20 Mar 2011, Nie 12:34, PID: 244565
Sama nie wiem dokładnie jak się przemogłam. Czułam, że już dalej tak być nie może, że już właściwie nie mam czego się bać, bo co niby miałabym stracić, skoro jestem na dnie. Przyjaciele [Ci nieliczni, których poznałam jeszcze we wczesnym dzieciństwie] się ode mnie odwrócili. Życzliwe ciocie non stop pytały moją mamę czemu nie pracuję. Spędzałam całe dnie w domu i coraz bardziej bałam się gdziekolwiek wyjść, bo na pewno coś mi się stanie. Miałam wybór: utonąć lub złapać jeszcze jeden oddech i próbować płynąć. Wybrałam to drugie. Nie twierdzę, że jest mi łatwo, w nowym mieście, gdzie praktycznie nikogo nie znam, w nowej pracy, gdzie liczy się wyścig szczurów. Płacę za to stresem i bezsennością, ale już teraz wiem, że było warto. Przynajmniej walczę, to lepsze niż poddanie się bez podejmowania wysiłku.