29 Kwi 2021, Czw 16:16, PID: 841722
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Kwi 2021, Czw 16:18 przez Pan Foka.)
Po styczniowej euforii, lutowych i marcowych huśtawkach oraz kwietniowej malignie nadal wierzyłem, że podołam bez prochów. Długo zbywałem subtelne objawy, tłumacząc je sobie jako tymczasowe. Mózg się unormuje i będę wreszcie wolnym człowiekiem - wmawiałem sobie za owego niemal maniakalnego epizodu. Ze dwa niewykorzystane pudła wenli leżały w szufladzie i czekały na "kryzysowy dzień" no i właśnie nadszedł. Kilkukrotnie już walczyłem, by się nie złamać, ale całkowita anhedonia, spadek napędów do niemal zera skutkujący wzięciem wolnego w pracy i sześcioma godzinami poświęconymi na ubranie się, niemożność do wykonania najprostszych czynności i zajęcia się czymkolwiek, koszmarne otępienie sprawiły, że wywiesiłem białą flagę i zjadłem. Umówienie się do doktorowej to będzie olimpiada sam w sobie i parę dni pewnie potrwa.
Dzieci, jedzcie prochy, one są dobre.
Dzieci, jedzcie prochy, one są dobre.