14 Paź 2015, Śro 10:35, PID: 479948
Jestem w podobnej sytuacji też się zastanawiam co robić. Mam wahania nastrojów - raz układam plan działania, nabieram energii i optymistycznie patrzę na przyszłość na później tego samego dnia lub najdalej następnego powraca depresja, apatia, poczucie, że nic się nie uda, że mogę się nie wiadomo jak starać a wyjdzie jak zawsze. Rodzina naciska bym dokończył studia, przynajmniej licencjackie (co by mi zajęło 2 lata minimum) a ja już mam serdecznie dość studiowania, jestem przekonany, że się do tego nie nadaję, mimo bycia 4 lat na kierunku dalej nie mam własnego konika, zero pomysłu na pracę dyplomową. Sama wizja mnie piszącego coś na poziomie i kończącego studia wydaje mi się zupełnie niemożliwa. Jak jestem na uczelni to panicznie boję się spotkać znajomych z wcześniejszych lat (niektórzy to by już mogli prowadzić zajęcia jako doktoranci!). Wstyd mi pokazywać się w ogóle w murach uczelni. Na domiar złego zmieniono przepisy i teraz ćwiczenia są na oceny a za moich czasów były na zaliczenie co czyni wszystkie moje zaliczone ćwiczenia (a zdałem 100% ćwiczeń na tych studiach, problem miałem jedynie z większymi egzaminami) niemal bezużytecznymi (ćwiczeniowy proponują albo wpisanie najniższej oceny z którą się zdaje czyli 3 albo napisanie referatu bez uczestnictwa w zajęciach lub też wymagają normalnego uczestnictwa).
Jeśli chodzi o pracę zawodową to też nie mam zupełnie pomysłu co miałbym robić. Człowiek zawsze był marzycielem, naczytał się dużo książek i jak teraz ma podjąć jakąś mało chwalebną pracę to nie jest zbyt szczęśliwy. Nie powinienem być jednak zbyt wybredny bo CV mam tragiczne - wysyłałem w kilka miejsc i jedynie z ochrony się odezwali, próbowałem ale nie potrafię stać tyle godzin i czegoś pilnować. Jest to przeraźliwie nudne a poza tym mam problemy z kolanami. Przeraża mnie myśl, że w czasie pracy mógłbym spotkać jakiegoś znajomego. Jak sobie wyobrażam jak podchodzi do mnie kolega z liceum np po studiach prawniczych a ja jestem sprzedawcą w jakiejś żabce czy innym lidlu to mnie mdli. Wiem, że żadna praca nie hańbi i nie powinienem się wstydzić ale nie potrafię powstrzymać tego uczucia.Gdybym obracał się w jakimś innym środowisku to może nie wstydziłbym się tak bardzo ale 90% moich znajomych (mieszczanie z dużej miejscowości po dobrych liceach ogólnokształcących) poszło na studia i je właśnie kończy. Mogę sobie mówić, że jest wiele cierpiących ludzi na świecie, że nie mam tak źle, że dzieci w Afryce itd ale prawda jest taka, że człowiek odnosi się przede wszystkim do swojego otoczenia a w nim ja jestem jednym z nielicznych kompletnie przegranych. Zwykłych spotkań ze znajomymi też się boję a najbardziej klasycznych pytań w stylu co tam u Ciebie? Jak na studiach? Co porabiasz?. Jak mam na takie pytania odpowiadać? Że studiowałem tyle lat i nie zdobyłem nawet licencjatu a poza tym jestem bezrobotnym lumpem?
Przygnębia mnie facebook. Widzę jak znajomi żyją - kończą studia, chodzą na imprezy, zaręczają się, żenią i wychodzą za mąż (oczywiście mnie nikt na śluby nie zaprasza), podróżują po Rzymie, Birmie, Barcelonie, Londynie, Szkocji, Stanach Zjednoczonych itd. Oczywiście wszystkie te wydarzenia z życia opatrzone są materiałem fotograficznym z kilkudziesięcioma lajkami. Oglądając to wszystko uczucie, że ja wegetuję a nie prawdziwie żyję uderza we mnie z całą siłą. Rzekomo najpiękniejsze lata swojego życia zmarnowałem stojąc gdzieś z boku samotnie na uczelni po czym wracając do domu i siedząc w czterech ścianach swojego pokoju. Super lata młodości, najpiękniejszy okres...pierniczenie. Na dodatek jak już wspomniałem ostatecznie studiów nie skończyłem.
