10 Sty 2019, Czw 11:13, PID: 779024
Takie pytanie najczęściej pada z ust nowopoznanych osób, i oczywiście ZAWSZE wśród większej grupy rozmówców. Nienawidzę tej sytuacji, ponieważ wtedy zamiast zacząć mówić, to ja już kompletnie się zamykam. Poza tym zauważyłam, że jeśli konwersacja dotyczy kilku osób, to kiedy wtrącam (a raczej próbuje wtrącić) swoje zdanie, to mało kogo ono interesuje i pozostaje ono bez echa... Nie jest tak zawsze, ale bardzo często i nie mam pojęcia czym to jest spowodowane, ponieważ nie czuję, aby moja wiedza czy myślenie było w jakimś stopniu gorsze od innych... I przez to jeszcze bardziej się zniechęcam, do wyrażania swoich myśli...
Sytuacja, która najbardziej utkwiła mi w głowie i która miała na mnie ogromny wpływ (ponieważ to wtedy tak naprawdę zrozumiałam, że serio coś jest ze mną nie tak) miała miejsce podczas studiowania mojego pierwszego kierunku studiów, który swoją drogą rzuciłam. Chodziłam na lektorat, który prowadziła dość specyficzna kobieta... Mianowicie w grupie było nas 3, więc łatwo się domyślić, że trudno aby się nie rzucać w oczy... Prowadząca na każdych zajęciach prowadziła z nami konwersacje, dyskusje dotyczące różnych rzeczy (polityka itp.) no i oczywiście ja byłam tą, która wcale nie zabierała głosu, podczas gdy tym pozostałym dwóm osobom nie zamykała się buzia. Mialam świadomość, że ta moja małomówność rzuca się w oczy, ale nie potrafiłam się przełamać, aby to zmienić. I podczas chyba 3 lub 4 zajęć owa prowadząca zadała pytanie bezpośrednio do mnie, przy czym ja się zamyśliłam i jej nie słuchałam i przyznałam się do tego i czy może powtórzyć, to o co mnie zapytała na co ona rzekła przy tej reszcie - a jakże - nie lubi nas pani i dlatego jest taka cicha i nic się nie odzywa? zupełnie nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, na co ona że nigdy nie spotkała się z takim dziwnym zachowaniem, że obecność mojej osoby wpływa negatywnie na atmosferę w grupie.... mówiła taki monolog przez około 5 minut... Nie trzeba sobie wyobrażać, co w tamtej chwili poczułam.
Sytuacja, która najbardziej utkwiła mi w głowie i która miała na mnie ogromny wpływ (ponieważ to wtedy tak naprawdę zrozumiałam, że serio coś jest ze mną nie tak) miała miejsce podczas studiowania mojego pierwszego kierunku studiów, który swoją drogą rzuciłam. Chodziłam na lektorat, który prowadziła dość specyficzna kobieta... Mianowicie w grupie było nas 3, więc łatwo się domyślić, że trudno aby się nie rzucać w oczy... Prowadząca na każdych zajęciach prowadziła z nami konwersacje, dyskusje dotyczące różnych rzeczy (polityka itp.) no i oczywiście ja byłam tą, która wcale nie zabierała głosu, podczas gdy tym pozostałym dwóm osobom nie zamykała się buzia. Mialam świadomość, że ta moja małomówność rzuca się w oczy, ale nie potrafiłam się przełamać, aby to zmienić. I podczas chyba 3 lub 4 zajęć owa prowadząca zadała pytanie bezpośrednio do mnie, przy czym ja się zamyśliłam i jej nie słuchałam i przyznałam się do tego i czy może powtórzyć, to o co mnie zapytała na co ona rzekła przy tej reszcie - a jakże - nie lubi nas pani i dlatego jest taka cicha i nic się nie odzywa? zupełnie nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, na co ona że nigdy nie spotkała się z takim dziwnym zachowaniem, że obecność mojej osoby wpływa negatywnie na atmosferę w grupie.... mówiła taki monolog przez około 5 minut... Nie trzeba sobie wyobrażać, co w tamtej chwili poczułam.