29 Lip 2019, Pon 21:02, PID: 800282
@Żółwik
@Kra_Kra
Nie raz i nie dwa padłem właśnie ofiarą takiej "mody".
Dokładnie, właśnie z powodu "mody" na samodiagnozę ZA tak ciężko docierała do mnie prawda o samym sobie, bo przez długi czas myślałem, że okłamuję siebie samego oraz innych i może po prostu chcę się poniekąd podświadomie wpasować w tę nową "modę". Strasznie to było męczące...
Nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli, że mogę mieć Aspergera (chociaż wszystko na to ewidentnie wskazywało), tylko dlatego, że jak tylko odważyłem się z kimkolwiek porozmawiać na ten temat, to oczywiście zostałem zbyty słowami: "no, taka moda ostatnio", "przesadzasz, bo po Tobie tego nie widać", "to w takim razie ja również mam Aspergera" i tego typu podobne.
Strasznie mnie to bolało, odechciewało mi się wszystkiego i jeszcze bardziej blokowało mnie w odkrywaniu samego siebie. Dosłownie wszyscy ludzie, łącznie z najbliższą rodziną byli na "nie" i nie dopuszczali do siebie takiej diagnozy.
W moim przypadku walka z tym trwała prawie dwa lata i dopiero kosztowna oraz długotrwała diagnoza pozwoliła mi "zamknąć usta" prawie wszystkim sceptykom wokół mnie.
Prawie wszystkim, bo oczywiście nadal znalazły się osoby, które twierdziły, że jest to tylko "moja wymówka", że "diagnoza jest naciągana", że "oszukuję innych ludzi", że "zapłaciłem za to co chciałem usłyszeć" itd.
Nie było łatwo i na przykład moja babcia nadal niczego nie jest świadoma, bo po prostu ją olałem, oszczędzając tym samym moje nerwy.
Sceptyków mam w głębokim poważaniu, bo dla mnie taka świadomość mojego zaburzenia okazała się wielkim wybawieniem i w znacznym stopniu pomogła mi w uporządkowaniu swojego życia oraz znacząco poprawiła komfort życia (m.in. przestałem się tyle do wszystkiego zmuszać, zmieniać na siłę, cierpieć z tego powodu oraz stałem się mniej samokrytyczny wobec siebie).
I jak już pisałem wcześniej: dopiero odcięcie się od większości ludzi pozwoliło mi na rozwinięcie skrzydeł oraz doświadczenie takiego prawdziwego szczęścia i chęci do życia na swoich zasadach
...
Identycznie było w przypadku moich stanów depresyjnych, które ciągnęły się ze mną od czasów szkolnych, bo patrząc na wszystkich otaczających mnie ludzi i "popularności" tego zjawiska, wmawiałem sobie, że ze mną jeszcze nie jest aż tak źle i cały czas przesadzam.
Nigdy również nie odważyłem się komukolwiek o tym powiedzieć, a tym bardziej prosić o pomoc i za każdym razem radziłem sobie z moim problemem w pojedynkę.
Dopiero parę lat temu, po tym, jak już się dowiedziałem, że jestem introwertykiem i jak znowu dopadły mnie stany depresyjne, to postanowiłem podzielić się tym z moim jedynym najlepszym przyjacielem.
Do teraz nie zapomnę jego słów, które strasznie mnie uderzyły "płytkością" naszej relacji: po wylaniu wszystkich moich przemyśleń w jego stronę, po prostu stwierdził, że "piję za mało piwa"
Tak, poniekąd miał rację, że od zawsze stroniłem od alkoholu, ale w depresji, na dłuższą metę on raczej nie pomaga
Mając wokół siebie takie osoby, człowiek po prostu nie ma się do kogo tak naprawdę zwrócić, bo gdziekolwiek bym się nie obrócił, z kim bym nie zagadał, to praktycznie wszyscy są "normalni", zbywają mnie oraz bagatelizują moje problemy.
Dopiero w tym roku moja matka dowiedziała się, że zmagam się z myślami samobójczymi już od czasów szkolnych, a ona myślała, że jako jedyny z rodzeństwa nie miałem z tym problemu
Niezmiernie cieszy mnie, że istnieją takie fora internetowe i w ogóle internet, który łączy oraz zrzesza ludzi podobnych do mnie.
Zgodzę się z tym w zupełności i dodatkowo podkreślę, że zdecydowanie za mało jest specjalistów obeznanych w tym temacie. Jedynie w największych miastach oraz niekiedy czeka się jeszcze miesiącami na swoją kolej.
@Kra_Kra
Nie raz i nie dwa padłem właśnie ofiarą takiej "mody".
