01 Sie 2012, Śro 12:02, PID: 311024
Witam jestem nowy na forum
Ja nie też mam taki problem jak wszyscy w tym wątku... ehh widzę, że mnóstwo ludzi ma z tym problem... Mam 22 lata, skończyłem tylko ogólniaka, do matury nie podszedłem, właśnie przez fobie, chociaż i tak bym nie zdał, gdyż z matematyki bym miał może 1 pkt (to wina niedbalstwa przez wszystkie lata nauki tego przedmiotu). Chodziłem do szkoły zaocznie, bo często zdarzało mi się pracować na budowie z ojcem... W wieku 18 lat pracowałem przez około 3 miesiące na czarno, później praca się skończyła i siedziałem 2 lata w domu, praktycznie nie wychodząc, od czasu do czasu tylko na jakieś piwo ze znajomymi, i tak mijały mi dnie. Później znów ojciec wkręcił mnie do roboty na budowę, znów pracowałem około 3 miesięcy, i chyba nie wytrzymałem fizycznie, bo mi strzeliła noga, później już nie pytałem nawet o tą pracę. Następne 2 lata w domu. Łącznie siedziałem 4 lata w domu, to jest straszne. Teraz, sytuacja mnie zmusza iść do pracy, bo jestem po prostu wrakiem człowieka. Praca jest 65 km od mojego domu, będę musiał dojeżdzać pksem w dwie strony. Czyli plan dnia: o 4.00 pobudka, szybka kawa, prysznic i do na autobus. Praca od 7.00 do 17.00 w sezonie do 19.00. Więc na 21.30 będę dopiero w domu, kolacja i spanie... CHolernie się boję iść do pracy, przez dluższy okres czasu zauważyłem, że nic mi nie wychodzi. Za co się nie wezmę, to po prostu to s+... Moja inteligencja zeszła chyba na poziom zerowy. Ostatnio nie jestem w stanie nawet logicznie pomyśleć, gdy trzeba rozwiązać jakiś problem, pomyśleć podczas pracy itp... Nigdy nie leczyłem się. Od dłuższego czasu zacząłem myśleć o samobójstwie. Codziennie gdy kładę się spać myślę jak by tu zrobić, aby to skończyć i nie męczyć się dalej. Ja się boję porozmawiać z ludźmi na ulicy, a co mówiąc w pracy? Nawet nie mam o czym rozmawiać z ludźmi których nie znam. Otaczam się w dość dobrym towarzystwie. Każdy poszedł na studia, jak nie budowlane to psychologiczne, to budowa maszyn itp... Oni zawsze mają jakiś temat do rozmowy, nie raz mnie pytano a co ja robie itp... Wtedy pierwsze co mi przychodziło na myśl, to, że chciałbym nie żyć. Jestem nikim, nie mam zawodu, doświadczenia, nawet nie mam co w CV wpisać. Rozmowa z obcą osobą tak mnie stresuję, że czekam tylko, aż ona sobie pójdzie. Co mówiąc w pracy, jak kierownik lub inny pracownik będzie mi patrzył na ręce... Ostatnio nawet nie potrafie nauczyć się prostych rzeczy. Wydaje mi się, że albo kiedyś ze sobą skończę, albo po prostu do końca życia zostane takim nieudacznikiem jakim jestem do dziś. Kiedyś zapowiadała mi się ładna praca, dobrze płatna, w agencji reklamowej. Praca w domu więc mi pasowała. Wziałem tel na abonament itp. Teraz mam 2 komorników na kwotę 7 tysięcy zł, takie odsetki mi się nazbierały. NIe jestem w stanie tego spłacić, jeszcze myśl o tym, że jak pójdę do pracy to od razu pracodawca się dowie o moich problemach... Nie mam jak iść do psychiatry, mieszkam w małym miasteczku, w którym każdy każdego zna i o wszystkim wie... Ja jestem chyba po prostu skazany na porażkę. Pozdrawiam wszystkich i życzę szczęścia w pokonaniu tego cholerstwa.
