17 Lis 2018, Sob 15:11, PID: 771771
(13 Lis 2018, Wto 21:01)AvoPerDis napisał(a): Po przeczytaniu twojego posta, specjalnie założyłem tu konto żeby napisać że podpisuję się obiema rękami pod każdym twoim słowem, a nawet pod każdą literą, i pod każdym pieprzonym pikselem
Wszystko co opisałaś pokrywa się ze mną tak bardzo, że aż trochę płakałem czytając. Kiedyś myślałem że fobia społeczna to życie w koszmarze.. Ale potem poznałem osobowość unikającą i zrozumiałem że koszmar to sielanka w porównaniu z tym. Tak naprawdę żyjemy w najgorszym piekle.
U mnie nawet ze studiami było identycznie, przetrwałem dwa najtrudniejsze semestry, tylko po to żeby na trzecim na własne życzenie zrezygnować, bo zaczęły się projekty grupowe, współpraca, a ja bałem się zintegrować z kimkolwiek, poprosić o pomoc, zwyczajne otworzyć gębę do kogoś, więc przestałem chodzić. Teraz studiuje zaocznie i nawet nie wiem czy ktoś tam wie jak się w ogóle nazywam (po dwóch latach!). Tak bardzo bym chciał się odważyć kogoś poznać, a mimo to wbrew mojej woli organizm zawsze robi zupełnie na odwrót. Im bardziej pragnę powiedzieć "tak", tym dłuższą i wyczerpującą walkę prowadzę ze sobą po to by ostatecznie po wielu mękach powiedzieć "nie". Mam wrażenie że świadomość jest tylko więźniem w moim ciele, a ja nie mam nad niczym kontroli, ten strach po prostu przejmuje władzę i katuje do momentu aż mu się podporządkuje
I to zakładanie maski, i robienie wszystkiego wbrew sobie, obsesyjne dbanie o siebie żeby wyglądać jak całkowicie normalny człowiek, udawanie inteligentnego, ogarniętego, ciągłe wymyślanie nowych wymówek, tylko po to żeby się nie wydało.. że w rzeczywistości potrafię przez miesiąc nie wychodzić z domu i nie jestem w stanie przeprowadzić normalnej rozmowy z obcą osobą. Chociaż jednocześnie fantazjuje o kontaktach z ludźmi i żeby mieć chociaż kilku znajomych, bardziej niż o czymkolwiek innym. I ten stan ciągłego unikania trwa przez całe życie, jest jedynym światem jaki znam, nawet nie rozumiem jak ludzie to robią że są normalni. A najśmieszniejsze że anonimowo w internecie też nie potrafię się otworzyć bo mam paranoję że jak podam za dużo informacji o sobie to ktoś mnie wystalkuje, z tym że dla mnie za dużo to nawet podanie miasta w którym mieszkam.
Czasami myślę że to nie jest osobowość unikająca, tylko osobowość która już dawno s+ xD.. I zostawiła nas samych na pastwę losu, bo ciężko mi nawet określić czym tak naprawdę jestem, po tylu latach wykańczania samego siebie już nawet nie wiem czy posiadam jakieś wartości, cele, pragnienia, sens.. jedyne pragnienie jakie mam to żeby zdechnąć albo magicznie wyzdrowieć, obojętnie, byle by tylko uwolnić się od tego lęku
Serio wolałbym się zamienić na jakąkolwiek inną chorobę, raka, kalectwo, cokolwiek, mógłbym nie mieć nóg, ale przynajmniej byłbym zauważony przez kogoś w swoim cierpieniu, niż cierpieć w rzeczywistości w której nikt nawet nie ma pojęcia co się dzieje i nie jest możliwe żeby w jakikolwiek sposób to wyjaśnić.
K***a, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy przeczytałam Twojego posta, bo właśnie do takich ludzi kierowałam swój tekst, a sądząc po tym co i jak napisałeś, to jestem skłonna uwierzyć, że masz podobnie, a może i nawet tak samo.
