16 Paź 2014, Czw 11:55, PID: 416162
Ogólnie przy tej analizie mogę brać pod uwagę jedynie własne spostrzeżenia, jak ludzie zazwyczaj odbierali/odbierają moje zachowanie, bo nigdy nie miałam na tyle odwagi, żeby kogokolwiek spytać o to wprost C:
Jeśli chodzi o znajomych z liceum, to sądzę, że mieli o mnie dobre zdanie, lubili mnie i szanowali. Może zacznę w ogóle od tego, że za czasów licealnych miałam najwspanialszą klasę na świecie, ludzie byli inteligentni, oczytani i o otwartych umysłach. Nikogo nie dyskryminowano, a drobne lub większe dziwactwa uznawano za atut. W zasadzie każdy był na swój sposób dziwny i może dlatego przez całe te 4 lata lekcje traktowałam jako przyjemność, a nie jako przykry obowiązek narzucony przez państwo C: W każdym razie, dużo się śmiałam, może nawet aż za dużo, bo gdzieś już od połowy 2 klasy przyklejono mi łatkę śmieszki, a koleżanki chwaliły mój wyszukany wisielczy humor i to, że potrafiłam się przeciwstawić najbardziej zjadliwym nauczycielom (aż ciężko w to uwierzyć, ale moja klasa dodawała mi pewności siebie i energii do działania ) Niestety, zaraz za murami szkoły szybko na powrót zamieniałam się w kopciuszka i kalekę życiową i nawet jeśli lubiłam swoje koleżanki, to nie było mowy o żadnych spotkaniach poza zajęciami. Mimo wszystko ludzie uważali mnie za zabawną i charakterną babkę o piskliwym, donośnym głosie.
Rodzina bliższa i dalsza ma mnie za dziwadło i odludka, nie rozumieją sensu mojej choroby, ale nie mogę ich za to winić, bo nigdy im się nie zwierzyłam z tego, że cierpię na fobię społeczną. Mama lubi powtarzać, że jestem leniwa i wywyższam się ponad innych, bo do zmęczenia mówię jej, że nie chcę chodzić na wykłady, bo ludzie z grupy mi nie odpowiadają. Tata twierdzi natomiast, że 'jestem w 100% jego córką'. Nie wiem, czy powinnam brać to za komplement...
Generalnie ze swoim lęków zwierzam się tylko najbliższej koleżance (która swoją drogą przejawia cechy osobowości schizoidalnej ) oraz od czasu do czasu bratu, który też ma problemy z psychiką.
Moja siostra nic nie wie o tym, co przeżywam wewnętrznie, ale sama ma tendencje do izolowania się C:
Jeśli chodzi o znajomych z liceum, to sądzę, że mieli o mnie dobre zdanie, lubili mnie i szanowali. Może zacznę w ogóle od tego, że za czasów licealnych miałam najwspanialszą klasę na świecie, ludzie byli inteligentni, oczytani i o otwartych umysłach. Nikogo nie dyskryminowano, a drobne lub większe dziwactwa uznawano za atut. W zasadzie każdy był na swój sposób dziwny i może dlatego przez całe te 4 lata lekcje traktowałam jako przyjemność, a nie jako przykry obowiązek narzucony przez państwo C: W każdym razie, dużo się śmiałam, może nawet aż za dużo, bo gdzieś już od połowy 2 klasy przyklejono mi łatkę śmieszki, a koleżanki chwaliły mój wyszukany wisielczy humor i to, że potrafiłam się przeciwstawić najbardziej zjadliwym nauczycielom (aż ciężko w to uwierzyć, ale moja klasa dodawała mi pewności siebie i energii do działania ) Niestety, zaraz za murami szkoły szybko na powrót zamieniałam się w kopciuszka i kalekę życiową i nawet jeśli lubiłam swoje koleżanki, to nie było mowy o żadnych spotkaniach poza zajęciami. Mimo wszystko ludzie uważali mnie za zabawną i charakterną babkę o piskliwym, donośnym głosie.
Rodzina bliższa i dalsza ma mnie za dziwadło i odludka, nie rozumieją sensu mojej choroby, ale nie mogę ich za to winić, bo nigdy im się nie zwierzyłam z tego, że cierpię na fobię społeczną. Mama lubi powtarzać, że jestem leniwa i wywyższam się ponad innych, bo do zmęczenia mówię jej, że nie chcę chodzić na wykłady, bo ludzie z grupy mi nie odpowiadają. Tata twierdzi natomiast, że 'jestem w 100% jego córką'. Nie wiem, czy powinnam brać to za komplement...
Generalnie ze swoim lęków zwierzam się tylko najbliższej koleżance (która swoją drogą przejawia cechy osobowości schizoidalnej ) oraz od czasu do czasu bratu, który też ma problemy z psychiką.
Moja siostra nic nie wie o tym, co przeżywam wewnętrznie, ale sama ma tendencje do izolowania się C: