29 Lis 2015, Nie 16:28, PID: 491530
A takie pytanie, przy zwykłej morfologii, mają tam dodatkowo jakiś wskaźnik zawartości benzodiazepin we krwi? W sensie, czy przy analizie moich badań lekarz może zorientować się,
że coś zażywam?
Dodam moją krótką historię: Pierwsze benzo w życiu, które brałem to
1) oksazepam - totalny niewypał.
Miałem na studiach referat trząsłem się jak osika, stresowałem jak miałbym zostać rozstrzelany.
Zacząłem od dwóch tabletek, które po pół godzinie nic nie dały, potem trzy i 5 uspokajających ziołowych - znowu nic, przed samym referatem dołożyłem jeszcze jedną. Nadeszła moja kolej
nie nastąpił efekt p/lękowy, jedynie osłabłem masakrycznie utraciłem siły. Ledwo dowlokłem się
na środek, przed oczami miałem rozbłyski. Czytając referat oczywiście czułem silny lęk, trząsłem się, w dodatku ledwo stałem na nogach.
2) Lexotan - po nieciekawych doświadczeniach udałem się do psychiatry. Dam dostałem Seroxat, Lexotan, zapewnienie, że pomoże i dobre słowo na drogę.
Seroxat zostawiłem po tygodniu- nie wytrzymałem skutków ubocznych. Znowu jakiś referat.
Tym razem udało mi się wykombinować, że czytałem go w obecności 4 osób. Zabezpieczyłem się
dwoma tabletkami Lexotanu ( ponoć miała wystaczyć jedna ). Tym razem nie było mi słabo,
ale trząsłem się znowu i czytałem to głosem dziecka, które ma wybuchnąć płaczem.
Studiów oczywiście nie skończyłem, bo ile tak mogłem ciągnąć. Nie przychodziłem na zajęcia, nie
uczyłem się. Stałem się pożywką do wyżywania się przez wykładowców i szyderstw wśród innych studentów.
3) Klonazepam - uratował mi życie. Nie spodziewałem się tego, ale jedna tabletka powodowała,
że byłem mega wyluzowany. Załatwiłem go na własną rękę. Wcześniej bałem się iść do lekarza.
Po zażyciu jednej tabletki mogłem mówić do lekarza jak do własnego psa.
Zacząłem robić wiele innych rzeczy, które wcześniej były niemożliwe.
Nadszedł dzień mojego ślubu zero stresu, lęku. Tym razem musiałem trochę więcej zażyć,
ale za to przysięgę przemawiałem jak król do poddanych. Alko nie piłem prawie wcale,
żeby się źle nie skończyło. Po udanej imprezie spałem jak zabity 15 godzin moja żona nie mogła mnie dobudzić. Wiem jednak o potencjale uzależniającym tego leku. Tak więc uważam bardzo
biorę 3 mg na tydzień jednorazowo (1,5 tabletki) rzadko więcej i działa cały czas, nie wyrobiłem tolerancji chociaż wcześniej działała 1 tabl bardzo skutecznie.
Niestety minusem są luki w pamięci. Po zażyciu zdarza mi się nie pamiętać pewnych sytuacji,
wzrosła moja pewność siebie, ale też i agresja.
Jeszcze jeden plus ta tabletka zabiła moje negatywne myśli. Nie myślę już co się stanie/ może się stać, bo mam świadomość, że zawsze wyjście ewakuacyjne leży u mnie w portfelu. Co za tym idzie nie myślę = redukcja lęku, który nie ma czasu na to, aby się skumulować, bo nie daję pola do popisu, więc pewne rzeczy robię na pewniaka, bez brania tabletki.
Są jednak sytuacje, których nie umiem w ten sposób przeskoczyć i znając te sytuacje zabezpieczam się, aby funkcjonować jak normalny człowiek.
Czyni mnie to więźniem Clonazepamu, ale z drugiej strony to on mnie uratował w najgorszych chwilach w życiu...
że coś zażywam?
Dodam moją krótką historię: Pierwsze benzo w życiu, które brałem to
1) oksazepam - totalny niewypał.
Miałem na studiach referat trząsłem się jak osika, stresowałem jak miałbym zostać rozstrzelany.
Zacząłem od dwóch tabletek, które po pół godzinie nic nie dały, potem trzy i 5 uspokajających ziołowych - znowu nic, przed samym referatem dołożyłem jeszcze jedną. Nadeszła moja kolej
nie nastąpił efekt p/lękowy, jedynie osłabłem masakrycznie utraciłem siły. Ledwo dowlokłem się
na środek, przed oczami miałem rozbłyski. Czytając referat oczywiście czułem silny lęk, trząsłem się, w dodatku ledwo stałem na nogach.
2) Lexotan - po nieciekawych doświadczeniach udałem się do psychiatry. Dam dostałem Seroxat, Lexotan, zapewnienie, że pomoże i dobre słowo na drogę.
Seroxat zostawiłem po tygodniu- nie wytrzymałem skutków ubocznych. Znowu jakiś referat.
Tym razem udało mi się wykombinować, że czytałem go w obecności 4 osób. Zabezpieczyłem się
dwoma tabletkami Lexotanu ( ponoć miała wystaczyć jedna ). Tym razem nie było mi słabo,
ale trząsłem się znowu i czytałem to głosem dziecka, które ma wybuchnąć płaczem.
Studiów oczywiście nie skończyłem, bo ile tak mogłem ciągnąć. Nie przychodziłem na zajęcia, nie
uczyłem się. Stałem się pożywką do wyżywania się przez wykładowców i szyderstw wśród innych studentów.
3) Klonazepam - uratował mi życie. Nie spodziewałem się tego, ale jedna tabletka powodowała,
że byłem mega wyluzowany. Załatwiłem go na własną rękę. Wcześniej bałem się iść do lekarza.
Po zażyciu jednej tabletki mogłem mówić do lekarza jak do własnego psa.
Zacząłem robić wiele innych rzeczy, które wcześniej były niemożliwe.
Nadszedł dzień mojego ślubu zero stresu, lęku. Tym razem musiałem trochę więcej zażyć,
ale za to przysięgę przemawiałem jak król do poddanych. Alko nie piłem prawie wcale,
żeby się źle nie skończyło. Po udanej imprezie spałem jak zabity 15 godzin moja żona nie mogła mnie dobudzić. Wiem jednak o potencjale uzależniającym tego leku. Tak więc uważam bardzo
biorę 3 mg na tydzień jednorazowo (1,5 tabletki) rzadko więcej i działa cały czas, nie wyrobiłem tolerancji chociaż wcześniej działała 1 tabl bardzo skutecznie.
Niestety minusem są luki w pamięci. Po zażyciu zdarza mi się nie pamiętać pewnych sytuacji,
wzrosła moja pewność siebie, ale też i agresja.
Jeszcze jeden plus ta tabletka zabiła moje negatywne myśli. Nie myślę już co się stanie/ może się stać, bo mam świadomość, że zawsze wyjście ewakuacyjne leży u mnie w portfelu. Co za tym idzie nie myślę = redukcja lęku, który nie ma czasu na to, aby się skumulować, bo nie daję pola do popisu, więc pewne rzeczy robię na pewniaka, bez brania tabletki.
Są jednak sytuacje, których nie umiem w ten sposób przeskoczyć i znając te sytuacje zabezpieczam się, aby funkcjonować jak normalny człowiek.
Czyni mnie to więźniem Clonazepamu, ale z drugiej strony to on mnie uratował w najgorszych chwilach w życiu...