03 Lut 2018, Sob 18:38, PID: 728896
Niech no pomyślę.. Pracy szukałem jakoś pół roku.
Poszukiwania zacząłem chyba standardowo- od urzędu pracy. Tam dostałem całkiem ciekawą propozycję pod względem zarobkowym. Niestety (albo stety) na drodze stanął mi środek transportu.. a raczej jego brak.
Wracając już któryś raz z urzędu poirytowany całą tą sytuacją stwierdziłem że pierniczę to, po czym podreptałem prosto do firmy, o której usłyszałem niegdyś od wuja gdy chodziłem jeszcze do szkoły. Wchodzę do portierni i wyskakuję niczym przysłowiowy filip z konopi, że ja w sprawie pracy. Portier pyta więc, czy jestem umówiony. Ja na to nieco zmieszany lecz wciąż stanowczy stwierdzam fakt, że przychodzę do nich prosto z ulicy. Miły portier gdzieś zatelefonował, spisał coś z mojego dowodu i wręczył przepustkę wskazując drogę do miejsca w które mam się udać.
Trafiłem do Pani kadrowej, która chociaż na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miłej starszej pani, w rzeczywistości okazała się być złem wcielonym. Po dwóch dosyć niezręcznych i jakże nerwowych spotkaniach z Panią kadrową dostałem tą pracę. Najpierw na okres próbny, później umowa na dwa lata i tak już sobie dzióbię dziewiąty miesiąc.
Co do kontaktów z innymi pracownikami to muszę stwierdzić że nie jest źle, a praca między ludźmi pomaga mi się socjalizować. Prawdę mówiąc traktuję ją trochę jak terapię, która pomaga mi się otworzyć .
Fakt, na początku było niezręcznie i nerwowo, ale teraz jest już tylko coraz lepiej <
Poszukiwania zacząłem chyba standardowo- od urzędu pracy. Tam dostałem całkiem ciekawą propozycję pod względem zarobkowym. Niestety (albo stety) na drodze stanął mi środek transportu.. a raczej jego brak.
Wracając już któryś raz z urzędu poirytowany całą tą sytuacją stwierdziłem że pierniczę to, po czym podreptałem prosto do firmy, o której usłyszałem niegdyś od wuja gdy chodziłem jeszcze do szkoły. Wchodzę do portierni i wyskakuję niczym przysłowiowy filip z konopi, że ja w sprawie pracy. Portier pyta więc, czy jestem umówiony. Ja na to nieco zmieszany lecz wciąż stanowczy stwierdzam fakt, że przychodzę do nich prosto z ulicy. Miły portier gdzieś zatelefonował, spisał coś z mojego dowodu i wręczył przepustkę wskazując drogę do miejsca w które mam się udać.
Trafiłem do Pani kadrowej, która chociaż na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miłej starszej pani, w rzeczywistości okazała się być złem wcielonym. Po dwóch dosyć niezręcznych i jakże nerwowych spotkaniach z Panią kadrową dostałem tą pracę. Najpierw na okres próbny, później umowa na dwa lata i tak już sobie dzióbię dziewiąty miesiąc.
Co do kontaktów z innymi pracownikami to muszę stwierdzić że nie jest źle, a praca między ludźmi pomaga mi się socjalizować. Prawdę mówiąc traktuję ją trochę jak terapię, która pomaga mi się otworzyć .
Fakt, na początku było niezręcznie i nerwowo, ale teraz jest już tylko coraz lepiej <