15 Kwi 2021, Czw 19:35, PID: 840768
@Danna takich "własnych" znajomych w zasadzie nie mam. Na tym forum nie jest to chyba kontrowersyjne wyznanie Użyłam tego określenia mając na myśli otaczające mnie osoby w podobnym wieku + dość liczne grono znajomych narzeczonego. Nie mam odwagi stalkować swoich dawnych koleżanek czy ludzi z liceum, bo jeszcze bym się załamała, że każdemu się powodzi, a ja klepię Excela. Do tego w fabryce jest sporo inżynierów, którzy są nieznacznie ode mnie starsi. Nie sądzę, żebym za dwa lata była w końcu "prawdziwym" inżynierem (chociaż mam techniczne wykształcenie).
Wśród znajomych narzeczonego jest sporo osób związanych z IT, no i tutaj pensje sięgają kwot, o których nawet nie marzę. Wiadomo, że mogą zmyślać, ale czuję się jak kupa, kiedy ktoś opowiada, że jego wypłata opiewa na 10 klocków albo i więcej. To jest moje kwartalne wynagrodzenie bez bonusów xd.
Nie chodzi o to, że uważam swoją pracę i życie za powód do wstydu i obraz nędzy i rozpaczy. Osiągnęłam więcej, niż się spodziewałam jeszcze kilka lat temu. Moje żyćko i praca są okej. Tylko to "okej" chyba na dłuższą metę mi nie wystarczy. Na przykład gdybym chciała kiedyś zmienić mieszkanie na większe, pewnie musiałabym wziąć kredyt, bo kwota ze sprzedaży + oszczędności nie wystarczą na jakiś fajny metraż. A do kredytu potrzebna jest zdolność kredytowa, która u mnie jest na ten moment dość mizerna. Niby w małżeństwie mogłoby być lepiej, ale ja jestem gorącą zwolenniczką rozdzielności majątkowej.
Może to też kwestia tego, że w szkole i na studiach byłam najlepsza. A teraz w dorosłości jestem szaraczkiem i nie wyróżniam się jakimiś sukcesami. Chociaż ponoć często się zdarza, że te największe kujony wcale nie brylują w dorosłym życiu. Mój narzeczony też jest orłem, który obniżył loty, ale on w obecnej pracy ma znacznie lepsze szanse rozwoju.
Wśród znajomych narzeczonego jest sporo osób związanych z IT, no i tutaj pensje sięgają kwot, o których nawet nie marzę. Wiadomo, że mogą zmyślać, ale czuję się jak kupa, kiedy ktoś opowiada, że jego wypłata opiewa na 10 klocków albo i więcej. To jest moje kwartalne wynagrodzenie bez bonusów xd.
Nie chodzi o to, że uważam swoją pracę i życie za powód do wstydu i obraz nędzy i rozpaczy. Osiągnęłam więcej, niż się spodziewałam jeszcze kilka lat temu. Moje żyćko i praca są okej. Tylko to "okej" chyba na dłuższą metę mi nie wystarczy. Na przykład gdybym chciała kiedyś zmienić mieszkanie na większe, pewnie musiałabym wziąć kredyt, bo kwota ze sprzedaży + oszczędności nie wystarczą na jakiś fajny metraż. A do kredytu potrzebna jest zdolność kredytowa, która u mnie jest na ten moment dość mizerna. Niby w małżeństwie mogłoby być lepiej, ale ja jestem gorącą zwolenniczką rozdzielności majątkowej.
Może to też kwestia tego, że w szkole i na studiach byłam najlepsza. A teraz w dorosłości jestem szaraczkiem i nie wyróżniam się jakimiś sukcesami. Chociaż ponoć często się zdarza, że te największe kujony wcale nie brylują w dorosłym życiu. Mój narzeczony też jest orłem, który obniżył loty, ale on w obecnej pracy ma znacznie lepsze szanse rozwoju.