09 Cze 2009, Wto 14:29, PID: 155440
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Cze 2009, Wto 14:45 przez krys840.)
Jesteśmy tacy z natury, że podporządkowujemy się stereotypowym wyobrażeniom, bo to one są miarodajne, jeśli chodzi o poczucie naszej wartości. Narzucamy sobie kanony postępowania, nawet jeśli one nie są dobre, by móc rozumieć, że prawdziwe uczucie należy okupić własną pracą. Pracą są wyniki poznawcze i efekty, a te nie są często współmierne do naszego zaangażowania, co powoduje nasze nostalgie i tęsknoty za wolnością. Jesteśmy bowiem niewolnikami nie naszych inwencji twórczych.
Często nie potrafimy w nich odegrać znaczącej roli, dlatego będąc uczestnikami cudzych planów, gorzkniejemy. Będąc przytłoczeni niepowodzeniami nie myślimy o uczuciach, a bo nie mamy dostatecznie dużo miłosierdzia, by tworzyć cokolwiek, by się realizować.
Trudny jest fakt spekulowania na temat tego, że każdy może otrzymać szansę, jeśli będzie kreatywny. Przychodzi w życiu taki moment, że zaczynamy się bronić przed tym, by nie zamienić się w głaz. Dlatego zaczynamy czuć, że nie warto zabiegać o coś, co nie jest nam po prostu dane.
Może wystarczyłyby nam minimalne środki do życia - które powinny być zasadniczą częścią naszej kreatywności - by spotkać kogoś podobnego do nas. Ale niestety mamy ograniczenia w komunikacji interpersonalnej, bo jesteśmy odrzuceni i niedocenieni za nasze poświęcenie i wkład w dorobek kulturowy oraz obyczajowy. Uczestniczmy więc w gospodarce kapitalistycznej po to, by poszerzać horyzonty tym, którzy mieli więcej szans się realizować. Czujemy się gorsi, bo nie potrafimy sobie uzmysłowić naszej wartości. Inni nie pozwalają nam tego dostrzec.
Co się jednak dzieje, kiedy zwycięża romantyzm, a nie pozytywistyczny trend do scjentologicznych wyników pracy? Co jeśli zwycięża miłość? Co jeśli nie potrzebne nam misie, serduszka i szałowa kreacja?
Nie miałem szczęścia w miłości, bo nigdy jeszcze nie mialem możliwości pozostać na dłużej w zwartej społeczności. Zawsze byłem samotnikiem. To się niekoniecznie musi zmieniać, chyba że mocno kujecie swój los. Wówczas wkraczacie na drogę bez powrotu.
Dzięki:
Zastanawiam się też, tak jak Kasumi, dlaczego miałbym kuć, skoro to kobiety pozwalają odkryć piękno rzeźby głazu, którym się staje każdy z nas, z każdym przemijającym dniem. Z punktu widzenia mężczyzny.
Dzięki:
Czujemy się gorsi od innch, bo nie jesteśmy w stanie uzmysłowić sobie swojej wartości, a to wiąże się z przeżyciami. Nie kujecie zbyt mocno. Ktoś musialby nam to umożliwić. Zdaje się, że na kogoś takiego liczę. Chociaż jestem skomplikowany to czasem nie widzę innego sposobu, by odzyskać chęć i wiarę.
Często nie potrafimy w nich odegrać znaczącej roli, dlatego będąc uczestnikami cudzych planów, gorzkniejemy. Będąc przytłoczeni niepowodzeniami nie myślimy o uczuciach, a bo nie mamy dostatecznie dużo miłosierdzia, by tworzyć cokolwiek, by się realizować.
Trudny jest fakt spekulowania na temat tego, że każdy może otrzymać szansę, jeśli będzie kreatywny. Przychodzi w życiu taki moment, że zaczynamy się bronić przed tym, by nie zamienić się w głaz. Dlatego zaczynamy czuć, że nie warto zabiegać o coś, co nie jest nam po prostu dane.
Może wystarczyłyby nam minimalne środki do życia - które powinny być zasadniczą częścią naszej kreatywności - by spotkać kogoś podobnego do nas. Ale niestety mamy ograniczenia w komunikacji interpersonalnej, bo jesteśmy odrzuceni i niedocenieni za nasze poświęcenie i wkład w dorobek kulturowy oraz obyczajowy. Uczestniczmy więc w gospodarce kapitalistycznej po to, by poszerzać horyzonty tym, którzy mieli więcej szans się realizować. Czujemy się gorsi, bo nie potrafimy sobie uzmysłowić naszej wartości. Inni nie pozwalają nam tego dostrzec.
Co się jednak dzieje, kiedy zwycięża romantyzm, a nie pozytywistyczny trend do scjentologicznych wyników pracy? Co jeśli zwycięża miłość? Co jeśli nie potrzebne nam misie, serduszka i szałowa kreacja?
Nie miałem szczęścia w miłości, bo nigdy jeszcze nie mialem możliwości pozostać na dłużej w zwartej społeczności. Zawsze byłem samotnikiem. To się niekoniecznie musi zmieniać, chyba że mocno kujecie swój los. Wówczas wkraczacie na drogę bez powrotu.
Dzięki:
Zastanawiam się też, tak jak Kasumi, dlaczego miałbym kuć, skoro to kobiety pozwalają odkryć piękno rzeźby głazu, którym się staje każdy z nas, z każdym przemijającym dniem. Z punktu widzenia mężczyzny.
Dzięki:
Czujemy się gorsi od innch, bo nie jesteśmy w stanie uzmysłowić sobie swojej wartości, a to wiąże się z przeżyciami. Nie kujecie zbyt mocno. Ktoś musialby nam to umożliwić. Zdaje się, że na kogoś takiego liczę. Chociaż jestem skomplikowany to czasem nie widzę innego sposobu, by odzyskać chęć i wiarę.