22 Maj 2009, Pią 21:20, PID: 151132
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Maj 2009, Pią 22:02 przez uno88.)
Trzeba sobie obrzydzić obiekt westchnień (u mnie działa). Z charakteru jestem raczej płytki emocjonalnie. W tym sensie ,że nie głęboki hehe Chodzi mi o to ,że takie zauroczenia u mnie były intensywne na początku ale szybko mijały. Powinno pomóc uświadomienie sobie wad tej osoby. Nie chodzi mi o żadne wymyślanie ich na siłę. Uważam ,że burzliwe zauroczenia to trochę brak dojrzałości emocjonalnej. Idealizujemy kogoś i dla tego tak bardzo zależy i boli, jakbyśmy tracili nie wiadomo kogo. Jakiegoś anioła czy anielice ,która zapewniłaby nam w życiu szczęście, które tak naprawdę powinniśmy znaleźć w sobie Dochodzi jeszcze sprawa ,że i mniej sytuacji tego typu tym mniej jesteśmy na nie uodpornieni. Trudno się spodziewać by lękowiec co miesiąc miał takie perypetie ale wiadomo o co chodzi. Podobno najbardziej boli strata czegoś na czym najbardziej zależy, a skoro zależało to mamy duże oczekiwania i nadzieje w związku z tym. Może za dużo?