12 Kwi 2010, Pon 14:43, PID: 201607
-Miejsca ze sporą ilością ludzi, po przekroczeniu 1 osoby/ 2 metry kwadratowe zaczynają się u mnie problemy z zachowaniem rytmu oddychania.. nie chcę oddychać ustami (dyszeć, jak mi się to wydaje) więc ograniczam się do oddychania nosem.. zaczynam się pocić, dusić więc czasem nabieram powietrze pod pretekstem ziewnięcia (Boże, jak to głupio musi wyglądać). Rozglądam się, oczami wyobraźni widzę EKG mojego serca jak niemiłosiernie przyśpiesza..pipipipiPIPIPIPI - wychodzę (by nie napisać "wybiegam\uciekam")
-Rozmowa z osobą która jest pewna siebie też mnie zbija z tropu, czuję się niezręcznie a moja samoocena leci na łeb na szyję.
-Rozmowa z kimś kogo zupełnie nie znam, mimo iż nie chcę, myślę o tym co potem ta osoba powie. Przebieg rozmowy jest dla mnie stresującą grą w ping-ponga. Myślę nad możliwym pytaniem, odpowiedzią i na zapas staram się wymyślić na nie już gotową odpowiedź by zachować ciągłość konwersacji.
-Jedzenie, w domu czuję się najpewniej.. zazwyczaj zaciągam padlinę ze sobą do swojego pokoju gdzie pochłaniam ją nerwowo się oglądając za każdym razem gdy usłyszę skrzypnięcie podłogi za sobą
-Przyszłość.. perspektywa siebie poddającego się wszystkiemu, cień mojej własnej osoby zmęczonej latami udręki.
-Komentarze rodziny, znajomego sugerujące że coś jest ze mną nie tak. Kpiny, żale i pretensje. Czasem jakaś część mnie próbuje balansować samoocenę o mnie sugerując że są oni zbyt ograniczeni, niewyrozumiali, dziecinni, GORSI by pojąć moje problemy. Stawiam się jako bohatera romantycznego któremu wszystko i wszyscy są przeciwko. Potem często sam sobie naganę udzielam za takie myślenie. Nie jestem lepszy od nikogo.. może nawet gorsz. i tutaj wraca moje egocentryczna część broniąca mnie przed takim właśnie myśleniem. Jedna wielka huśtawka/bitwa zachowań, pod osobowości i myśli.
To chyba wszystko, trochę tego jest ale.. nadal mam wrażenie że nie wypisałem wszystkiego. Po prostu spora część jest już dla mnie zbyt normalna by zakwalifikować je jako zaburzenie.
-Rozmowa z osobą która jest pewna siebie też mnie zbija z tropu, czuję się niezręcznie a moja samoocena leci na łeb na szyję.
-Rozmowa z kimś kogo zupełnie nie znam, mimo iż nie chcę, myślę o tym co potem ta osoba powie. Przebieg rozmowy jest dla mnie stresującą grą w ping-ponga. Myślę nad możliwym pytaniem, odpowiedzią i na zapas staram się wymyślić na nie już gotową odpowiedź by zachować ciągłość konwersacji.
-Jedzenie, w domu czuję się najpewniej.. zazwyczaj zaciągam padlinę ze sobą do swojego pokoju gdzie pochłaniam ją nerwowo się oglądając za każdym razem gdy usłyszę skrzypnięcie podłogi za sobą
-Przyszłość.. perspektywa siebie poddającego się wszystkiemu, cień mojej własnej osoby zmęczonej latami udręki.
-Komentarze rodziny, znajomego sugerujące że coś jest ze mną nie tak. Kpiny, żale i pretensje. Czasem jakaś część mnie próbuje balansować samoocenę o mnie sugerując że są oni zbyt ograniczeni, niewyrozumiali, dziecinni, GORSI by pojąć moje problemy. Stawiam się jako bohatera romantycznego któremu wszystko i wszyscy są przeciwko. Potem często sam sobie naganę udzielam za takie myślenie. Nie jestem lepszy od nikogo.. może nawet gorsz. i tutaj wraca moje egocentryczna część broniąca mnie przed takim właśnie myśleniem. Jedna wielka huśtawka/bitwa zachowań, pod osobowości i myśli.
To chyba wszystko, trochę tego jest ale.. nadal mam wrażenie że nie wypisałem wszystkiego. Po prostu spora część jest już dla mnie zbyt normalna by zakwalifikować je jako zaburzenie.