21 Gru 2009, Pon 18:46, PID: 190233
Kiedyś z "zamiłowaniem" gotowałam się w wannie zamiast normalnie myć - tak samo nie myłam, a parzyłam sobie ręce. Ogólnie mycie miało swoje rytuały. Ta część, chyba mogę powiedzieć, przeszła mi. Myję się w normalnej wodzie, normalną ilość razy, nie liczę i nie czuję potrzeby wiedzieć ile razy myję ręce i zęby i ile razy którą stronę. Po prostu robię to zawsze, kiedy czuję potrzebę.
Natomiast od małego mam takie nieszkodliwe coś, kiedy widzę w głowie jakiś wyraz, kiedy myślę itd., automatycznie liczy się ile liter w każdym wyrazie i z której części alfabetu wyrazu przeważają. Nie wiem czemu, ale wtedy podzieliłam alfabet na część pierwszą, od a do n [ń], i drugą, od o[ó] do z [ż, ź]. Od tej pory słowa w głowie widzę w dwóch kolorach.
Poza tym. Rzeczy obok mnie muszą leżeć prostopadle do czegoś - obojętnie, czy do krawędzi stołu czy obrusu, czy nawet do siebie nawzajem jeśli rozmiarem różnią się za bardzo. Firanki zasunięte, drzwi domknięte, chodniki itd.
Jedyne co mi nadal przeszkadza, to silna potrzeba rozkręcania długopisów leżących koło mnie - do tej pory napsułam ich chyba ze sto. Co gorsze, nie tyczy się to właściwie jedynie długopisów - kiedyś np. miałam telefon z antenką, to również się nie ostało... Po paru godzinach przedmiot spod moich palców nie nadaje się już do niczego. Zamki, klapki od telefonu, aparatu, pokrętła głośności... -.-
Natomiast od małego mam takie nieszkodliwe coś, kiedy widzę w głowie jakiś wyraz, kiedy myślę itd., automatycznie liczy się ile liter w każdym wyrazie i z której części alfabetu wyrazu przeważają. Nie wiem czemu, ale wtedy podzieliłam alfabet na część pierwszą, od a do n [ń], i drugą, od o[ó] do z [ż, ź]. Od tej pory słowa w głowie widzę w dwóch kolorach.
Poza tym. Rzeczy obok mnie muszą leżeć prostopadle do czegoś - obojętnie, czy do krawędzi stołu czy obrusu, czy nawet do siebie nawzajem jeśli rozmiarem różnią się za bardzo. Firanki zasunięte, drzwi domknięte, chodniki itd.
Jedyne co mi nadal przeszkadza, to silna potrzeba rozkręcania długopisów leżących koło mnie - do tej pory napsułam ich chyba ze sto. Co gorsze, nie tyczy się to właściwie jedynie długopisów - kiedyś np. miałam telefon z antenką, to również się nie ostało... Po paru godzinach przedmiot spod moich palców nie nadaje się już do niczego. Zamki, klapki od telefonu, aparatu, pokrętła głośności... -.-