17 Sie 2013, Sob 17:41, PID: 360418
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Sie 2013, Sob 17:44 przez Zasió.)
Nie no, master, ty tak poważnie,czy dla żartu i ogólnej poprawy samopoczucia wskaujesz ztą "panią doktor"?
Wiesz co, muszę się odnieść. I najkrócej moje zdanie ujmę w ten sposób - takie brednie to tylko w Fakcie albo innej Pani Domu.
I nie chodzi anwet o to, czy post na coś tam dziaął, czy nie. Zdaje się, że było wielu zakręconych profesorów, co to leczyli głodówkami jakieś żadkie choroby i czasm/często im się to udawało. Niech tam już będzie, że jak nawpieprzam się przez tydzień samej sałaty, to coś mi się poprawi. Tylko, na litość, to jest podane takim językiem, który trudno wytłumaczyc anwet tym, zę pani doktór chce trafic do prostaczek z zabitej dechami wiochy albo najgoszej dzielnicy zapyziałego czy wielkiego całkiem miasta. Masa wyliczeń bez ładu i składu, by zrobic wrażenie. Kwiatki w rodzaju "Wolne rodniki ze słońca spaliłyby liście!" "czosnek smierdzi bo wypiera śmierdzące toksyny - boży lek!" nie wiem, nie łapie jakiegoś humoru sprzed ii wojny światowej? Proszę, nie wrzucaj więcej takich rzeczy bez emotki "". Nawet gdyby to jakos działało, to przecież w życiu mnie to nie przekona. Przecież trudno uwierzyć ze ta babina miała sie habilitować - to chyba najlepszy dowód, niech będzie, zę wraz z moją osobą, że studia moze skończyć każdy... chciałoby się powiedzieć "debil". tylko że jakiś łeb na karku to babka ma, bo pewnie "kasiorę trzepie"... Poniżej 800 kcal organizm zjada "guzy, zrosty, krosty"?... Dżizas... Są różnie diety cud, ostatnio popularne np. odchudzanie się wcinając samo białko... ale widzisz, to zachowuje jakieś resztki racjonalności - przecież ponoć organizm najpierw rozkłada białka, np. z mięśni, a potem dopiero tłuszcz... 6 tygodni na zieleninie? Boję się wybroazić sobie siebie po tym okresie (wiem, zę nei sugerowałeś bym przeszedł na taką dietę, po prostu snuję rozważania ), bo choć pewnie znikłyby mi otłuszczone uda i pośladki, to nie wiem czy nei zniknąłbym sam... I nie wiem jak bardzo czy takim osłabieniu rozwinęłyby sie moje choroby.. No rety, może zacznijmy głodzić pacjentów z nowotworami w fazie terminalnej, to ozdrowieją?
Wiesz, ja mam z wielu powodó,w, nieciekawe nastawienie do lekarzy, uwarzam, zę to w dużej mierze, o ile nie większości zgraja nie tylko postępującch sztampowo - to może norma w większości dziedzin - ale także niedouczonych, zblazowanych, zadufanych w sobie dorobkiewiczów, chamów i gnoi... ale jednak medycyny, jako nauki, choć wciaż neidoskonałej, nei sposób chyba nei szanować. W końcu nei każdy jest nietypowy, a i mnie z wielu rzeczy jednak wyleczono... Ten wykład nie brzmi nai jak medycyna, ani jak nauka w ogóle, tylko czysta szarlataneria.
Ale z jednym albo i z paroma rzeczami się zgodzę, choć to pewnie też "mądrości z magla". Jedzenie obecne jest często do d*py, jest wysoko przetworzone i kaloryczne, niezdrowe. Ja nie uważam, zę zachowanei zdrowej diety nei ma żadnego znaczenia dla anszego organizmu., nie uwarzam, ze można wpieprzać same chińskie zupki, chamburgery i popijać colą zagryzajac na deser "donutem" z posypką, Wkurzaja mnie sprzedawane teraz "bułki" "sery zółte" - i to nie te seropodobne i moze inne rzeczy, uważam, ze powinno się jesć zdrowo, chudo różnorodnie ale w kontekście takich wątkow czuję sie dziwnie, bo...
Kiedy pijałem kilka kaw w tygodniu, nie miałem takich problemów, jak mam.
Kiedy jadłem dróźdźówy w szkole na długiej pauzie, nie miałem takich problemów, jak mam.
Nie pijam praktycznie alkoholu
Nie jadam chipsów częściej niż dwa razy w roku.
Jjem ciemne pieczywo, chude wędliny.
Owszem, zgrzeszę średnio dwa razy w miesiącu strasznym fastfoodem w postaci zwykłej bułki z kotletem... i małym ciastkiem/dwoma cukierkami średnio raz na dwa dni... oraz smażonymi kotletami nie wiem jak często...
I dlatego mam takie problemy? Więc nie kupuję gadki o dietach w tym kontekście - chyba, zę ktoś naprawdę żre ciagle ostre zupki chińskie, pizze, burgery i longery oraz dużo słodyczy (ja zjadam na raz co najwyżej snickersa...). Tylko wtedy musi też być gruby jak swinia (no, może za wyjatkiem jakichś aktywnych ektomorfików...)
