20 Sty 2020, Pon 6:59, PID: 814425
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Sty 2020, Pon 7:08 przez Bobek90.)
Witam po dłuższej przerwie.
Pewnie nie uwierzycie, minął ponad rok od kiedy otworzyłem ten temat, a ja w dalszym ciągu nie zapisałem się na żadną terapie. Nic nie zrobiłem w tym kierunku. I teraz żałuje, myślę sobie że jakbym jednak coś zrobił to może mimo całego mojego pesymizmu nie byłbym aż w takim . I myślę też że teraz to jest definitywnie za późno, 30-tka w tym roku stuknie. Dokładnie tak samo myślałem rok temu. I trzy lata temu. I... Jak to nazwać? Prokrastynacją? W dodatku od kilku miesięcy zaczeło mi się stopniowo pogarszać. Nie, to nie był spadek z przepaści ale powolny zjazd z górki. Z tygodnia na tygodnie człowiek tego spadku komfortu nie zauważa ale z miesiąca na miesiąc już tak. Powróciły stare mechanizmy. Na oglądanie pornosów znowu spędzam minimum kilkanaście godzin tygodniowo. I dużo kasy. Cholernie dużo. Obsesyjne myśli i kompulsje po krótkim okresie lekkiego wyciszenia znowu stają się obezwładniające. Pfuu. To są tak absurdalne myśli że mi i o tym tutaj wstyd pisać a co dopiero powiedzieć takiemu psychoterapeucie na żywo w cztery oczy. Mi samemu przed sobą jak się czasami nad nimi zastanawiam wstyd. Bo jak można się czymś takim absurdalnym aż tak przejmować. No jak?
Co gorsza pierwszy raz od 2007 zadurzyłem się w jednej dziewczynie. Właściwie nie wiem jak do tego doszło, bardzo przyciągała moją uwagę więc czasami się zapomniałem i nasz wzrok kilka razy się skrzyżował na dłuższa chwile, i takie tam pierdoły. Do tego momentu OK bo i tak tego nigdy nie brałem na poważnie. Wszak mam Zespół Niedojebanie Uogólnionego (ZNU) więc i tak nie ma co się implikować. Na moje nieszczęście ona sama zaczęła się mocno implikować, ja jak zwykle zauważyłem to za późno i zinterpretowałem źle jej intencje więc z mojej strony przez jeszcze chwile było to samo, czyli raz jakieś spojrzenie w oczy raz udawanie że nie zauważam i patrzenie w drugą stronę. Poza "co słychąć" "cześć" też nie doszło do rozmowy jako takiej. No ale Ona w dalszym ciągu dawała wyraźnie do zrozumienia że nie obraziłaby się jakbym podszedł, tutaj opuściłem gardę i zacząłem fantazjować że może, że jednak, że mimo ZNU, jest to realne i się trochę zadurzyłem, choć akurat nie jestem do końca pewien czy w niej samej, czy w dziewczynie która istnieje w moich fantazjach. W tym momencie zacząłem robić dokładnie to samo co zrobiłem gdy zdarzyło mi się tak zafascynować kimś po raz pierwszy i ostatni, w 2007, czyli zesrałem się ze strachu - jak odpowiem to odkryje moje prawdziwe ja i wszyscy się dowiedzą, maska upadnie - i zacząłem ją ostentacyjne olewać. Ja to zrobiłem ze strachu, ale czuje się cholernie źle, bo z perspektywy normalsa zachowałem się jak zwykły gnój. Ostatnio tak przechodziłem, i akurat z kimś gadała, i jak zdała sobie sprawę że udaje że jej niewidzę, to aż się jej głos załamał. Nawet się nie odwróciłem bo nie byłem w stanie, czułem się sparaliżowany, ale mnie to tak cholernie zabolało, przez następny trzy dni nie mogłem o niczym innym myśleć. W końcu po kilku tygodniach dała spokój.
