04 Maj 2016, Śro 20:59, PID: 538626
Czy my nie mamy tego samego ojca?
Wszystko tak samo. Wykształcona przez relacje z ojcem nieumiejętność wyrażania swojej opinii (bo za nią zawsze jest kara i wyzwiska), przedstawienie FAKTU niezgodnego z jego "chłopskim rozumem" kończy się krzykami. Dzięki latom takiego "treningu" moja pewność siebie i asertywność są na poziomie zerowym, nie wypowiem się na żaden temat w nieznanym towarzystwie, boże broń na tzw. temat kontrowersyjny. Jestem wytresowana do siedzenia cichutko przy stole, jak małe dziecko, które nie ma prawa do opinii. A jestem dorosłą osobą. Co najlepsze, dochrapałam się naprawdę niezłego wykształcenia i w większości kwestii jestem o wiele bardziej kompetentna niż ojciec. A jednak, gdy on wygłasza swoje złote myśli bez związku z rzeczywistością, siedzę cicho i zagryzam zęby. Nie mam ochoty już z nim walczyć - mój bunt został skutecznie złamany w okresie dojrzewania - chciałabym tylko nie przenosić tych mechanizmów na kontakty z innymi ludźmi, zwłaszcza autorytetami, nie chcę mieć tylko dwóch trybów: potakiwania lub milczenia. A tak jest. Smutne, że ci, którzy mieli nas ukształtować na ludzi, zrobili z nas marionetki.
Wszystko tak samo. Wykształcona przez relacje z ojcem nieumiejętność wyrażania swojej opinii (bo za nią zawsze jest kara i wyzwiska), przedstawienie FAKTU niezgodnego z jego "chłopskim rozumem" kończy się krzykami. Dzięki latom takiego "treningu" moja pewność siebie i asertywność są na poziomie zerowym, nie wypowiem się na żaden temat w nieznanym towarzystwie, boże broń na tzw. temat kontrowersyjny. Jestem wytresowana do siedzenia cichutko przy stole, jak małe dziecko, które nie ma prawa do opinii. A jestem dorosłą osobą. Co najlepsze, dochrapałam się naprawdę niezłego wykształcenia i w większości kwestii jestem o wiele bardziej kompetentna niż ojciec. A jednak, gdy on wygłasza swoje złote myśli bez związku z rzeczywistością, siedzę cicho i zagryzam zęby. Nie mam ochoty już z nim walczyć - mój bunt został skutecznie złamany w okresie dojrzewania - chciałabym tylko nie przenosić tych mechanizmów na kontakty z innymi ludźmi, zwłaszcza autorytetami, nie chcę mieć tylko dwóch trybów: potakiwania lub milczenia. A tak jest. Smutne, że ci, którzy mieli nas ukształtować na ludzi, zrobili z nas marionetki.
WeLoveThisGame napisał(a):Witam, chcialbym przedstawic glowne (jesli nie jedyne) zrodlo moich problemow spolecznych. To przez niego wyksztalcilem sie w taki, a nie inny sposob. To osoba majaca fundamentalny wplyw na rozwoj czlowieka, z ktora mamy do czynienia przez lwia czesc naszego zycia i powinna byc dla nas pierwszym i najwaznijszym autorytetem.
Jest nim moj ojciec.
W celu zachowania przejrzystosci przedstawie wydarzenia chronologicznie. Najdalej siegam pamiecia w czasy przedszkolne. Jak przez mgle, jednak na tyle, ze pozwalaja uksztaltowac obraz siebie w relacjach z innymi. Bylem wtedy dzieckiem pogodnym, zywym i ciekawym swiata. Nie stronilem od ludzi, wrecz przeciwnie. Z tego co pamietam lubilem bawic sie z innymi.
Czasy podstawowki i gimnazjum byly okresem moich wewnetrznych przemian. Gleboko utkwil mi w pamieci obraz kiedy ojciec wpajal mi do glowy wiedze szkolna przy pomocy agresji i kar fizycznych pasem przez tylek. Jesli na pytanie z zadania odpowiedzialem zle - darl sie, wyzywal i czasami lał pasem. Taki "system nauczania" trwal dobre pare lat i to wydaje mi sie bylo juz punktem przelomowym. Podejzewam, ze w moim mozgu podswiadmowie wyksztalcilo sie przekonanie, ze jak nie jestem czegos w 100% pewny, to nie powinienem nic mowic bo spotka mnie kara. Z biegiem lat objaw sie nasilil.
Na studiach rzecz jasna ojciec juz mi nie pomaga w zadaniach, ale doszly sytuacje z zycia codziennego. Wychodzi on z zalozenia ze, wszystko co powie jest to rzecz swieta i kazdy kto ma obiekcje i podwaza jego zdanie jest debilem co zawsze podkresla. I tu kolejny zgrzyt. Koniecznisc ciaglego przytakiwania we wszystkich nawet blachych sprawach ksztalci brak asertywnosci . Czasami przyjezdza do nas brat z zona lub rodzina z ciotkami i kuzynostwem, a temu z d*py zdarzy sie wyjechac z osmieszeniem przy wszystkich: "on to ciagle siedzi w domu", czy "tyle lat, a ciagle nie ma dziewczyny". No i co ja moja zrobic w takich sytuacjach. Glowa w dol i nerwowy usmiech..
Czasami, gdy uda mi sie mu przeciwstawic i rzedstawic swoja opinie, konczy sie to na najgorszych wyzwiskach z jego strony (ty skur., szmato, pasozycie pier.). Zawsze moj bunt tlumiony jest w zarodku i ostatecznie ZAWSZE racja musi byc po jego stronie. Przez to zatracam umiejetnosc postawienia sie nawet, gdy ktos mi powie ze czarne jest biale bo mam w glowie pojawiaja sie owe okreslenia na moj temat gdy sie sprzeciwiam, co slysze bardzo czesto w ostatnim czasie z ust ojca.
Co najwazniejsze nie pochodze z patologicznej, biednej rodziny. Niby funkcjonuja w rodzinie jakies wzorce. Zarowno mama jak i on pracuja i zarabiaja calkiem niezle. Materialnie niczego nie brakuje i zawsze nawet jakas nadwyzka. Na pierwszy rzut oka normalna rodzina.
Co ciekawe, ojciec zlego slowa nie powie na kogos spoza najblizszej rodziny. Potulny jak baranek... Twierdzi, ze inni go nie interesuja i chce dobrze tylko dla nas... Ale jest zupelnie odwrotnie.
Moglbym wymieniac jeszcze wiele sytuacji jego autorstwa tylko zakorzenijacych mnie coraz glebiej w fobii, ale to spisalem na szybko. Jedynym rozwiazaniem wydaje sie czym predzej wyprowadzenie sie od mamy i tego swira bo juz jestem na skraju wyczerpania nerwowego i tylko czekac az wulkan kumulowany przez lata eksploduje...