Kończąc liceum i idąc na studia mimo ,że miałem podobne problemy jak dzisiaj to jednak była we mnie nadzieja na lepszą przyszłość. Nie wiem co robić w życiu? Nie ma problemu, postudiuję pierwszy lepszy kierunek który mi się podoba, jakoś to będzie, w międzyczasie wydorośleję i znajdę swoją drogę. Wiecznie byłem ofiarą losu, cierpiałem psychicznie i spotykały mnie liczne niepowodzenia? Spokojnie to wszystko się odmieni, wreszcie nadejdzie czas w którym będziesz szczęśliwy. Tak mniej więcej sobie myślałem kończąc liceum. Ale ile lat można czekać na tę odmianę losu? Jestem już w takim wieku, że zrozumiałem, iż nic się nie zmieni na lepsze a co najwyżej może być tylko gorzej. Życie jest nędzne jak zawsze ale ja już straciłem motywację do walki.
Jeśli chodzi o pracę zawodową to też nie mam zupełnie pomysłu co miałbym robić. Człowiek zawsze był marzycielem, naczytał się dużo książek i jak teraz ma podjąć jakąś mało chwalebną pracę to nie jest zbyt szczęśliwy. Nie powinienem być jednak zbyt wybredny bo CV mam tragiczne - wysyłałem w kilka miejsc i jedynie z ochrony się odezwali, próbowałem ale nie potrafię stać tyle godzin i czegoś pilnować. Jest to przeraźliwie nudne a poza tym mam problemy z kolanami. Przeraża mnie myśl, że w czasie pracy mógłbym spotkać jakiegoś znajomego. Jak sobie wyobrażam jak podchodzi do mnie kolega z liceum np po studiach prawniczych a ja jestem sprzedawcą w jakiejś żabce czy innym lidlu to mnie mdli. Wiem, że żadna praca nie hańbi i nie powinienem się wstydzić ale nie potrafię powstrzymać tego uczucia.Gdybym obracał się w jakimś innym środowisku to może nie wstydziłbym się tak bardzo ale 90% moich znajomych (mieszczanie z dużej miejscowości po dobrych liceach ogólnokształcących) poszło na studia i je właśnie kończy. Mogę sobie mówić, że jest wiele cierpiących ludzi na świecie, że nie mam tak źle, że dzieci w Afryce itd ale prawda jest taka, że człowiek odnosi się przede wszystkim do swojego otoczenia a w nim ja jestem jednym z nielicznych kompletnie przegranych. Zwykłych spotkań ze znajomymi też się boję a najbardziej klasycznych pytań w stylu co tam u Ciebie? Jak na studiach? Co porabiasz?. Jak mam na takie pytania odpowiadać? Że studiowałem tyle lat i nie zdobyłem nawet licencjatu a poza tym jestem bezrobotnym lumpem?
Przygnębia mnie facebook. Widzę jak znajomi żyją - kończą studia, chodzą na imprezy, zaręczają się, żenią i wychodzą za mąż (oczywiście mnie nikt na śluby nie zaprasza), podróżują po Rzymie, Birmie, Barcelonie, Londynie, Szkocji, Stanach Zjednoczonych itd. Oczywiście wszystkie te wydarzenia z życia opatrzone są materiałem fotograficznym z kilkudziesięcioma lajkami. Oglądając to wszystko uczucie, że ja wegetuję a nie prawdziwie żyję uderza we mnie z całą siłą. Rzekomo najpiękniejsze lata swojego życia zmarnowałem stojąc gdzieś z boku samotnie na uczelni po czym wracając do domu i siedząc w czterech ścianach swojego pokoju. Super lata młodości, najpiękniejszy okres...pierniczenie. Na dodatek jak już wspomniałem ostatecznie studiów nie skończyłem.
Kończąc liceum i idąc na studia mimo ,że miałem podobne problemy jak dzisiaj to jednak była we mnie nadzieja na lepszą przyszłość. Nie wiem co robić w życiu? Nie ma problemu, postudiuję pierwszy lepszy kierunek który mi się podoba, jakoś to będzie, w międzyczasie wydorośleję i znajdę swoją drogę. Wiecznie byłem ofiarą losu, cierpiałem psychicznie i spotykały mnie liczne niepowodzenia? Spokojnie to wszystko się odmieni, wreszcie nadejdzie czas w którym będziesz szczęśliwy. Tak mniej więcej sobie myślałem kończąc liceum. Ale ile lat można czekać na tę odmianę losu? Jestem już w takim wieku, że zrozumiałem, iż nic się nie zmieni na lepsze a co najwyżej może być tylko gorzej. Życie jest nędzne jak zawsze ale ja już straciłem motywację do walki.