po wszystkim zabrał mnie do samochodu, wywiózł do domu babci, i nigdy w życiu już go więcej nie widziałem.
Po tym wydarzeniu zacząłem zmieniać się w żywe . Babcia, nie mając już rywala w postaci ojca zaczęła kłócić się i wyzywać z dziadkiem. Sama często, aby mi dokopać porównywała mnie do ojca, albo jak dobrze z nim wspominała wspaniałe lata aby dokopać ojczymowi, który w przeciwieństwie do niego nie był socjopatą tylko szczerym chłopem.
W gimnazjum straciłem wszelkie znajomości. Mój jedyny kolega opuścił mnie, bo przestałem mu pozwalać policzkować się po twarzy. Wszyscy w klasie traktowali mnie jak bydło. Zdziczałem do tego stopnia, że nawet jak znalazła się dziewczyna, która miała dobre intencje, to ją zwyzywałem za próbę wbicia mi noża w plecy, czym tylko jeszcze bardziej pogorszyłem sytuację, bo teraz wszyscy mnie postrzegali jako zwyrola który obraża niewinne dziewczyny.
Miałem wtedy koleżankę o 2 lata młodszą. Została mi tylko ona, często rozmawialiśmy i jeździliśmy na rowerze. Wszyscy się zepsuło, gdy zacząłem dojrzewać, a ona w gimnazjum zaczęła się otwierać na innych. Zacząłem się jej bać, a jak już znalazła chłopaka to był ostateczny koniec. Nigdy więcej nie rozmawiałem na żywo z dziewczyną dłużej niż 10 minut.
Mniej więcej tak to wyglądało kiedyś. Zostałem wychowany jako odrzutek i kawał śmiecia. Teraz próbuję jakoś poskładać koniec z końcem, ale jest to w kilku dziedzinach niemożliwe. Udało mi się naprawić relację z matką i póki co jest ona moim jedynym przyjacielem. Szkoda tylko, że często nie rozumie tego co się ze mną dzieje, pomimo dokładnego tłumaczenia kim ja jestem.