12 Gru 2018, Śro 14:56, PID: 775223
@Niered
Moja ocena jest na poziomie Rowu Mariańskiego, prawdopodobnie złożyło się na na to że za małego dziecka każdy mnie w ten czy inny sposób odrzucił (ojciec, ojczym, babcia*) a mama która nie odrzuciła była/jest nadopiekuńcza. Być może dlatego nigdy nie potrafiłem nikomu pokazać zainteresowania, nawet jak to dziewczyna pierwsza wyjawiała zainteresowanie mną. Pewnie dlatego od kilku lat nie mam znajomych.
Ale paradoksalnie mam poczucie że jestem nic nie warty przez moje dzieciństwo, nie przeze mnie per se. Nie jestem kretynem, ja to wiem. Nigdy nie musiałem się zbytnio uczyć do egzaminów szkolnych żeby otrzymywać dobre oceny. Nie mówię że byłem zawsze najbystrzejszą osobą, ale zawsze miałem poczucie że jedną z pierwszych z klasy. Jeśli miałem poczucie że to wszystko nic nie warte, to nie dlatego że myślałem że jestem za głupi żeby zrozumieć, tylko że i tak tego nie wykorzystam, bo nie jestem przebojowy, nie potrafię budować kontaktów, itd. Z urodą było trochę inaczej, bo to nieustanne zaloty różnych dziewczyn dopiero mnie uświadomiły że jestem atrakcyjny. To był taki konflikt z jednej strony między świadomością że dziewczyny mnie zauważają, a z drugiej strony moimi kompleksami. Pamiętam że jak byłem w gimnazjum to chciałbym być brzydszy żeby nie zwracać tyle uwagi, stresowało mnie to mocno, chciałem być niewidzialny
Dzisiaj jeśli porównują się z moimi rówieśnikami np. z pracy czy z dawnych czasów to czuje się gorszy, ale nie ze względu na urodę czy inteligencje, tylko z tego że ja się boje i nie potrafię prowadzić życia społecznego, a oni nie. I... kurde muszę iść do pracy bo się spóźnię...
Cytat:z+ mózgowe czy niedojebanie to bardzo krzywdzące określenia. Nie jesteś taki, uniżasz swoją wartość.Niedojebanie jako określenie wziąłem od @"Zas" , bardzo mi się spodobało. Nie wiem w jakim kontekście używał go on, jak go używam w sposób autoironiczny.
Ba, robisz z siebie kretyna a nim nie jesteś
Moja ocena jest na poziomie Rowu Mariańskiego, prawdopodobnie złożyło się na na to że za małego dziecka każdy mnie w ten czy inny sposób odrzucił (ojciec, ojczym, babcia*) a mama która nie odrzuciła była/jest nadopiekuńcza. Być może dlatego nigdy nie potrafiłem nikomu pokazać zainteresowania, nawet jak to dziewczyna pierwsza wyjawiała zainteresowanie mną. Pewnie dlatego od kilku lat nie mam znajomych.
Ale paradoksalnie mam poczucie że jestem nic nie warty przez moje dzieciństwo, nie przeze mnie per se. Nie jestem kretynem, ja to wiem. Nigdy nie musiałem się zbytnio uczyć do egzaminów szkolnych żeby otrzymywać dobre oceny. Nie mówię że byłem zawsze najbystrzejszą osobą, ale zawsze miałem poczucie że jedną z pierwszych z klasy. Jeśli miałem poczucie że to wszystko nic nie warte, to nie dlatego że myślałem że jestem za głupi żeby zrozumieć, tylko że i tak tego nie wykorzystam, bo nie jestem przebojowy, nie potrafię budować kontaktów, itd. Z urodą było trochę inaczej, bo to nieustanne zaloty różnych dziewczyn dopiero mnie uświadomiły że jestem atrakcyjny. To był taki konflikt z jednej strony między świadomością że dziewczyny mnie zauważają, a z drugiej strony moimi kompleksami. Pamiętam że jak byłem w gimnazjum to chciałbym być brzydszy żeby nie zwracać tyle uwagi, stresowało mnie to mocno, chciałem być niewidzialny
Dzisiaj jeśli porównują się z moimi rówieśnikami np. z pracy czy z dawnych czasów to czuje się gorszy, ale nie ze względu na urodę czy inteligencje, tylko z tego że ja się boje i nie potrafię prowadzić życia społecznego, a oni nie. I... kurde muszę iść do pracy bo się spóźnię...