14 Sie 2016, Nie 23:20, PID: 566517
Też mało odzywam się w towarzystwie, z przekonania, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Nawet jak mam w głowie jakąś odpowiedź to często myślę, że nie jest to wystarczająco mądre czy ciekawe. Albo, że moja odpowiedź jest czymś tak oczywistym, że druga osoba tylko bardziej by we mnie zwątpiła.
Więc już wolę w ogóle nie chodzić do osób, które średnio znam albo jakieś imprezy niż pójść i zrobić z siebie idiotkę.
I właśnie wolę przyjąć postawę "niezaangażowania" niż w jakiś sposób zaangażować się i zostać uświadomioną, jaka jestem beznadziejna.
Niby mam jakieś koleżanki ale tak naprawdę to one wszystkie mają mnie na dobrą sprawę gdzieś. Niby od czasu do czasu gdzieś się wyjdzie, porozmawia z kimś, spotka ale jednocześnie wydaje mi się to takie puste, zupełnie bez znaczenia.
Już lepiej niejako, żebym częściowo z własnej woli była samotna niż się starać i zostać uświadomionym, jakim się jest beznadziejnym przypadkiem . Niby mam świadomość, że obiektywnie może i są gorsi ode mnie ale w towarzystwie nie mogę pozbyć się tego myślenia i przekonania, to jest silniejsze ode mnie... Nie chcę mi się wierzyć, że ktoś mógłby mnie uznać za fajną i mnie zauważyć, nawet nie przechodzi mi to przez myśl. A jeśli nawet to zaraz sprowadzam się z powrotem myślami, że chyba coś mi odbiło, że jak mogłam w ogóle tak pomyśleć.
Więc już wolę w ogóle nie chodzić do osób, które średnio znam albo jakieś imprezy niż pójść i zrobić z siebie idiotkę.
I właśnie wolę przyjąć postawę "niezaangażowania" niż w jakiś sposób zaangażować się i zostać uświadomioną, jaka jestem beznadziejna.
Niby mam jakieś koleżanki ale tak naprawdę to one wszystkie mają mnie na dobrą sprawę gdzieś. Niby od czasu do czasu gdzieś się wyjdzie, porozmawia z kimś, spotka ale jednocześnie wydaje mi się to takie puste, zupełnie bez znaczenia.
Już lepiej niejako, żebym częściowo z własnej woli była samotna niż się starać i zostać uświadomionym, jakim się jest beznadziejnym przypadkiem . Niby mam świadomość, że obiektywnie może i są gorsi ode mnie ale w towarzystwie nie mogę pozbyć się tego myślenia i przekonania, to jest silniejsze ode mnie... Nie chcę mi się wierzyć, że ktoś mógłby mnie uznać za fajną i mnie zauważyć, nawet nie przechodzi mi to przez myśl. A jeśli nawet to zaraz sprowadzam się z powrotem myślami, że chyba coś mi odbiło, że jak mogłam w ogóle tak pomyśleć.