Dokładnie, właśnie z powodu "mody" na samodiagnozę ZA tak ciężko docierała do mnie prawda o samym sobie, bo przez długi czas myślałem, że okłamuję siebie samego oraz innych i może po prostu chcę się poniekąd podświadomie wpasować w tę nową "modę". Strasznie to było męczące...
Nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli, że mogę mieć Aspergera (chociaż wszystko na to ewidentnie wskazywało), tylko dlatego, że jak tylko odważyłem się z kimkolwiek porozmawiać na ten temat, to oczywiście zostałem zbyty słowami: "no, taka moda ostatnio", "przesadzasz, bo po Tobie tego nie widać", "to w takim razie ja również mam Aspergera" i tego typu podobne.
Strasznie mnie to bolało, odechciewało mi się wszystkiego i jeszcze bardziej blokowało mnie w odkrywaniu samego siebie. Dosłownie wszyscy ludzie, łącznie z najbliższą rodziną byli na "nie" i nie dopuszczali do siebie takiej diagnozy.
W moim przypadku walka z tym trwała prawie dwa lata i dopiero kosztowna oraz długotrwała diagnoza pozwoliła mi "zamknąć usta" prawie wszystkim sceptykom wokół mnie.
Prawie wszystkim, bo oczywiście nadal znalazły się osoby, które twierdziły, że jest to tylko "moja wymówka", że "diagnoza jest naciągana", że "oszukuję innych ludzi", że "zapłaciłem za to co chciałem usłyszeć" itd.
Nie było łatwo i na przykład moja babcia nadal niczego nie jest świadoma, bo po prostu ją olałem, oszczędzając tym samym moje nerwy.
Sceptyków mam w głębokim poważaniu, bo dla mnie taka świadomość mojego zaburzenia okazała się wielkim wybawieniem i w znacznym stopniu pomogła mi w uporządkowaniu swojego życia oraz znacząco poprawiła komfort życia (m.in. przestałem się tyle do wszystkiego zmuszać, zmieniać na siłę, cierpieć z tego powodu oraz stałem się mniej samokrytyczny wobec siebie).
I jak już pisałem wcześniej: dopiero odcięcie się od większości ludzi pozwoliło mi na rozwinięcie skrzydeł oraz doświadczenie takiego prawdziwego szczęścia i chęci do życia na swoich zasadach
...
Identycznie było w przypadku moich stanów depresyjnych, które ciągnęły się ze mną od czasów szkolnych, bo patrząc na wszystkich otaczających mnie ludzi i "popularności" tego zjawiska, wmawiałem sobie, że ze mną jeszcze nie jest aż tak źle i cały czas przesadzam.
Nigdy również nie odważyłem się komukolwiek o tym powiedzieć, a tym bardziej prosić o pomoc i za każdym razem radziłem sobie z moim problemem w pojedynkę.
Dopiero parę lat temu, po tym, jak już się dowiedziałem, że jestem introwertykiem i jak znowu dopadły mnie stany depresyjne, to postanowiłem podzielić się tym z moim jedynym najlepszym przyjacielem.
Do teraz nie zapomnę jego słów, które strasznie mnie uderzyły "płytkością" naszej relacji: po wylaniu wszystkich moich przemyśleń w jego stronę, po prostu stwierdził, że "piję za mało piwa"
Tak, poniekąd miał rację, że od zawsze stroniłem od alkoholu, ale w depresji, na dłuższą metę on raczej nie pomaga
Mając wokół siebie takie osoby, człowiek po prostu nie ma się do kogo tak naprawdę zwrócić, bo gdziekolwiek bym się nie obrócił, z kim bym nie zagadał, to praktycznie wszyscy są "normalni", zbywają mnie oraz bagatelizują moje problemy.
Dopiero w tym roku moja matka dowiedziała się, że zmagam się z myślami samobójczymi już od czasów szkolnych, a ona myślała, że jako jedyny z rodzeństwa nie miałem z tym problemu
Niezmiernie cieszy mnie, że istnieją takie fora internetowe i w ogóle internet, który łączy oraz zrzesza ludzi podobnych do mnie.
Cytat:Diagnoza dorosłego z "przechodzonym" ZA jest trudna i czasem zależy od subiektywnej opinii danego lekarza. Inny może widzieć np. mieszane zaburzenia osobowości.
Zgodzę się z tym w zupełności i dodatkowo podkreślę, że zdecydowanie za mało jest specjalistów obeznanych w tym temacie. Jedynie w największych miastach oraz niekiedy czeka się jeszcze miesiącami na swoją kolej.