Ja nie też mam taki problem jak wszyscy w tym wątku... ehh widzę, że mnóstwo ludzi ma z tym problem... Mam 22 lata, skończyłem tylko ogólniaka, do matury nie podszedłem, właśnie przez fobie, chociaż i tak bym nie zdał, gdyż z matematyki bym miał może 1 pkt (to wina niedbalstwa przez wszystkie lata nauki tego przedmiotu). Chodziłem do szkoły zaocznie, bo często zdarzało mi się pracować na budowie z ojcem... W wieku 18 lat pracowałem przez około 3 miesiące na czarno, później praca się skończyła i siedziałem 2 lata w domu, praktycznie nie wychodząc, od czasu do czasu tylko na jakieś piwo ze znajomymi, i tak mijały mi dnie. Później znów ojciec wkręcił mnie do roboty na budowę, znów pracowałem około 3 miesięcy, i chyba nie wytrzymałem fizycznie, bo mi strzeliła noga, później już nie pytałem nawet o tą pracę. Następne 2 lata w domu. Łącznie siedziałem 4 lata w domu, to jest straszne. Teraz, sytuacja mnie zmusza iść do pracy, bo jestem po prostu wrakiem człowieka. Praca jest 65 km od mojego domu, będę musiał dojeżdzać pksem w dwie strony. Czyli plan dnia: o 4.00 pobudka, szybka kawa, prysznic i do na autobus. Praca od 7.00 do 17.00 w sezonie do 19.00. Więc na 21.30 będę dopiero w domu, kolacja i spanie... CHolernie się boję iść do pracy, przez dluższy okres czasu zauważyłem, że nic mi nie wychodzi. Za co się nie wezmę, to po prostu to s+... Moja inteligencja zeszła chyba na poziom zerowy. Ostatnio nie jestem w stanie nawet logicznie pomyśleć, gdy trzeba rozwiązać jakiś problem, pomyśleć podczas pracy itp... Nigdy nie leczyłem się. Od dłuższego czasu zacząłem myśleć o samobójstwie. Codziennie gdy kładę się spać myślę jak by tu zrobić, aby to skończyć i nie męczyć się dalej. Ja się boję porozmawiać z ludźmi na ulicy, a co mówiąc w pracy? Nawet nie mam o czym rozmawiać z ludźmi których nie znam. Otaczam się w dość dobrym towarzystwie. Każdy poszedł na studia, jak nie budowlane to psychologiczne, to budowa maszyn itp... Oni zawsze mają jakiś temat do rozmowy, nie raz mnie pytano a co ja robie itp... Wtedy pierwsze co mi przychodziło na myśl, to, że chciałbym nie żyć. Jestem nikim, nie mam zawodu, doświadczenia, nawet nie mam co w CV wpisać. Rozmowa z obcą osobą tak mnie stresuję, że czekam tylko, aż ona sobie pójdzie. Co mówiąc w pracy, jak kierownik lub inny pracownik będzie mi patrzył na ręce... Ostatnio nawet nie potrafie nauczyć się prostych rzeczy. Wydaje mi się, że albo kiedyś ze sobą skończę, albo po prostu do końca życia zostane takim nieudacznikiem jakim jestem do dziś. Kiedyś zapowiadała mi się ładna praca, dobrze płatna, w agencji reklamowej. Praca w domu więc mi pasowała. Wziałem tel na abonament itp. Teraz mam 2 komorników na kwotę 7 tysięcy zł, takie odsetki mi się nazbierały. NIe jestem w stanie tego spłacić, jeszcze myśl o tym, że jak pójdę do pracy to od razu pracodawca się dowie o moich problemach... Nie mam jak iść do psychiatry, mieszkam w małym miasteczku, w którym każdy każdego zna i o wszystkim wie... Ja jestem chyba po prostu skazany na porażkę. Pozdrawiam wszystkich i życzę szczęścia w pokonaniu tego cholerstwa.