06 Sty 2010, Śro 5:21, PID: 192284
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Sty 2010, Śro 5:25 przez Jas.)
Hmm... ze mną to jest tak, że po prostu wiem, że muszę pracować, nie ma innej opcji. No ale... jestem zarejestrowany w urzędzie pracy, więc tym samym jakby oddałem się w ich ręce - teraz nie mogę powiedzieć, że nie pracuję bo cośtam, tylko mówię, że nie pracuję, bo nie ma pracy bo gdyby była to by mi znaleźli Poniekąd jest to prawda, w końcu wszędzie o pracę ciężko, z drugiej strony mógłbym poszukać w innym mieście, ale to by się wiązało z wynajmem mieszkania, a boję się, że się nie utrzymam (bo np. będę zarabiał za mało), już nie mówiąc o tym, ze ogólnie się boję w nowe miejsce się przeprowadzić.
Więc póki co tak sobie siedzę, na dwóch rozmowach kwalifikacyjnych byłem, z urzędu kazali to poszedłem (gdybym odmówił, skreśliliby mnie i straciłbym ubezpieczenie - na to po prostu nie mogę sobie pozwolić, więc tu nie mam nawet żadnego dylematu, stres do granic możliwości ale idę i udaję, że chcę tą pracę), ale mnie nie przyjęto (widać byli inni, lepsi kandydaci, co jest zrozumiałe, mój angielski jest kiepski no i nie mam studiów). W trzecim miejscu... przyjęli mnie na pół roku i teeeraz się zaczyna "zabawa".
Szedłem tam nawet tak jakoś bez większego stresu. Wiedziałem, że to mój pierwszy raz, że mnie nie znają, że się postaram pokazać od super strony... No i niby wszystko było fajnie, ludzie na prawdę mili itp. ale... niestety niektórzy tam chyba nie wiedzieli jakie dokładnie jest moje wykształcenie i im się wydawało, że wszystko powinienem wiedzieć i chyba w ogóle że jestem tam na innym stanowisku niż byłem. To stresowało mnie stopniowo co raz bardziej (czujecie to?! zamiast w miarę upływu czasu przyzwyczajać się i stresować co raz mniej, ze mną było odwrotnie! na początku nawet bez większych problemów odbierałem telefony bo sobie myślałem, że to służbowe, więc nie ma się czym martwić, potem stopniowo co raz bardziej się denerwowałem a na koniec to już podskakiwałem na każdy dźwięk tel.), a najgorzej jak powiedziałem że czegoś nie wiem (a akurat tego mogłem nie wiedzieć, bo nie ja byłem odpowiedzialny za taką sytuację jaka zaistniała) i ktoś coś tam mi odpowiedział, to już w ogóle się zestresowałem i oczywiście myśli poleciały w stylu: "co on teraz sobie o mnie pomyśli? pewnie się będzie śmiać, rozgada innym..."
W sumie dobrze, że to było tylko pół roku.
Teraz trzeba szukać czegoś innego, przeraża mnie to. Wiadomo, że do Biedronki nie pójdę, bo to nie jest praca dla fobików społecznych a i jeszcze inny zakład, w którym praca by była jest niemniej stresujący - więc te miejsca odpadają, a poza nimi... to już faktycznie nie ma tu pracy... I tak nie wiem, mam wyjechać za granicę do roboty. Niby fajnie, lubię ten kraj (chyba lepiej się tam psychicznie czuję, więc jest szansa, że jakoś to będzie), ale mieszkanie w obcym kraju... wiadomo - przeraża mnie nieźle.
Więc tak sobie myślę, może póki jeszcze mam na to czas, to poszukać psychiatry? Może choć dostanę jakieś leki, które mi umożliwią funkcjonowanie między ludźmi...
Więc póki co tak sobie siedzę, na dwóch rozmowach kwalifikacyjnych byłem, z urzędu kazali to poszedłem (gdybym odmówił, skreśliliby mnie i straciłbym ubezpieczenie - na to po prostu nie mogę sobie pozwolić, więc tu nie mam nawet żadnego dylematu, stres do granic możliwości ale idę i udaję, że chcę tą pracę), ale mnie nie przyjęto (widać byli inni, lepsi kandydaci, co jest zrozumiałe, mój angielski jest kiepski no i nie mam studiów). W trzecim miejscu... przyjęli mnie na pół roku i teeeraz się zaczyna "zabawa".
Szedłem tam nawet tak jakoś bez większego stresu. Wiedziałem, że to mój pierwszy raz, że mnie nie znają, że się postaram pokazać od super strony... No i niby wszystko było fajnie, ludzie na prawdę mili itp. ale... niestety niektórzy tam chyba nie wiedzieli jakie dokładnie jest moje wykształcenie i im się wydawało, że wszystko powinienem wiedzieć i chyba w ogóle że jestem tam na innym stanowisku niż byłem. To stresowało mnie stopniowo co raz bardziej (czujecie to?! zamiast w miarę upływu czasu przyzwyczajać się i stresować co raz mniej, ze mną było odwrotnie! na początku nawet bez większych problemów odbierałem telefony bo sobie myślałem, że to służbowe, więc nie ma się czym martwić, potem stopniowo co raz bardziej się denerwowałem a na koniec to już podskakiwałem na każdy dźwięk tel.), a najgorzej jak powiedziałem że czegoś nie wiem (a akurat tego mogłem nie wiedzieć, bo nie ja byłem odpowiedzialny za taką sytuację jaka zaistniała) i ktoś coś tam mi odpowiedział, to już w ogóle się zestresowałem i oczywiście myśli poleciały w stylu: "co on teraz sobie o mnie pomyśli? pewnie się będzie śmiać, rozgada innym..."
W sumie dobrze, że to było tylko pół roku.
Teraz trzeba szukać czegoś innego, przeraża mnie to. Wiadomo, że do Biedronki nie pójdę, bo to nie jest praca dla fobików społecznych a i jeszcze inny zakład, w którym praca by była jest niemniej stresujący - więc te miejsca odpadają, a poza nimi... to już faktycznie nie ma tu pracy... I tak nie wiem, mam wyjechać za granicę do roboty. Niby fajnie, lubię ten kraj (chyba lepiej się tam psychicznie czuję, więc jest szansa, że jakoś to będzie), ale mieszkanie w obcym kraju... wiadomo - przeraża mnie nieźle.
Więc tak sobie myślę, może póki jeszcze mam na to czas, to poszukać psychiatry? Może choć dostanę jakieś leki, które mi umożliwią funkcjonowanie między ludźmi...