Wiesz co, muszę się odnieść. I najkrócej moje zdanie ujmę w ten sposób - takie brednie to tylko w Fakcie albo innej Pani Domu.
I nie chodzi anwet o to, czy post na coś tam dziaął, czy nie. Zdaje się, że było wielu zakręconych profesorów, co to leczyli głodówkami jakieś żadkie choroby i czasm/często im się to udawało. Niech tam już będzie, że jak nawpieprzam się przez tydzień samej sałaty, to coś mi się poprawi. Tylko, na litość, to jest podane takim językiem, który trudno wytłumaczyc anwet tym, zę pani doktór chce trafic do prostaczek z zabitej dechami wiochy albo najgoszej dzielnicy zapyziałego czy wielkiego całkiem miasta. Masa wyliczeń bez ładu i składu, by zrobic wrażenie. Kwiatki w rodzaju "Wolne rodniki ze słońca spaliłyby liście!" "czosnek smierdzi bo wypiera śmierdzące toksyny - boży lek!" nie wiem, nie łapie jakiegoś humoru sprzed ii wojny światowej? Proszę, nie wrzucaj więcej takich rzeczy bez emotki "". Nawet gdyby to jakos działało, to przecież w życiu mnie to nie przekona. Przecież trudno uwierzyć ze ta babina miała sie habilitować - to chyba najlepszy dowód, niech będzie, zę wraz z moją osobą, że studia moze skończyć każdy... chciałoby się powiedzieć "debil". tylko że jakiś łeb na karku to babka ma, bo pewnie "kasiorę trzepie"... Poniżej 800 kcal organizm zjada "guzy, zrosty, krosty"?... Dżizas... Są różnie diety cud, ostatnio popularne np. odchudzanie się wcinając samo białko... ale widzisz, to zachowuje jakieś resztki racjonalności - przecież ponoć organizm najpierw rozkłada białka, np. z mięśni, a potem dopiero tłuszcz... 6 tygodni na zieleninie? Boję się wybroazić sobie siebie po tym okresie (wiem, zę nei sugerowałeś bym przeszedł na taką dietę, po prostu snuję rozważania ), bo choć pewnie znikłyby mi otłuszczone uda i pośladki, to nie wiem czy nei zniknąłbym sam... I nie wiem jak bardzo czy takim osłabieniu rozwinęłyby sie moje choroby.. No rety, może zacznijmy głodzić pacjentów z nowotworami w fazie terminalnej, to ozdrowieją?
Wiesz, ja mam z wielu powodó,w, nieciekawe nastawienie do lekarzy, uwarzam, zę to w dużej mierze, o ile nie większości zgraja nie tylko postępującch sztampowo - to może norma w większości dziedzin - ale także niedouczonych, zblazowanych, zadufanych w sobie dorobkiewiczów, chamów i gnoi... ale jednak medycyny, jako nauki, choć wciaż neidoskonałej, nei sposób chyba nei szanować. W końcu nei każdy jest nietypowy, a i mnie z wielu rzeczy jednak wyleczono... Ten wykład nie brzmi nai jak medycyna, ani jak nauka w ogóle, tylko czysta szarlataneria.
Ale z jednym albo i z paroma rzeczami się zgodzę, choć to pewnie też "mądrości z magla". Jedzenie obecne jest często do d*py, jest wysoko przetworzone i kaloryczne, niezdrowe. Ja nie uważam, zę zachowanei zdrowej diety nei ma żadnego znaczenia dla anszego organizmu., nie uwarzam, ze można wpieprzać same chińskie zupki, chamburgery i popijać colą zagryzajac na deser "donutem" z posypką, Wkurzaja mnie sprzedawane teraz "bułki" "sery zółte" - i to nie te seropodobne i moze inne rzeczy, uważam, ze powinno się jesć zdrowo, chudo różnorodnie ale w kontekście takich wątkow czuję sie dziwnie, bo...
Kiedy pijałem kilka kaw w tygodniu, nie miałem takich problemów, jak mam.
Kiedy jadłem dróźdźówy w szkole na długiej pauzie, nie miałem takich problemów, jak mam.
Nie pijam praktycznie alkoholu
Nie jadam chipsów częściej niż dwa razy w roku.
Jjem ciemne pieczywo, chude wędliny.
Owszem, zgrzeszę średnio dwa razy w miesiącu strasznym fastfoodem w postaci zwykłej bułki z kotletem... i małym ciastkiem/dwoma cukierkami średnio raz na dwa dni... oraz smażonymi kotletami nie wiem jak często...
I dlatego mam takie problemy? Więc nie kupuję gadki o dietach w tym kontekście - chyba, zę ktoś naprawdę żre ciagle ostre zupki chińskie, pizze, burgery i longery oraz dużo słodyczy (ja zjadam na raz co najwyżej snickersa...). Tylko wtedy musi też być gruby jak swinia (no, może za wyjatkiem jakichś aktywnych ektomorfików...)