10 Lis 2013, Nie 3:17, PID: 369875
Witaj Alette
Współczuję Ci, że byłaś molestowana seksualnie !! Zupełnie nie dziwi mnie ,że od dziecka masz nerwice i depresję, każdy by miał ! .Ilekroć słyszę o tym, że ktoś dorosły wykorzystuje (molestuje) małe dzieci czuję gniew i nie wiem co bym zrobił takiemu jak bym spotkał go na swojej drodze . Zastanawiam się jak bardzo trzeba mieć „zrytą” psychikę, żeby odczuwać pociąg do dzieci..
Wiesz, nie wiem jak by było w przypadku alkoholika nie pijącego kilka lat, być może poradziłbym sobie z taką sytuacją, gdyby była incydentalna, gorzej jakby stale przebywał w miejscach (z własnej woli) gdzie pije się alkohol. Mam kolegę alkoholika (poznałem go na terapii) który nie pije już jakieś 9-10 lat, to jak miał kilkuletnią abstynencje to zdarzało mu się przebywać z ludźmi pijącymi..Wyjechał do pracy do Anglii i po prostu nie miał wyjścia, z takimi mieszkał. Ale jakoś dał radę, teraz ma już swoje mieszkanie i dobrał sobie takich znajomych, którzy nie nadużywają alkoholu.
Ale w przypadku osób o świeżej abstynencji nieprzekraczającej 1-2 lat uczą na terapii AA (byłem- 6miesięcy ) że należy unikać „wyzwalaczy” czyli rzeczy, miejsc, pewnych zachowań, wiążących się z piciem, zażywaniem (narkotyków lub leków). Przykładowe zalecenia podawane w trakcie terapii: nie wchodzić w ogóle, omijać szerokim łukiem piwiarnie, knajpy, miejsca gdzie podawany jest alkohol ! unikać stoisk z alkoholem w sklepach, nie pić nawet piwa bezalkoholowego !
Nie wolno używać syropów na alkoholu, czekoladek, wszystkiego co może pachnie jak alkohol. Unikać ludzi ,towarzystwa z którymi się piło, nawet pusta butelka po wódce może wywołać silny „alkoholowy głód” Jest sporo takich sztywnych zasad na początek,gdy ta „trzeźwość” jest jeszcze słabiutka i niepewna, są to jakby „gotowce”, gotowe szablony postępowania, mające za zadanie zapewnić bezpieczeństwo uzależnionemu na początku drogi, aby nie wpadł z powrotem w nałóg.
Tak Alette, byłem na kilku terapiach, raz pobyt w szpitalu psychiatrycznym (błąd!- brak terapii – duża trauma) , byłem na trzech oddziałach nerwic w różnych miastach i jednej terapii w ośrodku leczenia uzależnień ,gdzie byłem 6 miesięcy, w międzyczasie różne mniejsze detoksy. Jeździłem też przez 1 roku na terapię grupową - ambulatoryjną – (będąc jeszcze na małej dawce benzodiazepin ) . Obecnie leczę się w Ośrodku Leczenia Uzależnień i Współuzależnień, w ramach NFZ uczestniczę od kilku lat w psychoterapii indywidualnej. Mam założoną kartę jako pacjent uzależniony.
Trafiłem na nią będąc na 9-10 tabl Clona. Psycholog wysłał mnie na detoks który zakończył się powiedzmy częściowym sukcesem, bo odstawiłem pierońsko uzależniającego ( przynajmniej moim zdaniem ) Clona, ale po półtora miesiącu wróciłem do benzo , ale do innego, słabszego Cloranxenu ..Splot pechowych zdarzeń, Clonazepam odstawili mi chyba za szybko (10 dni), a facet u którego miałem rozpocząć terapię doznał poważnego urazu nogi i wypadł „z obiegu” na parę miesięcy, ja nie miałem co z sobą zrobić, a Clonazepam brałem 9 lat, czułem się źle,więc zacząłem brać ten Cloranxen.
Później po powrocie psychologa jechałem na tym Cloranxenie rozpoczynając psychoterapię psychodynamiczną (głęboką) ,dowiedziałem się wiele o sobie,o swojej rodzinie, o różnych nie do końca zdrowych relacjach, leków brałem już nie wiele, w porównaniu do tego co wcześniej, nawet na mnie fizycznie nie działały, myślałem ,że ta ilość już nie ma znaczenia i w zasadzie miałem kończyć terapię, ale zdecydował się za namową psychoterapeuty ,ze odstawie je do zera, no i tu niespodzianka! Po odstawieniu benzo do 0 nastąpił u mnie poważny kryzys, można powiedzieć,że byłem bardziej uzależniony od nich psychicznie (psychologicznie), niż myślałem (14 lat codziennego ciągłego brania), no i rozpadłem się „w pył”!
