26 Kwi 2021, Pon 16:06, PID: 841581
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Kwi 2021, Pon 16:20 przez Wikiok.)
@Ciasteczko o, rzeczywiście mamy podobną sytuację. Ja też nie rysuję portretów i pejzaży. Tacy studenci asp to by wyśmiali pewnie te moje rysuneczki. Rysuję sylwetki postaci, w takim stylu może kreskowkowo-komiksowym (ale nie manga), trochę mandale od niedawna, trochę też maluje, ale nie są to obrazy typowe, na takim poziomie jakie można znaleźć w galeriach, także nie uderzam w to nawet, żeby żyć ze sztuki. Myślałam, zeby pójść w taką grafikę użytkową, gdzie zdolność rysowania jest przydatna, ale to nie jest sztuka, np. projektowanie loga dla firmy. Może mogłabym tez moze robić proste ilustracje np. do książek dla dzieci, jeśli bym się podszkoliła w rysowaniu Digital.
Obecnie moja praca to sprzątanie w takim średniej wielkości supermarkecie. Celowałam w prace sprzątającą, myślałam o tym ze jest to w miara niezależne zajęcie, wiec z fobia sobie poradzę i 3 godziny dziennie to mało, więc dam rade. Niestety znoszę to gorzej, niż myślałam. Praca zaczyna się o 5 rano, żeby być na miejscu musze wstać o 3. Po pracy najpierw jestem zmęczona, później musze wziąć kąpiel, bo po takim zajeciu muszę, a później ciągle jestem w napięciu, ze musze iść wcześnie spać, żeby rano iść do pracy. Mam wrażenie, że jestem w tej pracy 24h. Niedokonca jest to tez takie niezależne stanowisko jak myślałam, bo personel sklepu tez pracuje w tych godzinach i jesteśmy dosyć blisko, jak w zespole. Zawsze tak mam, ze pierwsze dni w pracy mijają mi najlepiej, bo wtedy ludzie się nie znają i zawsze jest o czymś gadać, 'jak masz na imię, skąd jesteś, bla bla bla'. A później jak te tematy sie kończą, to powinno się być już częścią zespołu i ucinać sobie small talki ze współpracownikami, ziomeczkami, a ja na tym etapie sie boje, ze odsunę sie od grupy. Wszyscy zobaczą, że coś jest ze mną nie tak, ze się nie integruje, ze się nie uśmiecham. Juz zdarzało mi się słyszeć w pracach jak inni mnie obgadują, albo w momencie jak mam w sobie turbo napięcie to sobie żartują ze tego, że 'nigdy się nie śmieje'' (po tym zdarzeniu juz nigdy nie wróciłam do tamtej pracy, to było akurat jak pracowałam w pizzerii). W tej pracy jeszcze nie maja mnie za wariatkę i odludka, ale czuje ze to się zaczyna i to mnie przeraża i sprawia, że nie chce tam iść, dodatkowo to wstawanie rano. Smutno, bo tyle sie przygotowywałam do tej pracy, kupilam sobie specjalnie buty, spodnie, które się nie nadają żeby w nich chodzić gdzie indziej. Cieszyłam się, że mnie przyjęli, ze mam zniżkę na zakupy. Chwaliłam się rodzinie i znajomym, ze mam fajna nowa prace, jak było dobrze na początku. A teraz Oni tez mnie wezmą za wariatkę, jeśli z niej zrezygnuje. Ale nie dam rady żyć w takim napięciu. Dzisiaj pierwszy raz zadzwoniłam rano ze nie przyjdę. Jestem załamana, bo obiecałam sobie, że nie będę tego robić. Jutro znowu musze tam iść i dobrze by było, żebym poszła. Może chociaż do końca miesiąca...
Z tą grafiką to tez nie wierze w to 100%, ze cos z tego będzie, ale mam przynajmniej takie poczucie dążenia do celu i że mam jakieś perspektywy. Zaczelam juz rozmowy z collegem o przyjęcie, pewnie też będę potrzebowała pomocy finansowej, bo collage i studia w anglii są płatne. I oby nie był to taki słomiany zapał jak z pracą. Oczekiwania są duże, a co będzie... to będzie
Nie pomaga mi też fakt, że z moim chłopakiem wynajmujemy jeden pokój w sharehousie ze wspollokatorami, a On też jest cały czas w domu i nie mam przestrzeni, żeby pobyć samej. Boję się tez wchodzić do kuchni, kiedy jakiś wspollokator tam jest. Mecze się glodna w pokoju i czekam, aż wyjdzie. Logicznie myśląc, wiem, że to jest chore. Powinnam się leczyć może.
