18 Lip 2018, Śro 14:39, PID: 755461
(18 Lip 2018, Śro 13:27)Czereśnia napisał(a):Ja nie zawsze mam "ból d*py", jak nie ma odzewu. Czasem marudzę dla "attention whoringu", ale czasem dla rozładowania napięcia, wtedy jest mi obojętne, czy będzie odzew czy nie.(18 Lip 2018, Śro 12:44)smutna00 napisał(a): Skończyło by się kłótnią? @Czereśnia
Moje bycie sobą to milczenie i takie se istnienie jakby mnie nie było, wiecie o co chodzi?...
Nie kłótnią, ale wzięłabym to bardzo do siebie. Bo kurde, w tym moim użalaniu się chodzi chyba głównie o to, żeby ktoś mi poświęcił trochę uwagi. Czasem to jest jedyny sposób, by ktoś się mną zainteresował. Bo zainteresowanie jest, jak już jest źle. No kurde. Przed szpitalem dla rodziców było wsio w pariadkie. Po szpitalu też chyba będzie zlewka. Ten nieszczęsny atenszyn horing.
Gdy ja jestem w pełni sobą... no nie, są dwa bieguny. Jeden milczenie i olewka, drugi gdzie mnie wszędzie pełno i wpadam w słowotok.
(18 Lip 2018, Śro 12:58)paranormal987 napisał(a): Ochota na użalanie przechodzi mi na chwilę. W moim użalaniu nie chodzi o jednorazowe wyrzucenie, a o regularne rozładowywanie napięcia. Ochota zależy od poziomu napięcia. Dlatego w realu użalam się jedynie w myślach. Jakbym się użalał komuś, to ten ktoś by "oszalał". Dodatkowo na pewnym forum ktoś mnie kiedyś podsumował, że jestem "attention whore", myślę, że mógł mieć rację, moje użalanie oprócz rozładowywania napięcia to także uprawianie "attention whoringu" (internetowego, w realu wolę być "niewidzialny"). Internetowy "attention whoring" i "niewidzialność" w realu to też elementy mojego bycia sobą.
Co do lęku, to chodzi mi o ogólną całościową lękliwość. Że postawą ciała i mimika twarzy, odwzorowujące, iż jestem osobą "bojącą się własnego cienia", to moja naturalna postawa ciała i mimika twarzy, zgodna z moją naturą.
Mnie nikt tak nie określił, ale widzę to w swoim zachowaniu. Czasem jak nie wiadomo, jak do kogoś zagadać, to właśnie marudzeniem. Plus spora część, właściwie prawie wszystkie znajomości były z osobami z problemami. Marudzenie, wylewanie żalu było rzeczą normalną. To wchodzi w nawyk.
Tak jak wchodzę tu na forum, ładuję posta, że mi źle i czekam... jak nie mam odzewu, to bul dópy. Jak mam, to przecież porady przez internet nic nie pomogą, potwierdzone i sprawdzone przez 3 lata. Najlepiej gdy bliska osoba zaoferuje jakieś wspólne spędzanie czasu, żeby nie nakręcać się na negatywne myśli, tylko to przerwać. Dlatego nie chciałam iść na studia zaoczne, nie chcę zostawać w domu. (Nieee, już się robi preludium do użalania, no way, stop.)
Niewidzialność w realu... też czasem wolę powiedzieć rodzicom, że czuję się ok, pomimo, że widać, że nie jest ok. Ostatnio na realną szczerość sobie pozwoliłam, gdy siedziałam pod kaloryferem w szpitalu, wpatrzona w podłogę. "Koleżanka" z sali mnie zapytała nad czym tak myślę. Wahałam się, ale powiedziałam, pokazując blizny "ciekawe czy to kiedyś zniknie". Powiedziała mi, żebym już nigdy tego nie robiła, że mogłam stracić rękę, żebym się nie przejmowała śladami, z czasem znikną, zbledną, pokazała mi swoje blizny na nogach, nie odważyłam się zapytać po czym. Gdy takie samo pytanie zadałam mamie, to z tonu jej wypowiedzi czułam, jakby chciała mi powiedzieć "masz nauczkę na całe życie".
Co jest zabawne, w ramach mojego atenszyn horingu w maju miałam myśli, żeby tak faktycznie sobie podciąć żyły, żeby z tego powodu mnie wzięli do szpitala, żeby rodzina się zainteresowała. Okrężną drogą wyszło, ale rezultat nie taki, jak chciałam xD
Paranormal, mimo tej lękliwości czujesz się komfortowo, śmielej w towarzystwie bliższej osoby?
W realu nie mówię nikomu, jak się czuję, bo i po co. Ludzie by raczej krytycznie byli nastawieni do tego.
Tylko przy jednej biologicznie bliższej osobie czuję się śmielej. A w pełni komfortowo to się czuję na osobności.