Nawrót fobii społecznej, z wtórną agorafobią, do tego współistniejący z nimi zespół lęku uogólnionego + pewne symptomy zespołu stresu pourazowego (PTSD) po 23 nieudanych próbach odstaw benzodiazepin. No i musiałem podjąć dalszą terapię, tym razem taką chyba z elementami terapii behawioralno- poznawczej, ale nie tylko..Ja też nie toleruje takiej terapii jak to Allete nazwałaś „zatapiania”, próbowałem w trakcie 1 roku „na siłę „ rzucać się na głęboką wodę..Cierpiąc na fobię społeczną i agorafobię wsiadałem na rower ,próbowałem jeździć po mieście ,albo na siłę czując lęk wchodziłem do dużych sklepów typu biedronka, Tesco,skończyło się to fatalnie, zderzałem się z totalną „ścianą”! Lęk i napięcie tak silne, że aż ból ciała, derealizacja sprawiło, że wycofałem się jeszcze bardziej do domu..
Ciekawe porównanie z tym mostem! Zakładając ,że na ten most wchodzi się już bez benzo, to ja bym siebie umieścił gdzieś już nie na jego początku, ale na pewno jeszcze nie w połowie - myślę,że pokonałem go na tą chwilę tak w granicach 30- 35% w porywach do 40 % przy dobrym wietrze
Alette gratulacje, że zdecydowałaś się na terapię !! To duży krok, nie ważne,czy na lekach, czy już bez ,jak to mówią pierwsze koty za płoty i ważne,żeby na początek zobaczyć jak to wygląda, „obwąchać”,trzeba próbować, ale też mieć świadomość, że nie od razu „Kraków zbudowano” i że zmiana zachowań, przekonań, praca nad osobowością to nie leczenie grypy, może trwać wiele miesięcy,a nawet kilka lat ! To proces, no ale jeśli mamy do wyboru, ładować chemię do organizmu latami zamieniając się znieczulone, zobojętniałe emocjonalnie i uczuciowo „zombie”, i pozwolić by zdarzyło się wiele innych „niefajnych rzeczy” po drodze, a na starość nasz mózg stał się suchą, porowatą , pustą „gąbką” , to zdaje się ,że lepiej stopniowo zmieniać nasz stan obecny..
Współczuję Ci, że byłaś molestowana seksualnie !! Zupełnie nie dziwi mnie ,że od dziecka masz nerwice i depresję, każdy by miał ! .Ilekroć słyszę o tym, że ktoś dorosły wykorzystuje (molestuje) małe dzieci czuję gniew i nie wiem co bym zrobił takiemu jak bym spotkał go na swojej drodze . Zastanawiam się jak bardzo trzeba mieć „zrytą” psychikę, żeby odczuwać pociąg do dzieci..
Wiesz, nie wiem jak by było w przypadku alkoholika nie pijącego kilka lat, być może poradziłbym sobie z taką sytuacją, gdyby była incydentalna, gorzej jakby stale przebywał w miejscach (z własnej woli) gdzie pije się alkohol. Mam kolegę alkoholika (poznałem go na terapii) który nie pije już jakieś 9-10 lat, to jak miał kilkuletnią abstynencje to zdarzało mu się przebywać z ludźmi pijącymi..Wyjechał do pracy do Anglii i po prostu nie miał wyjścia, z takimi mieszkał. Ale jakoś dał radę, teraz ma już swoje mieszkanie i dobrał sobie takich znajomych, którzy nie nadużywają alkoholu.
Ale w przypadku osób o świeżej abstynencji nieprzekraczającej 1-2 lat uczą na terapii AA (byłem- 6miesięcy ) że należy unikać „wyzwalaczy” czyli rzeczy, miejsc, pewnych zachowań, wiążących się z piciem, zażywaniem (narkotyków lub leków). Przykładowe zalecenia podawane w trakcie terapii: nie wchodzić w ogóle, omijać szerokim łukiem piwiarnie, knajpy, miejsca gdzie podawany jest alkohol ! unikać stoisk z alkoholem w sklepach, nie pić nawet piwa bezalkoholowego !
Nie wolno używać syropów na alkoholu, czekoladek, wszystkiego co może pachnie jak alkohol. Unikać ludzi ,towarzystwa z którymi się piło, nawet pusta butelka po wódce może wywołać silny „alkoholowy głód” Jest sporo takich sztywnych zasad na początek,gdy ta „trzeźwość” jest jeszcze słabiutka i niepewna, są to jakby „gotowce”, gotowe szablony postępowania, mające za zadanie zapewnić bezpieczeństwo uzależnionemu na początku drogi, aby nie wpadł z powrotem w nałóg.
Tak Alette, byłem na kilku terapiach, raz pobyt w szpitalu psychiatrycznym (błąd!- brak terapii – duża trauma) , byłem na trzech oddziałach nerwic w różnych miastach i jednej terapii w ośrodku leczenia uzależnień ,gdzie byłem 6 miesięcy, w międzyczasie różne mniejsze detoksy. Jeździłem też przez 1 roku na terapię grupową - ambulatoryjną – (będąc jeszcze na małej dawce benzodiazepin ) . Obecnie leczę się w Ośrodku Leczenia Uzależnień i Współuzależnień, w ramach NFZ uczestniczę od kilku lat w psychoterapii indywidualnej. Mam założoną kartę jako pacjent uzależniony.
Trafiłem na nią będąc na 9-10 tabl Clona. Psycholog wysłał mnie na detoks który zakończył się powiedzmy częściowym sukcesem, bo odstawiłem pierońsko uzależniającego ( przynajmniej moim zdaniem ) Clona, ale po półtora miesiącu wróciłem do benzo , ale do innego, słabszego Cloranxenu ..Splot pechowych zdarzeń, Clonazepam odstawili mi chyba za szybko (10 dni), a facet u którego miałem rozpocząć terapię doznał poważnego urazu nogi i wypadł „z obiegu” na parę miesięcy, ja nie miałem co z sobą zrobić, a Clonazepam brałem 9 lat, czułem się źle,więc zacząłem brać ten Cloranxen.
Później po powrocie psychologa jechałem na tym Cloranxenie rozpoczynając psychoterapię psychodynamiczną (głęboką) ,dowiedziałem się wiele o sobie,o swojej rodzinie, o różnych nie do końca zdrowych relacjach, leków brałem już nie wiele, w porównaniu do tego co wcześniej, nawet na mnie fizycznie nie działały, myślałem ,że ta ilość już nie ma znaczenia i w zasadzie miałem kończyć terapię, ale zdecydował się za namową psychoterapeuty ,ze odstawie je do zera, no i tu niespodzianka! Po odstawieniu benzo do 0 nastąpił u mnie poważny kryzys, można powiedzieć,że byłem bardziej uzależniony od nich psychicznie (psychologicznie), niż myślałem (14 lat codziennego ciągłego brania), no i rozpadłem się „w pył”!
Nawrót fobii społecznej, z wtórną agorafobią, do tego współistniejący z nimi zespół lęku uogólnionego + pewne symptomy zespołu stresu pourazowego (PTSD) po 23 nieudanych próbach odstaw benzodiazepin. No i musiałem podjąć dalszą terapię, tym razem taką chyba z elementami terapii behawioralno- poznawczej, ale nie tylko..Ja też nie toleruje takiej terapii jak to Allete nazwałaś „zatapiania”, próbowałem w trakcie 1 roku „na siłę „ rzucać się na głęboką wodę..Cierpiąc na fobię społeczną i agorafobię wsiadałem na rower ,próbowałem jeździć po mieście ,albo na siłę czując lęk wchodziłem do dużych sklepów typu biedronka, Tesco,skończyło się to fatalnie, zderzałem się z totalną „ścianą”! Lęk i napięcie tak silne, że aż ból ciała, derealizacja sprawiło, że wycofałem się jeszcze bardziej do domu..
Ciekawe porównanie z tym mostem! Zakładając ,że na ten most wchodzi się już bez benzo, to ja bym siebie umieścił gdzieś już nie na jego początku, ale na pewno jeszcze nie w połowie - myślę,że pokonałem go na tą chwilę tak w granicach 30- 35% w porywach do 40 % przy dobrym wietrze
Alette gratulacje, że zdecydowałaś się na terapię !! To duży krok, nie ważne,czy na lekach, czy już bez ,jak to mówią pierwsze koty za płoty i ważne,żeby na początek zobaczyć jak to wygląda, „obwąchać”,trzeba próbować, ale też mieć świadomość, że nie od razu „Kraków zbudowano” i że zmiana zachowań, przekonań, praca nad osobowością to nie leczenie grypy, może trwać wiele miesięcy,a nawet kilka lat ! To proces, no ale jeśli mamy do wyboru, ładować chemię do organizmu latami zamieniając się znieczulone, zobojętniałe emocjonalnie i uczuciowo „zombie”, i pozwolić by zdarzyło się wiele innych „niefajnych rzeczy” po drodze, a na starość nasz mózg stał się suchą, porowatą , pustą „gąbką” , to zdaje się ,że lepiej stopniowo zmieniać nasz stan obecny..