25 Mar 2012, Nie 11:11, PID: 296046
Zas napisał(a):Mam identyczne odczucia i obawy jak potfur. własciwie wydaje mi sie, ze rozmawiac ze mna mógłby ktos tylko wtedy, gdyby zatrzasnął się ze mną w windzie... a tak, zwłaszcza w większej grupie? zero sily przebicia, watpię bym otworzyl sie i ośmielił na tyle by znaleźć na takim kursie dobrych kumpli, a co dopiero dziewczyne... poza tym mam wrazenie, ze w wieku niemal 24 lat szukanie milosci na kursie j. agielskiego jest trochę dziwne...
Odczucia, obawy, przewidywania... No dobrze, tylko jaki jest pożytek z tego wszystkiego? W ten sposób pozostajesz w bezproduktywnym stanie inercji - fobia jak była poważna, tak jest nadal (albo nawet się pogłębia). Powiedzmy iż rzeczywiście źle będzie - pójdziesz na jakiś kurs, z nikim nie porozmawiasz, nikogo nie poznasz. Jednak co z tego? Czy kolejny dzień przed komputerem przyniesie większy pożytek? Nawet jeśli tam pójdziesz i nic nie zdziałasz, to i tak coś zyskasz - doświadczenie. W walce z FS na początku liczą się nie sukcesy, ale samo działanie. Gdy następny raz gdzieś się wybierzesz to będziesz już bardziej świadomy i spokojny. Kto nie próbuje, ten nie wygrywa.
Poza tym ciekawi mnie, gdzie zatem 24-latek ma poznać tą miłość? Gdzie jest "niedziwne" miejsce do tego? Według statystyk (przynajmniej dla USA) większość małżeństw poznaje się w ramach spotkań, związanych z nauką bądź pracą (tak, nie jakieś tam podrywy w klubie, na ulicy etc.). Wniosek prosty: więcej uczysz się/pracujesz - masz większe szanse. Jeżeli zaś nigdzie nie wychodzisz, w obawie przed ewentualna porażką, to strzelasz sobie w stopę z panzerfausta.
Zas napisał(a):wlasciwie to wydaje mi sie, ze teraz to juz wszedzie bedzie sztuczne i glupie. Czuje ze jestem na poziomie rozwoju jakiegos nastolatka, ale niestety to, coo naturalne w wieku licealnym, teraz wydaje mi sie bezpowrotnie stracone.
No właśnie, kolejne nietrafne przekonanie. Czy jednak godzenie się z ponurym losem (a ściślej mówiąc: przyzwolenie na ponury los) jest bardziej rozsądne? Jeżeli czujesz się w tyle, to tym bardziej powinieneś starać się nadrobić. Walka z naszymi problemami przypomina płynięcie pod prąd - kto stoi w miejscu, ten się cofa. Ja również w liceum nic ciekawego nie przeżyłem. Walczyłem o przetrwanie w totalitarnym systemie mojej szkoły. Czy żałuje? Nie. Teraz tworzę swoje życie na nowo i robię - co tu dużo mówić - milowe kroki w kierunku całkowitego pozbycia się wszelakich omawianych tu problemów.
voyager napisał(a):Jednak co do takich kursów to bym nie był taki pewien, że jest to głupi pomysł.
Mój kumpel ze studiów ostatnio na kursie księgowości zapoznał dziewczynę. Jeżeli jemu się poszczęściło to dlaczego innym miałoby się nie udać Wesoly Dodam , że żaden z niego Don Juan (nie uwłaczając) .
10/10 Czy można zatem? Oczywiście, że tak!
potfur z bagien napisał(a):Otóż to! Idea szukania pary wydaje mi sie wyjątkowo sztuczna, zapisywanie sie na różne zajecia w celu wytypowania i upolowania ofiary jest troche smieszne i takie...amerykańskio-holiłudzkie.
Co zatem powiedzieć o portalach randkowych, tam to dopiero się typuje i poluje. Tymczasem są one całkowicie akceptowalne społecznie. W krajach Zachodu poznaje się na nich nawet 10% przyszłych małżonków. Moim zdaniem poglądy takie jak ten wyżej nie tylko są bezproduktywne, ale na dodatek ograniczają nasza swobodę działania. Pytam: jaki jest racjonalny powód i sensowna korzyść, którą osiąga się z żywienia takiego podejścia? Drzewo poznaje się po owocach, a poglądy po ich użyteczności.
potfur z bagien napisał(a):Chyba lepiej zapisać sie, robić cos dobrze na takim kursie, próbowac zaznajomić sie ludzmi, poznać ich bliżej i może coś z tego wyniknie, ale nic na siłe.
Zrobienie tego (lub próba zrobienia tego), co opisano w zacytowanym fragmencie, już będzie znacznym sukcesem. Może ktoś o tym przynajmniej pomyśli, in spe.
Jeszcze refleksja końcowa. Kiedyś jak czytałem to forum, to na każdy defetystyczny post kiwałem głową. Teraz widzę, ze obraz rzeczywistości jest tu częstokroć wypaczony. Świat nie jest taki nikczemny, jak to się piszę na forum. :-) A nowym użytkownikiem to ja tu nie jestem - phobiasocialis zacząłem czytać chyba w 2007 r. Naprawdę tak dawno. Nie wiem dlaczego nie pisałem, może się bałem. Swoja droga to jestem ciekaw, czy jest tu więcej takich czytelników-cieni.