20 Paź 2020, Wto 13:46, PID: 830498
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Paź 2020, Wto 14:12 przez BlankAvatar.)
to jest niestety pseudoterapia czy pop-terapia bez żadnych solidnych podstaw teoretycznych i empirycznych, która była swego czasu (lata 80' czy 90') bardzo popularna za sprawą książki i programów telewizyjnych autora metody. Dzięki tego typu terapiom był przez pewien czas w USA hype na oskarżanie rodziców o gwałty i różne satanistyczne praktyki z udziałem dzieci, które zostały przypomniane ofiarom po tym jak "się skontaktowały ze swoim wewnętrznym dzieckiem i odzyskały wyparte wspomnienia" (oczywiście wszystko fikcja).
Na pierwszy rzut oka koncept jest nawet pociągający, jeśli potraktować "wewnętrzne dziecko" jako metaforę. Z takiego podejścia może nawet wynikać prozdrowotna postawa: "zlituj się trochę nad sobą", "miej do siebie trochę dystansu jak do dziecka, które potrzebuje cierpliwości i wytrwałości", "pokochaj siebie" - brzmi bardzo ładnie. Problem w tym, że zwolennicy podchodzą do tego na poważnie, jakby gdzieś tam w mózgu serio siedziało sobie małe dziecko z woreczkiem niewyrażonych emocji i zapomnianych traum, i jak tylko się ten woreczek rozpruje (oczywiście po pogłębionej zagłębiającej się w bezkresnej głębi głębokościowej terapii*) to wszystko się ułoży (czytaj katharsis 2.0).
*przy okazji podpowiedź: jak słyszycie, że jakaś terapia dociera głębiej do źródła ukrytego problemu, a inne to są "płytkie", to możecie z 95% pewnością trafności przyjąć, że to pseudoterapia.
Podobnie jest z podejściem do toksycznych zachowań bliskich. Z jednej strony, to dobrze by nauczyć się, że masz prawo się buntować, gdy rodzice zachowują się ujowo, ale tutaj znowu autorowi zabrakło umiaru i lubi zasugerować, że pod niefajnymi zachowaniami kryje się coś więcej (np. molestowanie seksualne w dzieciństwie, które zostało wyparte).
tym pseduo guru zawsze brakuje umiaru. Mają jakąś potrzebę bycia ekstremalnymi. Zięba nie może ci poradzić, żebyś jadł witaminę C w postaci jabłuszka lub kiszonej kapusty, bo to za mało ekstremalne. Jak witamina C to tylko w postaci wlewów dożylnych. Jak już się to stanie zbyt normalne, to pewnie będzie radził, by wlewać sobie bezpośrednio do mózgu.
A co jest chyba najgorsze w tych pseudoterapiach, to że nawet nie próbują koegzystować ze sprawdzonymi - zawsze muszą być w opozycji. Witaminę C wlewać sobie do mózgu można tylko taką kupioną u Zięby - ta z apteki jest oczywiście bezwartościowa. I tutaj widać, że się już udzieliło podobne podejście: zwykła terapia jest powierzchowna -w najlepszym razie - doraźna, no a terapia z dziecięcym guzem mózgu, to jest ta najgłębsza, bo trafiająca w sedno.
Na pierwszy rzut oka koncept jest nawet pociągający, jeśli potraktować "wewnętrzne dziecko" jako metaforę. Z takiego podejścia może nawet wynikać prozdrowotna postawa: "zlituj się trochę nad sobą", "miej do siebie trochę dystansu jak do dziecka, które potrzebuje cierpliwości i wytrwałości", "pokochaj siebie" - brzmi bardzo ładnie. Problem w tym, że zwolennicy podchodzą do tego na poważnie, jakby gdzieś tam w mózgu serio siedziało sobie małe dziecko z woreczkiem niewyrażonych emocji i zapomnianych traum, i jak tylko się ten woreczek rozpruje (oczywiście po pogłębionej zagłębiającej się w bezkresnej głębi głębokościowej terapii*) to wszystko się ułoży (czytaj katharsis 2.0).
*przy okazji podpowiedź: jak słyszycie, że jakaś terapia dociera głębiej do źródła ukrytego problemu, a inne to są "płytkie", to możecie z 95% pewnością trafności przyjąć, że to pseudoterapia.
Podobnie jest z podejściem do toksycznych zachowań bliskich. Z jednej strony, to dobrze by nauczyć się, że masz prawo się buntować, gdy rodzice zachowują się ujowo, ale tutaj znowu autorowi zabrakło umiaru i lubi zasugerować, że pod niefajnymi zachowaniami kryje się coś więcej (np. molestowanie seksualne w dzieciństwie, które zostało wyparte).
tym pseduo guru zawsze brakuje umiaru. Mają jakąś potrzebę bycia ekstremalnymi. Zięba nie może ci poradzić, żebyś jadł witaminę C w postaci jabłuszka lub kiszonej kapusty, bo to za mało ekstremalne. Jak witamina C to tylko w postaci wlewów dożylnych. Jak już się to stanie zbyt normalne, to pewnie będzie radził, by wlewać sobie bezpośrednio do mózgu.
A co jest chyba najgorsze w tych pseudoterapiach, to że nawet nie próbują koegzystować ze sprawdzonymi - zawsze muszą być w opozycji. Witaminę C wlewać sobie do mózgu można tylko taką kupioną u Zięby - ta z apteki jest oczywiście bezwartościowa. I tutaj widać, że się już udzieliło podobne podejście: zwykła terapia jest powierzchowna -w najlepszym razie - doraźna, no a terapia z dziecięcym guzem mózgu, to jest ta najgłębsza, bo trafiająca w sedno.