06 Maj 2016, Pią 1:00, PID: 539000
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Maj 2016, Pią 1:01 przez Banita.)
U mnie ojciec również miał duży wpływ na powstanie fobii. Zawsze gdy coś robiliśmy pokazywał wszystko jak małemu dziecku, jak kręcić, w którą stronę ustawić, no nie dawał żadnej szansy na rozwój samodzielnego myślenia - było się narzędziem, a nie myślącym człowiekiem. Kiedyś był bardzo nerwowy, od razu się denerwował, niecierpliwił, bardzo często darł ryja o jakieś głupoty, drobne rzeczy. Przez to szybko zaczynałem się denerwować, ruchy były niepewne i niektóre rzeczy nie wychodziły, przez co nie uważał mnie za zbyt uzdolnionego manualnie. Efektem tego wszystkiego było niezdecydowanie, brak samodzielności i łamagowatość. O ile to ostatnie całkowicie mi minęło (nigdy nie byłem łamagą, wręcz mam spore zdolności, po prostu w takich warunkach każdy by robił błąd za błędem), to brak samodzielności oraz niezdecydowanie wciąż dają o sobie znać. Ciągle w wielu sprawach szukam poparcia w drugiej osobie, jakby moje zdanie samego mnie nie przekonywało. Następstwem tego jest również małomówność - zazwyczaj, w obawie przed błędem, mówię coś dopiero, gdy jestem tego pewien w 100%, a taka sytuacja nie występuje zbyt często ze względu na niską samodzielność i niezdecydowanie. Poza tym odziedziczyłem nerwowość - szybko tracę nerwy, ale staram się nad tym panować, raczej z dobrym skutkiem.
Muszę przyznać, że wujek z niego jest idealny (z moimi kuzynami jakoś potrafił rozmawiać) ale jako ojciec kompletnie się nie sprawdził. Pomimo tego, że nie wyzywał, nie obrażał personalnie, to i tak atmosfera była chora. Ogólnie bywały momenty, gdy zachowywał się jak normalny ojciec, gdyby było tak zawsze, to być może nie miałbym się nawet do czego przyczepić.
Na takie skrzywione relacje z rodzicem są dwa rozwiązania - albo postawić się albo, w razie trudności z pierwszym, wyprowadzić się. Na pewno pomaga przynajmniej częściowa zmiana środowiska. Jak sytuacja jest nie do wytrzymania, to nie ma co gnić w domu wariatów. U mnie w ostatnich kilku latach uspokoiło się, w dużej części dzięki stawianiu się, trochę poprzez starzenie się ojca. Jego wpływ na mnie zmalał prawie do zera, a jak zdarzy się, że coś mu nie pasuje, to jest przekrzykiwany. Nadal nie potrafię z nim normalnie rozmawiać, często nawet nie chcę, bo od razu mnie denerwuje (coś jak alergia), ale ostatnio staram się to zmienić, gdyż i tak do niczego dobrego to nie prowadzi.
Obecnie staram się walczyć z całym tym "dziedzictwem" - stopniowo usamodzielniam się, coraz lepiej idzie mi wyrażanie własnego zdania, bardziej panuję nad nerwami, itd.
Muszę przyznać, że wujek z niego jest idealny (z moimi kuzynami jakoś potrafił rozmawiać) ale jako ojciec kompletnie się nie sprawdził. Pomimo tego, że nie wyzywał, nie obrażał personalnie, to i tak atmosfera była chora. Ogólnie bywały momenty, gdy zachowywał się jak normalny ojciec, gdyby było tak zawsze, to być może nie miałbym się nawet do czego przyczepić.
Na takie skrzywione relacje z rodzicem są dwa rozwiązania - albo postawić się albo, w razie trudności z pierwszym, wyprowadzić się. Na pewno pomaga przynajmniej częściowa zmiana środowiska. Jak sytuacja jest nie do wytrzymania, to nie ma co gnić w domu wariatów. U mnie w ostatnich kilku latach uspokoiło się, w dużej części dzięki stawianiu się, trochę poprzez starzenie się ojca. Jego wpływ na mnie zmalał prawie do zera, a jak zdarzy się, że coś mu nie pasuje, to jest przekrzykiwany. Nadal nie potrafię z nim normalnie rozmawiać, często nawet nie chcę, bo od razu mnie denerwuje (coś jak alergia), ale ostatnio staram się to zmienić, gdyż i tak do niczego dobrego to nie prowadzi.
Obecnie staram się walczyć z całym tym "dziedzictwem" - stopniowo usamodzielniam się, coraz lepiej idzie mi wyrażanie własnego zdania, bardziej panuję nad nerwami, itd.