Przepraszam za spam i ze nie na temat. Ale nawarstwiło mi się tych problemów teraz. Za kilka miesięcy tez musimy się wyprowadzić, bo wlasciciel sprzedaje dom. I to jest stresujące, szukanie miejsca, w którym zamieszkamy. Mając mało pieniądze, nie będzie tam luksusow. To wszystko takie dołujące.
Przepraszam za negatywna energię, nie lubię innym narzekać, mam gorszy okres teraz.
Obecnie moja praca to sprzątanie w takim średniej wielkości supermarkecie. Celowałam w prace sprzątającą, myślałam o tym ze jest to w miara niezależne zajęcie, wiec z fobia sobie poradzę i 3 godziny dziennie to mało, więc dam rade. Niestety znoszę to gorzej, niż myślałam. Praca zaczyna się o 5 rano, żeby być na miejscu musze wstać o 3. Po pracy najpierw jestem zmęczona, później musze wziąć kąpiel, bo po takim zajeciu muszę, a później ciągle jestem w napięciu, ze musze iść wcześnie spać, żeby rano iść do pracy. Mam wrażenie, że jestem w tej pracy 24h. Niedokonca jest to tez takie niezależne stanowisko jak myślałam, bo personel sklepu tez pracuje w tych godzinach i jesteśmy dosyć blisko, jak w zespole. Zawsze tak mam, ze pierwsze dni w pracy mijają mi najlepiej, bo wtedy ludzie się nie znają i zawsze jest o czymś gadać, 'jak masz na imię, skąd jesteś, bla bla bla'. A później jak te tematy sie kończą, to powinno się być już częścią zespołu i ucinać sobie small talki ze współpracownikami, ziomeczkami, a ja na tym etapie sie boje, ze odsunę sie od grupy. Wszyscy zobaczą, że coś jest ze mną nie tak, ze się nie integruje, ze się nie uśmiecham. Juz zdarzało mi się słyszeć w pracach jak inni mnie obgadują, albo w momencie jak mam w sobie turbo napięcie to sobie żartują ze tego, że 'nigdy się nie śmieje'' (po tym zdarzeniu juz nigdy nie wróciłam do tamtej pracy, to było akurat jak pracowałam w pizzerii). W tej pracy jeszcze nie maja mnie za wariatkę i odludka, ale czuje ze to się zaczyna i to mnie przeraża i sprawia, że nie chce tam iść, dodatkowo to wstawanie rano. Smutno, bo tyle sie przygotowywałam do tej pracy, kupilam sobie specjalnie buty, spodnie, które się nie nadają żeby w nich chodzić gdzie indziej. Cieszyłam się, że mnie przyjęli, ze mam zniżkę na zakupy. Chwaliłam się rodzinie i znajomym, ze mam fajna nowa prace, jak było dobrze na początku. A teraz Oni tez mnie wezmą za wariatkę, jeśli z niej zrezygnuje. Ale nie dam rady żyć w takim napięciu. Dzisiaj pierwszy raz zadzwoniłam rano ze nie przyjdę. Jestem załamana, bo obiecałam sobie, że nie będę tego robić. Jutro znowu musze tam iść i dobrze by było, żebym poszła. Może chociaż do końca miesiąca...
Z tą grafiką to tez nie wierze w to 100%, ze cos z tego będzie, ale mam przynajmniej takie poczucie dążenia do celu i że mam jakieś perspektywy. Zaczelam juz rozmowy z collegem o przyjęcie, pewnie też będę potrzebowała pomocy finansowej, bo collage i studia w anglii są płatne. I oby nie był to taki słomiany zapał jak z pracą. Oczekiwania są duże, a co będzie... to będzie
Nie pomaga mi też fakt, że z moim chłopakiem wynajmujemy jeden pokój w sharehousie ze wspollokatorami, a On też jest cały czas w domu i nie mam przestrzeni, żeby pobyć samej. Boję się tez wchodzić do kuchni, kiedy jakiś wspollokator tam jest. Mecze się glodna w pokoju i czekam, aż wyjdzie. Logicznie myśląc, wiem, że to jest chore. Powinnam się leczyć może.
Przepraszam za spam i ze nie na temat. Ale nawarstwiło mi się tych problemów teraz. Za kilka miesięcy tez musimy się wyprowadzić, bo wlasciciel sprzedaje dom. I to jest stresujące, szukanie miejsca, w którym zamieszkamy. Mając mało pieniądze, nie będzie tam luksusow. To wszystko takie dołujące.
Przepraszam za negatywna energię, nie lubię innym narzekać, mam gorszy okres teraz.