01 Kwi 2021, Czw 15:28, PID: 840137
@Ciasteczko jeśli chodzi o "oderwanie od pługa" to mnie w pewnym momencie przestało dziwić, że kierownik mojego działu potrafi w biurze wywalić nogi na biurko A to przecież magyster ynżyner po AGH-u. No ale ja pracuję w utrzymaniu ruchu, a ten dział ma swój specyficzny folklor. Generalnie widać różnicę w wyglądzie białych kołnierzyków z produkcji (znaczy inżynierów, planistów, kierowników i tak dalej) i typowo z biura. Może to wynikać po prostu z przepisów BHP. Ja niestety nie mogę się ubrać tak jak bym chciała, a i tak bardzo długo współpracownicy śmiali się z mojej stylówki (a nie mogę nawet założyć cygaretek, więc to naprawdę nie było szczególnie eleganckie ubranie). No ale z mojego sposobu ubierania się śmieją się różni ludzie.
Mój narzeczony obecnie pracuje dla banku i u niego obowiązuje dress code, ale bardzo łagodny - nie powinni tylko zakładać bluz i t-shirtów. Wyjątkiem jest casual friday. Tyle że on jest ciągle na home office, więc jego piżama i strój do pracy to ta sama stylówka.
Co do pracy zaś... Oglądam sobie oferty i mam poczucie, że nie nadaję się do pracy, którą chciałabym wykonywać. Nawet stanowiska typu "młodszy inżynier" albo "młodszy specjalista" mają wpisane wymagania, których raczej nie dałabym rady spełnić. Ja się nadaję do nudnego klepania tabelek (i nawet to lubię), ale takich stanowisk będzie ubywać że względu na boty RPA... Gdyby nie nowe, stresujące obowiązki, to moja praca byłaby w sam raz dla mnie, ale tutaj nie zarobię tyle, ile bym chciała. Za jakiś czas między moimi i narzeczonego zarobkami będzie przepaść, a przecież nie mogę mu "zabronić" awansowania. Myślałam nawet o jakimś controllingu, ale czy by mnie tam wzięli? Niby sporo mojej obecnej pracy to jest typowy controlling, ale formalnie jestem chemikiem. Oczywiście są to banalne rozkminy, ale czuję, że jestem w zawieszeniu pomiędzy tym, co jest (i nawet mi odpowiada), a tym, co czuję, że powinnam zrobić (czyli szukać lepszej pracy).
Odnośnie pracy z klientem - od początku tego roku przejęłam obowiązki po pracowniku, który odszedł. Ilość zadań zatem się podwoiła, ale główny problem to użeranie się z ludźmi. W tym momencie jestem jedyną osobą w fabryce, która potrafi naprawić iPada i stanowię główny support jeśli chodzi o nowy moduł SAPa. W związku z tym wydzwaniają do mnie ludzie z pretensjami, że coś popsuli i nie działa Mówię: "Uwaga, anulowania zlecenia nie da się cofnąć", po czym ktoś sobie anuluje 50 zleceń i wścieka się na mnie, że mu tego nie cofnę. Inna sprawa - kierownik jednej z linii dzwoni do mnie o 18 i oczekuje, że się z nim połączę na Teamsie, bo on jutro rano ma prezentację przed dyrektorem, a musi zrobić raport z SAPa. Mój komputer tymczasem leży sobie w biurze, a ja jem kolację w domu. Sprawa obiła się o mojego kierownika, który na szczęście skwitował to: "Pie*dol go".
Mój narzeczony obecnie pracuje dla banku i u niego obowiązuje dress code, ale bardzo łagodny - nie powinni tylko zakładać bluz i t-shirtów. Wyjątkiem jest casual friday. Tyle że on jest ciągle na home office, więc jego piżama i strój do pracy to ta sama stylówka.
Co do pracy zaś... Oglądam sobie oferty i mam poczucie, że nie nadaję się do pracy, którą chciałabym wykonywać. Nawet stanowiska typu "młodszy inżynier" albo "młodszy specjalista" mają wpisane wymagania, których raczej nie dałabym rady spełnić. Ja się nadaję do nudnego klepania tabelek (i nawet to lubię), ale takich stanowisk będzie ubywać że względu na boty RPA... Gdyby nie nowe, stresujące obowiązki, to moja praca byłaby w sam raz dla mnie, ale tutaj nie zarobię tyle, ile bym chciała. Za jakiś czas między moimi i narzeczonego zarobkami będzie przepaść, a przecież nie mogę mu "zabronić" awansowania. Myślałam nawet o jakimś controllingu, ale czy by mnie tam wzięli? Niby sporo mojej obecnej pracy to jest typowy controlling, ale formalnie jestem chemikiem. Oczywiście są to banalne rozkminy, ale czuję, że jestem w zawieszeniu pomiędzy tym, co jest (i nawet mi odpowiada), a tym, co czuję, że powinnam zrobić (czyli szukać lepszej pracy).
Odnośnie pracy z klientem - od początku tego roku przejęłam obowiązki po pracowniku, który odszedł. Ilość zadań zatem się podwoiła, ale główny problem to użeranie się z ludźmi. W tym momencie jestem jedyną osobą w fabryce, która potrafi naprawić iPada i stanowię główny support jeśli chodzi o nowy moduł SAPa. W związku z tym wydzwaniają do mnie ludzie z pretensjami, że coś popsuli i nie działa Mówię: "Uwaga, anulowania zlecenia nie da się cofnąć", po czym ktoś sobie anuluje 50 zleceń i wścieka się na mnie, że mu tego nie cofnę. Inna sprawa - kierownik jednej z linii dzwoni do mnie o 18 i oczekuje, że się z nim połączę na Teamsie, bo on jutro rano ma prezentację przed dyrektorem, a musi zrobić raport z SAPa. Mój komputer tymczasem leży sobie w biurze, a ja jem kolację w domu. Sprawa obiła się o mojego kierownika, który na szczęście skwitował to: "Pie*dol go".