04 Lip 2018, Śro 23:21, PID: 753790
Tak. Próbowałam napisać ten post parę razy i tak ciągle gula w gardle i w ogóle bo wszystko sobie przypominam, mimo ze minęło sporo czasu. Nikomu nie życzę takiego związku i jeszcze człowiek myśli, że się coś zmieni, tkwi dalej bo kogoś się mocno kocha, zależy Ci na nim, cieszy Cię gdy możesz uszczęśliwić tę osobę i się uśmiecha. 3 lata ponad trochę, nie wiem czy to dużo czy mało. Nie chce pisać o przemocy bo nie po to, to zamieszczam i o tym w sumie nie umiem rozmawiać i nie potrafię się otworzyć . Potrzebował mnie, podnosiłam go z doła gdy było mu źle, rozmawiałam, chciałam coś zmienić, pracować nad tym. Mówił że rozumie ale było od nowa Myślałam, że to moja wina. Wszystko, kompletnie wszystko moja wina bo tak sprawiał ze się czułam i się obwiniałam i próbowałam przeczekać. Pewnie coś też źle robiłam nie mowie ze jestem ideałem. Czasem chciałam wsparcie, tak odrobinę. Gdy miałam lęk, doła, stres, w takich normalnych ludzkich sytuacjach, jak mi powiedział np. nie mi nastroju gdy byłam u lekarza bo coś się złe działo i wyłączył telefon a martwiłam się akurat wtedy wynikiem albo stresowały mnie studia i chciałam żeby mnie przytulił. Czasem tak mocno mnie to wszystko dobijało. Powiedziałam mu ze się leczyłam, brałam jeszcze wtedy leki, wszystko wiedział na samych początku, ze widuje psychiatrę co jakiś czas ale tak chyba nie zaakceptował tego tak do końca , teraz dopiero myślę tak albo wydaje mi się ze tak mogło być. Nawet go nie obwiniam za to ze nie zrozumiał czy nie wiem jak to ująć.. Zawsze i tak byłam z tym sama ale czasem chciałam można nie czuć się sama w tym wszystkim i mieć male oparcie. No kurde tylko tyle. Minęło sporo czasu, staram się wybaczyć , zrozumieć, czasem próbuje też zapomnieć złe rzeczy. Nie potrafię jednak znienawidzić, bardziej jest mi bardzo smutno