Potwierdzam wszystko, co napisałeś - no, może oprócz stalkingu, takiej fobii akurat nie mam, ale generalnie i tak nie podaję w internecie informacji o sobie, a jeśli już muszę to podaję minimum. Poza tym też mogę siedzieć w domu tygodniami, też miewałam myśli, że wyda się jaka jestem "nienormalna", a ludzie będą wytykać mnie palcem i śmiać się z tego, też myślałam, jak oni wszyscy mogą tak po prostu ze sobą rozmawiać i cieszyć się życiem, jak mogą być tacy normalni, a już najczęściej myślę o tym, że z chęcią zamieniłabym się na jakąś inną chorobę albo, że wolałabym, żeby mi nogi na żywca urżnęli, pobolałoby trochę, a później (jeślibym przeżyła) miałabym spokój do końca życia. Tak jak pisałam, to jest tragedią tej "choroby", czy ch** wie czego, że nikt tego tak naprawdę nie widzi i nie ma pojęcia, co czuje taki człowiek. Spędziłam setki godzin na rozmawianiu o tym z moją matką i nadal mam wrażenie, że ona nic nie rozumie, bo zrozumieć to może chyba tylko ten, kto się z tym męczy. Cały świat sam w sobie jest niesprawiedliwy i zamiast walczyć z wyzwaniami codzienności, czuję, że walczę z sobą. Zamiast przekierować swoją energię, żeby zdziałać coś konstruktywnego, wbrew swej woli skupiam się na nienawiści do siebie. Tacy jak ja walczą nie tylko z przeciwieństwami losu, ale też z sobą, przede wszystkim z sobą. W sumie nic dziwnego, że czuję się jakby naprawdę stała mi się jakaś tragedia, chociaż fizycznie, w rzeczywistości nic się nie dzieje. To piekło jest tylko w mojej głowie.
Przetrwałeś dwa semestry?! Ja nawet jednego nie wytrzymałam, zrezygnowałam po 2-3 miesiącach. Inna sprawa, że przedmioty były tłumaczone w sposób nudny i niezrozumiały, ale nie to było decydującym czynnikiem. Po tym tak się załamałam, że wpadłam w kilkuletnią depresję i ze strachu przed kolejną porażką nie podejmowałam się niczego, co mogłoby zapewnić mi przyszłość i satysfakcję z życia. Byłam społecznie nieużyteczna, stałam się takim darmozjadem - czyli dokładnie tym, kim nigdy nie chciałam się stać. Na domiar złego zawsze miałam chore ambicje i myślałam, że będę mieć fajną pracę i ciekawe życie, a to nieprzystosowanie społeczne z czasem minie i w końcu będę szczęśliwa. Nie muszę pisać, jak dobijające było to, że musiałam się pogodzić z tym, że nie daję nic od siebie w budowaniu tej cywilizacji. Ten cały ból egzystencjalny zmusił mnie do myślenia, że w sumie nie ważne, czy będę inżynierem nasa czy kasjerką w tesco, teraz chcę po prostu być szczęśliwa, dobrze czuć się przy ludziach i nie niszczyć siebie.
(13 Lis 2018, Wto 21:01)AvoPerDis napisał(a): NAWET TUTAJ, na forum dla fobików, wydaje mi się że ludzie starają się Ci pomóc, odpisują jakieś pierdoły, ale widać wyraźnie że nie są w stanie w pełni współodczuć tego co tak naprawdę opisałaś
Serio dziwię się, że ktoś to zauważył, odczuwam zupełnie tak samo i po cichu liczyłam na taki komentarz. Wydaje się, że to co mam/mamy nie jest typową fobią społeczną, czy zaburzeniami osobowości - albo to jakieś smutne combo, albo w ogóle coś, czego nikt jeszcze nie zauważył. Zawsze miałam wrażenie, że nie pasuję pod żadne schematy i między innymi dlatego ciągle pozostaję niezauważona. Jeśli ktoś ma fobię społeczną i czuje się inny, to ja czuję się jeszcze "inniejsza" od niego.
Koniec końców dzięki, że zdecydowałeś się napisać. Świadomość, że ktoś ma podobnie dodaje otuchy. Wiem, że ciężko jest się uzewnętrzniać, ale gdy będziemy milczeć to nikt się nigdy nie dowie, że ludzie mają takie problemy.