22 Mar 2016, Wto 0:23, PID: 525496
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Mar 2016, Wto 0:31 przez Zasió.)
"Stąd wściekłość na innych, którzy piszą, że łatwo im poszło wyleczenie."
A co mam czuć? Wszystkim może się udać, ale mnie nie, czyli jestem jednak w czymś od nich gorszy, skoro znowu mi udowadniasz, że albo nigdy się nie wyleczę, albo dokonam tego na starość, gdy nie będzie to miało już żadnego praktycznego znaczenia.
"Haków" szukam tylko wtedy, gdy opis jest bardzo daleki od wizji wyleczenia a bardzo bliski temu, czego sam doświadczam i czuję, będąc wciąż na początku drogi i nie mając żadnych perspektyw, by ruszyć dalej..
Długość drogi to pojęcie względne... Ale doprawdy bezczelne jest to ciągłe wmawianie mi, że czekam na cud, albo że już 3,5 roku temu, idąc do pierwszego terapeuty oczekiwałem, że moje życie odmieni się w trzy miesiące. Trzeba cholernie duzo złej woli by kogokolwiek o coś podobnego posądzać, trzeba mieć naprawdę niskie mniemanie o rozmówcy, by jego zwyczajną tęsknotę za byciem normalnym sprowadzać li tylko do postawy roszczeniowego bachora. Fakt, że miewałem i takie epizody, nie oznacza, że szukam tabletki na za+ść. Od zawsze pisałem tutaj przede wszystkim o oczekiwaniu odpowiedzi i wsparcia.
Ale ty nie przyjmujesz tego do wiadomości od dawna, więc od dawna nie mam zamiaru silić sie na uprzejmości wobec ciebie.
"ciesze się, że nie będziesz miał już więcej do mnie pretensji o swoje nieudane terapie"
Nigdy ich do ciebie nie miałem. Ty masz za to od dawna pretensje do mnie, że śmiem o nieudanych terapiach pisać że w ogóle śmiem mieć z terapią problem. Stąd też twoje ogóle porady w stylu "żeby podnieść pralkę musisz przypakować"
RedIsABeautiful - ja chyba wiem o co ci chodzi. Można w małej grupce, w której czujesz sie bezpiecznie, byc zabawnym (moje poczucie humoru czasem bywało ciężkie, ale jednocześnie znajomym zdarzało się stwierdzać wiele razy, że "jak już ... coś powie, to..." - stwierdzać z uśmiechem na ustach), no ale wciąż głównie - niewidocznym. "JAK JUŻ coś powie". W efekcie też byłem mniej lub bardziej wyraźnym tłem i właściwie nie zawiązały się żadne głębsze relacje. Na początku oczywiście nie byłem tego świadom, zachłyśnięty posiadaniem jakichkolwiek grupki znajomych od czasów podstawówki, ale skoro mówię o braku więzi... domyślasz się, że prawda o tym wyszła na jaw tak szybko, jak szybko skończyły się np. wspólne zajęcia
A co mam czuć? Wszystkim może się udać, ale mnie nie, czyli jestem jednak w czymś od nich gorszy, skoro znowu mi udowadniasz, że albo nigdy się nie wyleczę, albo dokonam tego na starość, gdy nie będzie to miało już żadnego praktycznego znaczenia.
"Haków" szukam tylko wtedy, gdy opis jest bardzo daleki od wizji wyleczenia a bardzo bliski temu, czego sam doświadczam i czuję, będąc wciąż na początku drogi i nie mając żadnych perspektyw, by ruszyć dalej..
Długość drogi to pojęcie względne... Ale doprawdy bezczelne jest to ciągłe wmawianie mi, że czekam na cud, albo że już 3,5 roku temu, idąc do pierwszego terapeuty oczekiwałem, że moje życie odmieni się w trzy miesiące. Trzeba cholernie duzo złej woli by kogokolwiek o coś podobnego posądzać, trzeba mieć naprawdę niskie mniemanie o rozmówcy, by jego zwyczajną tęsknotę za byciem normalnym sprowadzać li tylko do postawy roszczeniowego bachora. Fakt, że miewałem i takie epizody, nie oznacza, że szukam tabletki na za+ść. Od zawsze pisałem tutaj przede wszystkim o oczekiwaniu odpowiedzi i wsparcia.
Ale ty nie przyjmujesz tego do wiadomości od dawna, więc od dawna nie mam zamiaru silić sie na uprzejmości wobec ciebie.
"ciesze się, że nie będziesz miał już więcej do mnie pretensji o swoje nieudane terapie"
Nigdy ich do ciebie nie miałem. Ty masz za to od dawna pretensje do mnie, że śmiem o nieudanych terapiach pisać że w ogóle śmiem mieć z terapią problem. Stąd też twoje ogóle porady w stylu "żeby podnieść pralkę musisz przypakować"
RedIsABeautiful - ja chyba wiem o co ci chodzi. Można w małej grupce, w której czujesz sie bezpiecznie, byc zabawnym (moje poczucie humoru czasem bywało ciężkie, ale jednocześnie znajomym zdarzało się stwierdzać wiele razy, że "jak już ... coś powie, to..." - stwierdzać z uśmiechem na ustach), no ale wciąż głównie - niewidocznym. "JAK JUŻ coś powie". W efekcie też byłem mniej lub bardziej wyraźnym tłem i właściwie nie zawiązały się żadne głębsze relacje. Na początku oczywiście nie byłem tego świadom, zachłyśnięty posiadaniem jakichkolwiek grupki znajomych od czasów podstawówki, ale skoro mówię o braku więzi... domyślasz się, że prawda o tym wyszła na jaw tak szybko, jak szybko skończyły się np. wspólne zajęcia