A ja mam teraz cholernego potwornego doła. Już było źle ze mną przed tym. Do tego zauroczyłem się i choć staram się nie myśleć o niej już tego nie potrafię nie robić. W dodatku czuję się źle, bo wyobrażam sobie jak mogła odebrać moje zachowanie, w sumie to chyba lepiej czułbym się gdyby ona mnie tak potraktowała i zaczęła olewać. Teraz oprócz depresji mam jeszcze wyrzuty sumienia. I nie, w tym punkcie już nawet nie będę w stanie się ich pozbyć, nie ma teraz opcji żebym się teraz przełamał i spróbował jej wytłumaczyć, teraz dosłownie dostaje paraliżu kiedy wiem że jest w pobliżu, nie ma już momentów zapomnienia w których zapominam że mam ZNU.
Ech, nie wiem, to wszystko plus 30-tka za chwile, sprawia że czuje się bardzo źle i bardzo niestabilnie emocjonalnie. W jednej chwili jestem jakby w stanie euforii i myślę że jak w dalszym ciągu takie dziewczyny potrafią się tak mną zainteresować to może jeszcze do końca nie straciłem mojego życia i może warto pójść na terapie i trochę naprawić moje życie, z drugiej strony w następnej chwili spada mi strasznie humor i myślę że nigdy nie będę w stanie już naprostować mojej psychiki i że samobójstwo w wieku 29 lat brzmi w sumie fajnie, a przynajmniej lepiej niż wegetacja na 30-stce. Spokojnie, to tylko analiza wstępna, więcej mojego fantazjowanie, bo pewnie nawet na to nie miałbym jaj.
Ech... chyba muszę iść na te terapie, bo przez to wszystko perspektywa dalszego wegetowanie już mi zwyczajnie nie starczy, czasami mam poprostu ochotę płakać. W 2007 się zakochałem, zrobiłem mniej więcej to samo, i pamiętam że 2 lata zajęło mi przestać czuć żalu z tego że nie potrafiłem. Czasami się boje żeby teraz nie zdarzyło mi się to samo.
PS.
Trochę się wyżaliłem, wyrzuciłem to z siebie, może trochę mi lżej teraz będzie.
Pewnie nie uwierzycie, minął ponad rok od kiedy otworzyłem ten temat, a ja w dalszym ciągu nie zapisałem się na żadną terapie. Nic nie zrobiłem w tym kierunku. I teraz żałuje, myślę sobie że jakbym jednak coś zrobił to może mimo całego mojego pesymizmu nie byłbym aż w takim . I myślę też że teraz to jest definitywnie za późno, 30-tka w tym roku stuknie. Dokładnie tak samo myślałem rok temu. I trzy lata temu. I... Jak to nazwać? Prokrastynacją? W dodatku od kilku miesięcy zaczeło mi się stopniowo pogarszać. Nie, to nie był spadek z przepaści ale powolny zjazd z górki. Z tygodnia na tygodnie człowiek tego spadku komfortu nie zauważa ale z miesiąca na miesiąc już tak. Powróciły stare mechanizmy. Na oglądanie pornosów znowu spędzam minimum kilkanaście godzin tygodniowo. I dużo kasy. Cholernie dużo. Obsesyjne myśli i kompulsje po krótkim okresie lekkiego wyciszenia znowu stają się obezwładniające. Pfuu. To są tak absurdalne myśli że mi i o tym tutaj wstyd pisać a co dopiero powiedzieć takiemu psychoterapeucie na żywo w cztery oczy. Mi samemu przed sobą jak się czasami nad nimi zastanawiam wstyd. Bo jak można się czymś takim absurdalnym aż tak przejmować. No jak?
