02 Paź 2007, Wto 19:34, PID: 3729
Ja nie piję dla samego "picia", bo:
a) jeśli już, wolałbym mieć przyjaciół na zawsze, a nie tylko po paru głębszych
b) np. wódka mi nie smakuje, ma okropny, taki wulgarny smak
c) nie mówiąc już o siarkofrutach (winach za 2zł jakby ktoś nie wiedział ), sam zapach obrzydza
d) wolę czerpać radość świadomie
e) mam szacunek do własnego ciała.
Jak widać trochę tego jest. Natomiast od czasu do czasu wypiję sobie piwo, np. do obiadu, meczu, przy wizycie, zwyczajnie dlatego, że mi smakuje . A na specjalne okazje szampan bądź jakiś egzotyczny alkohol w eleganckiej oprawie - cytryna, lód. To można nazwać piciem czegoś a nie chłeptaniem taniego wina na imprezce, bądź co gorsza pod blokiem.
Dotąd jeździłem na wycieczki szkolne (sam nie wiem po co) i tam kumple dzień w dzień zachęcali, czasem dość nachalnie (sami wiecie...) do wypicia razem z nimi czegoś "mocniejszego", nawet założyli się miedzy sobą, kto mnie pierwszy "zachęci" do picia - byłem w zasadzie jedynym, który nie pił wódy i wina. Ja konsekwentnie odmawiałem i z zakładu nici
Wspomniane chłeptanie ma zresztą taki sam cel jak narkotyki. Wprowadzić się w taki stan, żeby mieć 'schizy' (które notabene były głównym celem tych wycieczek szkolnych dla większości kumpli ). W przypadku wódki nie ma mowy o kulturalnym napitku przy rozmowie. Dodatkowo obrzydzają mnie wszyscy ludzie, którzy sami piją i do tego spijają innych, żeby sobie pod*pczyć, albo "lizać się". Owszem może (i powinno) być to fajne, ale w kulturalnych warunkach, nie z byle kim, nie w pierwszym lepszym kiblu, kiedy od obydwu stron cuchnie alkoholem. Całe szczęście, że moja styczność z takimi odpadami skończyła się w gimnazjum.
Ależ elaborat wysmarowałem No, może ktoś chociaż to przeczyta
Sugar, ja Cię rozumiem i pewnie reszta forum też. Nie przejmuj się zbytnio tymi "przyjaciółkami". A pypeć to kara za myśli samobójcze
a) jeśli już, wolałbym mieć przyjaciół na zawsze, a nie tylko po paru głębszych
b) np. wódka mi nie smakuje, ma okropny, taki wulgarny smak
c) nie mówiąc już o siarkofrutach (winach za 2zł jakby ktoś nie wiedział ), sam zapach obrzydza
d) wolę czerpać radość świadomie
e) mam szacunek do własnego ciała.
Jak widać trochę tego jest. Natomiast od czasu do czasu wypiję sobie piwo, np. do obiadu, meczu, przy wizycie, zwyczajnie dlatego, że mi smakuje . A na specjalne okazje szampan bądź jakiś egzotyczny alkohol w eleganckiej oprawie - cytryna, lód. To można nazwać piciem czegoś a nie chłeptaniem taniego wina na imprezce, bądź co gorsza pod blokiem.
Dotąd jeździłem na wycieczki szkolne (sam nie wiem po co) i tam kumple dzień w dzień zachęcali, czasem dość nachalnie (sami wiecie...) do wypicia razem z nimi czegoś "mocniejszego", nawet założyli się miedzy sobą, kto mnie pierwszy "zachęci" do picia - byłem w zasadzie jedynym, który nie pił wódy i wina. Ja konsekwentnie odmawiałem i z zakładu nici
Wspomniane chłeptanie ma zresztą taki sam cel jak narkotyki. Wprowadzić się w taki stan, żeby mieć 'schizy' (które notabene były głównym celem tych wycieczek szkolnych dla większości kumpli ). W przypadku wódki nie ma mowy o kulturalnym napitku przy rozmowie. Dodatkowo obrzydzają mnie wszyscy ludzie, którzy sami piją i do tego spijają innych, żeby sobie pod*pczyć, albo "lizać się". Owszem może (i powinno) być to fajne, ale w kulturalnych warunkach, nie z byle kim, nie w pierwszym lepszym kiblu, kiedy od obydwu stron cuchnie alkoholem. Całe szczęście, że moja styczność z takimi odpadami skończyła się w gimnazjum.
Ależ elaborat wysmarowałem No, może ktoś chociaż to przeczyta
Sugar, ja Cię rozumiem i pewnie reszta forum też. Nie przejmuj się zbytnio tymi "przyjaciółkami". A pypeć to kara za myśli samobójcze