15 Sie 2010, Nie 20:22, PID: 218877
U mnie podobno fobia społeczna to jeden z objawów depresji, tak powiedziała mi pani psychiatra. A na pytanie dlaczego nie miałem problemu przystosować się do służby wojskowej, odpowiedziała że mogła zaniknąć...
Cóż, służba poborowa w wojsku to było przeżycie, żałujcie ci, którzy tego nie mieliście okazji skosztować Fakt faktem pod względem ekonomicznym marnotrawstwo czasu, ale przygodowo... Pierwsze ok. 6 tygodni unitarki, czyli każda sekunda życia zaplanowana i zawsze w biegu. od 5:30 do 21.30. A po capstrzyku zakaz szmerów i poruszania się. Prawa strona chrapie, lewa gwiżdże, aj... Był ogromny kontrast między życiem w cywilu a w wojsku. To dosłownie różnica między wolnością a więzieniem. Na początku nie można było mieć prywatnych rzeczy, o poruszaniu się gdziekolwiek bez pozwolenia nie było mowy. Ale to tylko na unitarce. Później trochę docierania już na właściwych przydziałach etatowych w kompaniach, i zaczynały się swawole. Prawdziwa fala praktycznie skończyła się pod koniec lat 90'. Tak naprawdę w opowieściach była wyolbrzymiona, bo to nie tylko przemoc fizyczna czy psychiczna. To były też wierszyki, hasła, zwyczaje i obrzędy, dość ciekawe, kolorowe, czasem bolesne, ale wyjątkowe. Każdy tam będący chciał w tym uczestniczyć, tym się żyło. Wojsko poborowe to był inny świat.
Do wielu rzeczy trzeba było się przystosować, od rozkładu dnia po radzenie sobie z różnymi osobnikami, wypracować pozycje w grupie, czymś zasłużyć na respekt. Nie koniecznie siłą fizyczną czy przywódczym charakterem. Wystarczyło być członkiem grupy, członkiem ekipy. Alienacja nie służyła nikomu, bo karani zawsze byliśmy wszyscy za jednego. Jeśli szaleć to razem, jeśli karać tych co sprawiają problemy grupie to też razem. Może to nie każdemu pasuje, może to dobrze nie brzmi, ale poczucie więzi pomagało przeżyć. Owszem, różnice często przeszkadzały, miks chłopaków ze śląska, z poznania, z białegostoku i z południa kraju czasem był wybuchowy, ale dało się przeżyć. Byle nie dać sobie wejść na głowę Z fobią może być ciężko, ale da rade, wiem z własnego przykładu.
Cóż, służba poborowa w wojsku to było przeżycie, żałujcie ci, którzy tego nie mieliście okazji skosztować Fakt faktem pod względem ekonomicznym marnotrawstwo czasu, ale przygodowo... Pierwsze ok. 6 tygodni unitarki, czyli każda sekunda życia zaplanowana i zawsze w biegu. od 5:30 do 21.30. A po capstrzyku zakaz szmerów i poruszania się. Prawa strona chrapie, lewa gwiżdże, aj... Był ogromny kontrast między życiem w cywilu a w wojsku. To dosłownie różnica między wolnością a więzieniem. Na początku nie można było mieć prywatnych rzeczy, o poruszaniu się gdziekolwiek bez pozwolenia nie było mowy. Ale to tylko na unitarce. Później trochę docierania już na właściwych przydziałach etatowych w kompaniach, i zaczynały się swawole. Prawdziwa fala praktycznie skończyła się pod koniec lat 90'. Tak naprawdę w opowieściach była wyolbrzymiona, bo to nie tylko przemoc fizyczna czy psychiczna. To były też wierszyki, hasła, zwyczaje i obrzędy, dość ciekawe, kolorowe, czasem bolesne, ale wyjątkowe. Każdy tam będący chciał w tym uczestniczyć, tym się żyło. Wojsko poborowe to był inny świat.
Do wielu rzeczy trzeba było się przystosować, od rozkładu dnia po radzenie sobie z różnymi osobnikami, wypracować pozycje w grupie, czymś zasłużyć na respekt. Nie koniecznie siłą fizyczną czy przywódczym charakterem. Wystarczyło być członkiem grupy, członkiem ekipy. Alienacja nie służyła nikomu, bo karani zawsze byliśmy wszyscy za jednego. Jeśli szaleć to razem, jeśli karać tych co sprawiają problemy grupie to też razem. Może to nie każdemu pasuje, może to dobrze nie brzmi, ale poczucie więzi pomagało przeżyć. Owszem, różnice często przeszkadzały, miks chłopaków ze śląska, z poznania, z białegostoku i z południa kraju czasem był wybuchowy, ale dało się przeżyć. Byle nie dać sobie wejść na głowę Z fobią może być ciężko, ale da rade, wiem z własnego przykładu.