Co gorsza pierwszy raz od 2007 zadurzyłem się w jednej dziewczynie. Właściwie nie wiem jak do tego doszło, bardzo przyciągała moją uwagę więc czasami się zapomniałem i nasz wzrok kilka razy się skrzyżował na dłuższa chwile, i takie tam pierdoły. Do tego momentu OK bo i tak tego nigdy nie brałem na poważnie. Wszak mam Zespół Niedojebanie Uogólnionego (ZNU) więc i tak nie ma co się implikować. Na moje nieszczęście ona sama zaczęła się mocno implikować, ja jak zwykle zauważyłem to za późno i zinterpretowałem źle jej intencje więc z mojej strony przez jeszcze chwile było to samo, czyli raz jakieś spojrzenie w oczy raz udawanie że nie zauważam i patrzenie w drugą stronę. Poza "co słychąć" "cześć" też nie doszło do rozmowy jako takiej. No ale Ona w dalszym ciągu dawała wyraźnie do zrozumienia że nie obraziłaby się jakbym podszedł, tutaj opuściłem gardę i zacząłem fantazjować że może, że jednak, że mimo ZNU, jest to realne i się trochę zadurzyłem, choć akurat nie jestem do końca pewien czy w niej samej, czy w dziewczynie która istnieje w moich fantazjach. W tym momencie zacząłem robić dokładnie to samo co zrobiłem gdy zdarzyło mi się tak zafascynować kimś po raz pierwszy i ostatni, w 2007, czyli zesrałem się ze strachu - jak odpowiem to odkryje moje prawdziwe ja i wszyscy się dowiedzą, maska upadnie - i zacząłem ją ostentacyjne olewać. Ja to zrobiłem ze strachu, ale czuje się cholernie źle, bo z perspektywy normalsa zachowałem się jak zwykły gnój. Ostatnio tak przechodziłem, i akurat z kimś gadała, i jak zdała sobie sprawę że udaje że jej niewidzę, to aż się jej głos załamał. Nawet się nie odwróciłem bo nie byłem w stanie, czułem się sparaliżowany, ale mnie to tak cholernie zabolało, przez następny trzy dni nie mogłem o niczym innym myśleć. W końcu po kilku tygodniach dała spokój.
A ja mam teraz cholernego potwornego doła. Już było źle ze mną przed tym. Do tego zauroczyłem się i choć staram się nie myśleć o niej już tego nie potrafię nie robić. W dodatku czuję się źle, bo wyobrażam sobie jak mogła odebrać moje zachowanie, w sumie to chyba lepiej czułbym się gdyby ona mnie tak potraktowała i zaczęła olewać. Teraz oprócz depresji mam jeszcze wyrzuty sumienia. I nie, w tym punkcie już nawet nie będę w stanie się ich pozbyć, nie ma teraz opcji żebym się teraz przełamał i spróbował jej wytłumaczyć, teraz dosłownie dostaje paraliżu kiedy wiem że jest w pobliżu, nie ma już momentów zapomnienia w których zapominam że mam ZNU.
Ech, nie wiem, to wszystko plus 30-tka za chwile, sprawia że czuje się bardzo źle i bardzo niestabilnie emocjonalnie. W jednej chwili jestem jakby w stanie euforii i myślę że jak w dalszym ciągu takie dziewczyny potrafią się tak mną zainteresować to może jeszcze do końca nie straciłem mojego życia i może warto pójść na terapie i trochę naprawić moje życie, z drugiej strony w następnej chwili spada mi strasznie humor i myślę że nigdy nie będę w stanie już naprostować mojej psychiki i że samobójstwo w wieku 29 lat brzmi w sumie fajnie, a przynajmniej lepiej niż wegetacja na 30-stce. Spokojnie, to tylko analiza wstępna, więcej mojego fantazjowanie, bo pewnie nawet na to nie miałbym jaj.
Ech... chyba muszę iść na te terapie, bo przez to wszystko perspektywa dalszego wegetowanie już mi zwyczajnie nie starczy, czasami mam poprostu ochotę płakać. W 2007 się zakochałem, zrobiłem mniej więcej to samo, i pamiętam że 2 lata zajęło mi przestać czuć żalu z tego że nie potrafiłem. Czasami się boje żeby teraz nie zdarzyło mi się to samo.
PS.
Trochę się wyżaliłem, wyrzuciłem to z siebie, może trochę mi lżej teraz będzie.