21 Paź 2020, Śro 14:22, PID: 830559
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Paź 2020, Śro 14:24 przez gosc123.)
"Tak jak w medycynie: niekontrowersyjne metody, to te których skuteczność się bada, a kontrowersyjne to te których nie. Tutaj nie ma miejsca na moją uznaniowość. To naprawdę nie ja uznaję co jest dobre, a co jest złe. Nie mam takiej mocy."
Zastosowałeś chwyt erystyczny i nie odpowiedziałeś na pytanie.
"Problem polega właśnie na tym, że nie jest to żaden chwyt, tylko logiczna konsekwencja przyjęcia popularności metody jako oceny jej skuteczności lub tego czy wydaje nam się intuicyjnie sensowna. Takie samo rozumowanie było powodem stosowania pijawek - to jest po prostu barwny przykład. Na tej samej zasadzie działają ówcześnie popularne pseudoterapie np. tzw. homeopatia. Problem sprowadza się do tego, że każdy może wymyślić sobie jakąś metodę i jeśli starczy mu charyzmy i szczęścia, to może uczynić ją popularną. Skoro przyjmujesz jakieś założenia, to musisz się ich trzymać. Dlaczego arbitralnie stwierdzasz, że pijawki są złe, a metoda Bradshawa dobra, skoro obie są/były popularne? Jeśli się nad tym głębiej zastanowisz, to zrozumiesz o co mi chodzi."
Logicznie jest to prawdą. Ale zestawianie pijawek z konceptem wewnętrznego dziecka ma na celu jego ośmieszenie - co jest oczywistym chwytem.
"Czepianie nieistotnych rzeczy, to fakt, że nie potwierdzono czegoś takiego jak DDA? Że Freuda nie obchodziło to czy metody, które stosuje rzeczywiście pomagają? Albo że ktoś używa definicji których nie rozumie? Co w takim razie jest istotne?"
Kolejny chwyt. W moim wpisie odnosiłem się do tego co jest prawdziwe- DDA, czy DDD. Dla mnie to nieistotne. I co to znaczy, że nie potwierdzono, że DDA istnieje? Chcesz zaprzeczyć, że istnieje coś takiego jak syndrom DDA? I to, czy Freud szanował swoich klientów czy nie i czy ktoś rozumie pojęcia nie wnosi nic do dyskuski. Rozmawiamy tu o skuteczności terapii "wewnętrznego dziecka"
"to po co w takim razie to napisałeś?"
To Ty pierwszy odniosłeś się do zarobków Bradshawa. Nie wiem w jakim celu, ale odniosłem wrażenie, że skoro to podnosisz tutaj, to chyba Ci to nie odpowiada. W żaden sposób nie łączyłem tego z trafnością Twoich argumentów.
"obowiązkiem twórcy/propagatorów nowej metody jest dowodzenie jest skuteczności, a nie na odwrót. Mógłbym napisać, że lajkowanie moich postów leczy wszystkie zaburzenia, a jak mi nie wierzysz, to udowodnij, że nie."
To Ty w poprzednim wpisie radziłeś mi poczytać krytyczne głosy o metodzie. Napisałem, że nie znalazłem takich w Internecie, ale zakładam, że Ty je znasz, więc poprosiłem o źródło.
Na marginesie- nie wiem dlaczego nie zrobiono badań nt skuteczności metody. Może dlatego, że to tak naprawdę nie jest żaden nowy nurt, tylko jedynie użyteczny koncept bazujący na starszych metodach? Nie wiem. Natomiast jeśli nie było badań, to nie można jednoznacznie stwierdzić, że to "pseudonauka", prawda? W każdym razie mówiąc o skuteczności metody mówiłem o niezliczonych komentarzach w Internecie od ludzi, mówiących, że im to pomogło, albo zmieniło ich życie (a nie tylko, że to stosowali, czy przeczytali książkę). Nie mam podstaw, żeby im nie wierzyć. Ty swoją opinię opierasz (oprócz tego, że nie było robionych badań) na kilku przypadkach oszołomów.
"To że DDA trafnie opisuje rzeczywistość, to w pewnej mierze złudzenie. Problem wynika z bardzo szerokich "kryteriów diagnostycznych", które łatwo dopasowują się do dużej liczby ludzi. To coś w stronę efektu horoskopowego. Poza tym, nie potwierdzono tych cech w badaniach."
Znowu czepianie się jakichś nieistotnych szczegółów. Pisałem o własnym doświadczeniu i milionów innych, dla których terapia DDA była pomocna i dobrze opisywała rzeczywistość. To, czy coś tam potwierdzono, czy nie to nieistotne.
"Jeśli komuś przeczytanie książki pomogło to super."
No widzisz i tutaj dotykamy sedna problemu. Mogłeś od tego zacząć, np- "ja się z założeniami tej terapii nie zgadzam, ale nie wykluczam, że komuś może pomóc", albo coś w tym stylu. A Ty walnąłeś z grubej rury o pseudonauce, oszołomach i mieszając w to wszystko jeszcze zarobki autora.
A generalnie chodzi o to, że np ktoś mógłby sięgnąć po książkę i coś z niej mądrego dla siebie wyciągnąć (już nawet abtrahując od tego, czy jest to skuteczne w leczeniu, czy nie, ale serio jest tam wiele mądrych rzeczy)- ale po przeczytaniu Twojej argumentacji, stwierdzi, że to bez sensu, bo nie ma badań, pseudonauka, itp.
