11 Gru 2015, Pią 20:05, PID: 495206
To ja się wstrzelę w temat.
Dziś był kolejny dzień nowej pracy (około 2 tyg) Jak zwykle się myliłem, mieszałem i gubiłem w obowiązkach. Najczęściej wypowiadane przeze mnie zwroty to: "Aha no tak", "sory zapomniałem", "ups no rzeczywiście". Ciągle zapominam o tym że cośtam, że tak trzeba a tego nie wolno, przygotowując coś przy użyciu przedmiotów odkładam je by za chwilę znów wziąć je do ręki (dekoncentracja i dezorganizacja) i to nie że ja się dopiero uczę. Mam jeszcze 1/2 tego co powinienem umieć (a umiem jakąś 1/2 z tej 1/2 czyli mało) przed sobą.
W pewnym momencie coś mi nie wyszło i szefowa (kobieta z anielską cierpliwością) wkurzyła się chyba po raz pierwszy ale nie mocno. Mi jest głupio za każdym razem gdy popełniam ten sam błąd. Ona się śmieje ale nie wyśmiewa.
Wracając. Coś we mnie pękło, rozpakowywałem rzeczy które przyniosłem z magazynu i wszystko zrobiłem nie tak. Oczy napłynęły mi trochę łzami, ale chciałem wytrzymać, unikałem kontaktu wzrokowego, ale szefowa zobaczyła że kiepsko ze mną. Spytała co jest? Wkręciłęm jakąś bajeczkę że dostałem smsa z przybijającą wiadomością. Powiedziała żebym szedł do domu. Wróciłem do domu przybity. Rodzice od razu poznali że coś jest nie tak, powiedziałem że w ogóle sobie nie radzę, że ciągle się mylę, że nie zapamiętuję. Jako że moja matka cierpi na CHAD (teraz jest ok) to pewnie wypierają że ja mogę mieć jakikolwiek problem z psychiką bo wtedy byłoby ich w naszej rodzinie za dużo w ich opinii.
A przecież z tak popier*olonego domu jak mój to wszyscy muszą być ku*wa mać ultranormalni!!! Nikt inny niż matka nie ma prawa mieć przez to całe żadnych problemów.
Za niedługo może sobie jeszcze kumpli wymyślę bo prawdziwych już straciłem prawie wszystkich...
Za każdym razem idę do pracy z myślą "Spoko, co złego ma się stać", zaczynam pracę myśląc "Spoko, będzie dobrze" a potem zaczyna się wszystko pieprzyć mimo że się staram i jestem nawet wesoły. Obowiązki mnie przerastają.
Nie daję rady i nie mam wsparcia bo "sobie wymyślam"
Dziś był kolejny dzień nowej pracy (około 2 tyg) Jak zwykle się myliłem, mieszałem i gubiłem w obowiązkach. Najczęściej wypowiadane przeze mnie zwroty to: "Aha no tak", "sory zapomniałem", "ups no rzeczywiście". Ciągle zapominam o tym że cośtam, że tak trzeba a tego nie wolno, przygotowując coś przy użyciu przedmiotów odkładam je by za chwilę znów wziąć je do ręki (dekoncentracja i dezorganizacja) i to nie że ja się dopiero uczę. Mam jeszcze 1/2 tego co powinienem umieć (a umiem jakąś 1/2 z tej 1/2 czyli mało) przed sobą.
W pewnym momencie coś mi nie wyszło i szefowa (kobieta z anielską cierpliwością) wkurzyła się chyba po raz pierwszy ale nie mocno. Mi jest głupio za każdym razem gdy popełniam ten sam błąd. Ona się śmieje ale nie wyśmiewa.
Wracając. Coś we mnie pękło, rozpakowywałem rzeczy które przyniosłem z magazynu i wszystko zrobiłem nie tak. Oczy napłynęły mi trochę łzami, ale chciałem wytrzymać, unikałem kontaktu wzrokowego, ale szefowa zobaczyła że kiepsko ze mną. Spytała co jest? Wkręciłęm jakąś bajeczkę że dostałem smsa z przybijającą wiadomością. Powiedziała żebym szedł do domu. Wróciłem do domu przybity. Rodzice od razu poznali że coś jest nie tak, powiedziałem że w ogóle sobie nie radzę, że ciągle się mylę, że nie zapamiętuję. Jako że moja matka cierpi na CHAD (teraz jest ok) to pewnie wypierają że ja mogę mieć jakikolwiek problem z psychiką bo wtedy byłoby ich w naszej rodzinie za dużo w ich opinii.
A przecież z tak popier*olonego domu jak mój to wszyscy muszą być ku*wa mać ultranormalni!!! Nikt inny niż matka nie ma prawa mieć przez to całe żadnych problemów.
Za niedługo może sobie jeszcze kumpli wymyślę bo prawdziwych już straciłem prawie wszystkich...
Za każdym razem idę do pracy z myślą "Spoko, co złego ma się stać", zaczynam pracę myśląc "Spoko, będzie dobrze" a potem zaczyna się wszystko pieprzyć mimo że się staram i jestem nawet wesoły. Obowiązki mnie przerastają.
Nie daję rady i nie mam wsparcia bo "sobie wymyślam"