12 Sie 2009, Śro 10:59, PID: 169608
To jest tak, że ja powiedziałam o wszystkim mamie i siostrze i miałam zacząć staż od października. Przez około miesiąca nie rozmawialiśmy na ten temat, ja zamiast pracować nad tym zajęłam się niedokończoną historią z byłym chłopakiem.
Myślałam, że staż załatwia się dość długo... co najmniej miesiąc...a tu bęc, niespełna dwa tygodnie...
W międzyczasie przekonałam się,że choć objawy ustąpiły - w domu jest bardzo ok, to na zewnątrz nadal jest dość porażkowo.
Chodzi o to, że cięzko jest, staż był załatwiany na lewo i nie podejmując go mogę sobie zasrać ścieżke zawodową. Z drugiej strony może się uda, ale jak nie... jak nie dam rady? To są terapie grupowe, indywidualne - musze być sama zdrowa, bo to są madre glowy - od razu zwiedza i mnie zakwalifikuja jako zaburzona... Zla jestem na siebie, ze od poczatku nie powiedzialam jak jest tylko po raz kolejny ucieklam od problemu liczac, ze samo przejdzie. Moglam tego nie zalatwiac, nie lazic po dyrektorach i urzedach, ale naprawde liczylam, ze przejdzie.
Jesli nie podejme to bede siedziec w domu Bog wie ile - nie wyjde do znajomych, nigdzie itp. Stad wymyslilam prace u taty, tata zwolni jednego czlowieka (niestety pozbawie kogos miejsca pracy), ale obcujac co drugi dzien z ludzmi jakos sie zaznajomie i zmniejsze swe leki. Ale kurde... reakcja rodzicow moze byc katastrofalna, wywalili na mnie 60 tys. na cale studia a teraz tak nawalam. Ich myslenie bedzie takie "bo panikujesz, boisz sie..kazdy sie boji pierwszej pracy".Tylko, ze ja sie boje ludzi, a nie pracy
Myślałam, że staż załatwia się dość długo... co najmniej miesiąc...a tu bęc, niespełna dwa tygodnie...
W międzyczasie przekonałam się,że choć objawy ustąpiły - w domu jest bardzo ok, to na zewnątrz nadal jest dość porażkowo.
Chodzi o to, że cięzko jest, staż był załatwiany na lewo i nie podejmując go mogę sobie zasrać ścieżke zawodową. Z drugiej strony może się uda, ale jak nie... jak nie dam rady? To są terapie grupowe, indywidualne - musze być sama zdrowa, bo to są madre glowy - od razu zwiedza i mnie zakwalifikuja jako zaburzona... Zla jestem na siebie, ze od poczatku nie powiedzialam jak jest tylko po raz kolejny ucieklam od problemu liczac, ze samo przejdzie. Moglam tego nie zalatwiac, nie lazic po dyrektorach i urzedach, ale naprawde liczylam, ze przejdzie.
Jesli nie podejme to bede siedziec w domu Bog wie ile - nie wyjde do znajomych, nigdzie itp. Stad wymyslilam prace u taty, tata zwolni jednego czlowieka (niestety pozbawie kogos miejsca pracy), ale obcujac co drugi dzien z ludzmi jakos sie zaznajomie i zmniejsze swe leki. Ale kurde... reakcja rodzicow moze byc katastrofalna, wywalili na mnie 60 tys. na cale studia a teraz tak nawalam. Ich myslenie bedzie takie "bo panikujesz, boisz sie..kazdy sie boji pierwszej pracy".Tylko, ze ja sie boje ludzi, a nie pracy