16 Maj 2021, Nie 20:20, PID: 842645
Ja myślę, że studia nie wpływają na życie zawodowe w tak dużym stopniu, jak prawdopodobnie sądzi autor wątku. Oczywiście są zawody, gdzie bez wykształcenia ani rusz - choćby praca w ochronie zdrowia, jako prawnik, nauczyciel czy inżynier, który coś buduje lub projektuje. U mnie w pracy wszystkich ludzi z produkcji (mówię tu o białych kołnierzykach) łączy to, że są jakimiś inżynierami, ale mamy tu chemików, materiałowców, metalurgów, ludzi z inżynierii produkcji, automatyków, mechatroników, a nawet biotechnologa i osobę po inżynierii biomedycznej. Ja na przykład jestem technologiem chemicznym i profil działalności zakładu zgadza się z moim wykształceniem, ale już moje stanowisko związane jest z branżą, o której istnieniu nie miałam pojęcia ma studiach (Industry 4.0) i zahacza dodatkowo o controlling.
Oczywiście rozumiem, że ktoś może uważać pracę niezgodną dokładnie z tym, co się robiło na studiach, za porażkę. Ja tak nie myślę. Moim zdaniem studia są od zdobycia podstawowej wiedzy o jakiejś dziedzinie, żeby na jej podstawie samodzielnie zdecydować, co nas interesuje i w czym się chcemy rozwijać. Ja myślałam początkowo o analizie instrumentalnej, a potem wciągnęła mnie inżynieria jakości i szeroko rozumiana papierologia.
Z tego co mi wiadomo "w zawodzie" (czyli w firmie typowo chemicznej) z mojej grupy pracują dwie osoby - obie dzięki znajomościom. Reszta albo szuka czegoś chemicznego, albo robi cokolwiek, albo nie robi nic.
Cóż, ja w sumie codziennie mam poniekąd do czynienia z procesami, o których się uczyłam na studiach i widzę maszyny, które widywałam tylko na zdjęciach, więc nie jest źle Inna sprawa, że obliczam ile kosztuje ich utrzymanie i rozpisuję plany ich konserwacji zamiast jakoś bezpośrednio nimi zarządzać.
Przede wszystkim dobrze jest już w trakcie studiów zacząć coś robić w kontekście przyszłej pracy - niektóre uczelnie mają fajne programy praktyk i staży, a i sami pracodawcy wiosną szukają świeżej krwi do wyzysku... To znaczy jako praktykantów/stażystów. Ja sobie znalazłam taki trzymiesięczny staż dla studentów, no a teraz mijają dwa lata od tej pory i pomalutku buduję swoją "markę" w ramach firmy. Nie ma nic gorszego niż wyjść na rynek pracy z samym tylko dyplomem - i nie ma tu większego znaczenia, czy to dyplom inżyniera, czy magistra, czy licencjata. Po pierwsze już w kadrach komuś może się zaświecić ostrzegawcza lampka, zwłaszcza jeśli ten ktoś w ogóle nie pracował i jego cv jest gołe jak użytkownicy plaży naturystów. Po drugie podobnych kandydatów o tym samym wykształceniu jest mnóstwo, więc o zatrudnieniu będą decydowały inne czynniki - może dodatkowe kursy, może doświadczenie, może zwykle szczęście, może test wiedzy podczas rozmowy rekrutacyjnej. A jak się nie ma żadnego z powyższych, to trochę lipa.
Moim zdaniem "przedmioty" ze studiów, które najbardziej się przydają w pracy zawodowej to:
-robienie prezentacji o rzeczy, o której się nie ma bladego pojęcia, ale robiąc dobrą minę do złej gry można udawać, że się zna temat (mega potrzebne podczas wszelkich prezentacji w korpo, zwłaszcza kiedy w ostatniej chwili trzeba kogoś zastąpic),
-praca pod presją czasu i mając na głowie 150 innych zadań jednocześnie,
-funkcjonowanie w środowisku z bardzo różnymi ludźmi,
-pisanie przeklętych sprawozdań z laboratoriów.
Oczywiście rozumiem, że ktoś może uważać pracę niezgodną dokładnie z tym, co się robiło na studiach, za porażkę. Ja tak nie myślę. Moim zdaniem studia są od zdobycia podstawowej wiedzy o jakiejś dziedzinie, żeby na jej podstawie samodzielnie zdecydować, co nas interesuje i w czym się chcemy rozwijać. Ja myślałam początkowo o analizie instrumentalnej, a potem wciągnęła mnie inżynieria jakości i szeroko rozumiana papierologia.
Z tego co mi wiadomo "w zawodzie" (czyli w firmie typowo chemicznej) z mojej grupy pracują dwie osoby - obie dzięki znajomościom. Reszta albo szuka czegoś chemicznego, albo robi cokolwiek, albo nie robi nic.
Cóż, ja w sumie codziennie mam poniekąd do czynienia z procesami, o których się uczyłam na studiach i widzę maszyny, które widywałam tylko na zdjęciach, więc nie jest źle Inna sprawa, że obliczam ile kosztuje ich utrzymanie i rozpisuję plany ich konserwacji zamiast jakoś bezpośrednio nimi zarządzać.
Przede wszystkim dobrze jest już w trakcie studiów zacząć coś robić w kontekście przyszłej pracy - niektóre uczelnie mają fajne programy praktyk i staży, a i sami pracodawcy wiosną szukają świeżej krwi do wyzysku... To znaczy jako praktykantów/stażystów. Ja sobie znalazłam taki trzymiesięczny staż dla studentów, no a teraz mijają dwa lata od tej pory i pomalutku buduję swoją "markę" w ramach firmy. Nie ma nic gorszego niż wyjść na rynek pracy z samym tylko dyplomem - i nie ma tu większego znaczenia, czy to dyplom inżyniera, czy magistra, czy licencjata. Po pierwsze już w kadrach komuś może się zaświecić ostrzegawcza lampka, zwłaszcza jeśli ten ktoś w ogóle nie pracował i jego cv jest gołe jak użytkownicy plaży naturystów. Po drugie podobnych kandydatów o tym samym wykształceniu jest mnóstwo, więc o zatrudnieniu będą decydowały inne czynniki - może dodatkowe kursy, może doświadczenie, może zwykle szczęście, może test wiedzy podczas rozmowy rekrutacyjnej. A jak się nie ma żadnego z powyższych, to trochę lipa.
Moim zdaniem "przedmioty" ze studiów, które najbardziej się przydają w pracy zawodowej to:
-robienie prezentacji o rzeczy, o której się nie ma bladego pojęcia, ale robiąc dobrą minę do złej gry można udawać, że się zna temat (mega potrzebne podczas wszelkich prezentacji w korpo, zwłaszcza kiedy w ostatniej chwili trzeba kogoś zastąpic),
-praca pod presją czasu i mając na głowie 150 innych zadań jednocześnie,
-funkcjonowanie w środowisku z bardzo różnymi ludźmi,
-pisanie przeklętych sprawozdań z laboratoriów.