Albo ktoś może będzie chciał iść na terapię DDA, ale zobaczy Twój post i będzie sobie argumentował, że to bez sensu, bo przecież czegoś tam nie udowodniono i DDA to tak naprawdę nie istnieje. Ludziom z fobią naprawdę niewiele trzeba, żeby do czegoś zniechęcić, a Ty im dajesz łatwe wymówki. Chyba nie tędy droga.
Zastosowałeś chwyt erystyczny i nie odpowiedziałeś na pytanie.
"Problem polega właśnie na tym, że nie jest to żaden chwyt, tylko logiczna konsekwencja przyjęcia popularności metody jako oceny jej skuteczności lub tego czy wydaje nam się intuicyjnie sensowna. Takie samo rozumowanie było powodem stosowania pijawek - to jest po prostu barwny przykład. Na tej samej zasadzie działają ówcześnie popularne pseudoterapie np. tzw. homeopatia. Problem sprowadza się do tego, że każdy może wymyślić sobie jakąś metodę i jeśli starczy mu charyzmy i szczęścia, to może uczynić ją popularną. Skoro przyjmujesz jakieś założenia, to musisz się ich trzymać. Dlaczego arbitralnie stwierdzasz, że pijawki są złe, a metoda Bradshawa dobra, skoro obie są/były popularne? Jeśli się nad tym głębiej zastanowisz, to zrozumiesz o co mi chodzi."
Logicznie jest to prawdą. Ale zestawianie pijawek z konceptem wewnętrznego dziecka ma na celu jego ośmieszenie - co jest oczywistym chwytem.
"Czepianie nieistotnych rzeczy, to fakt, że nie potwierdzono czegoś takiego jak DDA? Że Freuda nie obchodziło to czy metody, które stosuje rzeczywiście pomagają? Albo że ktoś używa definicji których nie rozumie? Co w takim razie jest istotne?"
Kolejny chwyt. W moim wpisie odnosiłem się do tego co jest prawdziwe- DDA, czy DDD. Dla mnie to nieistotne. I co to znaczy, że nie potwierdzono, że DDA istnieje? Chcesz zaprzeczyć, że istnieje coś takiego jak syndrom DDA? I to, czy Freud szanował swoich klientów czy nie i czy ktoś rozumie pojęcia nie wnosi nic do dyskuski. Rozmawiamy tu o skuteczności terapii "wewnętrznego dziecka"
"to po co w takim razie to napisałeś?"
To Ty pierwszy odniosłeś się do zarobków Bradshawa. Nie wiem w jakim celu, ale odniosłem wrażenie, że skoro to podnosisz tutaj, to chyba Ci to nie odpowiada. W żaden sposób nie łączyłem tego z trafnością Twoich argumentów.
"obowiązkiem twórcy/propagatorów nowej metody jest dowodzenie jest skuteczności, a nie na odwrót. Mógłbym napisać, że lajkowanie moich postów leczy wszystkie zaburzenia, a jak mi nie wierzysz, to udowodnij, że nie."
To Ty w poprzednim wpisie radziłeś mi poczytać krytyczne głosy o metodzie. Napisałem, że nie znalazłem takich w Internecie, ale zakładam, że Ty je znasz, więc poprosiłem o źródło.
Na marginesie- nie wiem dlaczego nie zrobiono badań nt skuteczności metody. Może dlatego, że to tak naprawdę nie jest żaden nowy nurt, tylko jedynie użyteczny koncept bazujący na starszych metodach? Nie wiem. Natomiast jeśli nie było badań, to nie można jednoznacznie stwierdzić, że to "pseudonauka", prawda? W każdym razie mówiąc o skuteczności metody mówiłem o niezliczonych komentarzach w Internecie od ludzi, mówiących, że im to pomogło, albo zmieniło ich życie (a nie tylko, że to stosowali, czy przeczytali książkę). Nie mam podstaw, żeby im nie wierzyć. Ty swoją opinię opierasz (oprócz tego, że nie było robionych badań) na kilku przypadkach oszołomów.
"To że DDA trafnie opisuje rzeczywistość, to w pewnej mierze złudzenie. Problem wynika z bardzo szerokich "kryteriów diagnostycznych", które łatwo dopasowują się do dużej liczby ludzi. To coś w stronę efektu horoskopowego. Poza tym, nie potwierdzono tych cech w badaniach."
Znowu czepianie się jakichś nieistotnych szczegółów. Pisałem o własnym doświadczeniu i milionów innych, dla których terapia DDA była pomocna i dobrze opisywała rzeczywistość. To, czy coś tam potwierdzono, czy nie to nieistotne.
"Jeśli komuś przeczytanie książki pomogło to super."
No widzisz i tutaj dotykamy sedna problemu. Mogłeś od tego zacząć, np- "ja się z założeniami tej terapii nie zgadzam, ale nie wykluczam, że komuś może pomóc", albo coś w tym stylu. A Ty walnąłeś z grubej rury o pseudonauce, oszołomach i mieszając w to wszystko jeszcze zarobki autora.
A generalnie chodzi o to, że np ktoś mógłby sięgnąć po książkę i coś z niej mądrego dla siebie wyciągnąć (już nawet abtrahując od tego, czy jest to skuteczne w leczeniu, czy nie, ale serio jest tam wiele mądrych rzeczy)- ale po przeczytaniu Twojej argumentacji, stwierdzi, że to bez sensu, bo nie ma badań, pseudonauka, itp.
Albo ktoś może będzie chciał iść na terapię DDA, ale zobaczy Twój post i będzie sobie argumentował, że to bez sensu, bo przecież czegoś tam nie udowodniono i DDA to tak naprawdę nie istnieje. Ludziom z fobią naprawdę niewiele trzeba, żeby do czegoś zniechęcić, a Ty im dajesz łatwe wymówki. Chyba nie tędy droga.