26 Lis 2014, Śro 17:07, PID: 422816
Miałem właśnie dodać tu posta, ale przeglądarka padła i wszystkie strony, które miałem otwarte.
Nie wiem czemu miałbym się nawet denerwować z tego powodu, napiszę to jeszcze raz, innymi słowami.
Chciałem nawiązać do filmów w Internecie.
Dziś natrafiłem na jeden, który dał mi emocjonalnego kopa i uzmysłowił czym są moje problemy w obliczu problemów innych ludzi.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3...92417.html
Duże wrażenie zrobił na mnie ksiądz, który prowadzi hospicjum w Pucku.
Sam jest nieuleczalnie chory na straszną chorobę, a mimo to nie stracił pogody ducha.
Mnie, któremu fizycznie w zasadzie nic nie dolega, czasem w myślach tak odpływałem, że pojawiało się pragnienie śmierci, z którym się identyfikowałem.
Ależ było to ignoranckie z mojej strony, małe, spłycone, wiem, że identyfikacja z tymi myślami to powodowała, ale i tak było to bardzo przykre, nie musiałem wierzyć tym myślom, ale jednak łatwo ulegałem tej "pokusie".
Ta choroba jest spokojnie do wyleczenia, nikt nie mówi, że będzie łatwo, wiem, że to czy wyzdrowieję zależy od mnie, nie od innych. Ci ludzie natomiast nie mają takiej szansy, mogą liczyć wyłącznie na cud, na coś co jest po za nimi, lekarze jedynie uśmierzają ból i wydłużają ich bardzo ciężkie życie.
Co ja wiem o śmierci?
Nic, medytacja śmierci, to nie to samo.
Brakuje odpowiedniej perspektywy by na to spojrzeć:
[Obrazek: earth5.jpg]
Nie wiem czemu miałbym się nawet denerwować z tego powodu, napiszę to jeszcze raz, innymi słowami.
Chciałem nawiązać do filmów w Internecie.
Dziś natrafiłem na jeden, który dał mi emocjonalnego kopa i uzmysłowił czym są moje problemy w obliczu problemów innych ludzi.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3...92417.html
Duże wrażenie zrobił na mnie ksiądz, który prowadzi hospicjum w Pucku.
Sam jest nieuleczalnie chory na straszną chorobę, a mimo to nie stracił pogody ducha.
Mnie, któremu fizycznie w zasadzie nic nie dolega, czasem w myślach tak odpływałem, że pojawiało się pragnienie śmierci, z którym się identyfikowałem.
Ależ było to ignoranckie z mojej strony, małe, spłycone, wiem, że identyfikacja z tymi myślami to powodowała, ale i tak było to bardzo przykre, nie musiałem wierzyć tym myślom, ale jednak łatwo ulegałem tej "pokusie".
Ta choroba jest spokojnie do wyleczenia, nikt nie mówi, że będzie łatwo, wiem, że to czy wyzdrowieję zależy od mnie, nie od innych. Ci ludzie natomiast nie mają takiej szansy, mogą liczyć wyłącznie na cud, na coś co jest po za nimi, lekarze jedynie uśmierzają ból i wydłużają ich bardzo ciężkie życie.
Co ja wiem o śmierci?
Nic, medytacja śmierci, to nie to samo.
Brakuje odpowiedniej perspektywy by na to spojrzeć:
[Obrazek: earth5.jpg]