08 Paź 2015, Czw 13:01, PID: 478408
Niby wszystko na fejsie (u mnie też było), ale idąc na zajęcia i siedząc nieraz po 8 godzin na wykładach nie masz fejsa (chociaz w sumie teraz studenci cisną z tabletami na wykłady, ja zaliczałam się do tych z kajetami Miło jest chyba z kimś porozmawiać, w przerwie pójśc na obiad, na weekend się z kimś umówić?
Ja na swoim pierwszym roku byłam typowym odludkiem. Dodając fakt, że poszłam na studia 600km od miejsca zamieszkania, nie znałam nikogo, po zajęciach uciekałam na stancję i było okropnie. Między innymi dlatego rzuciłam te studia - bo czułam się dziwnie. Na drugich zmieniłam podejście - szłam na każdą integrację, o której wiedziałam. Na pierwszych nie było jakoś strasznie, były tłumy, szło się zazwyczaj do pubu gdzie grała muzyka, jakoś nikomu nie rzuciło się w oczy moja małomówność. Potem takie integracyjne wypady trochę ucichły, a ja nie trafiłam do tej imprezowej części, ale poznałam bliżej parę osoób, i studia przetrwałam chyba dzięki nim (w takim sensie, że chciało mi sie w ogóle iść na zajęcia, żeby się z nimi spotkać). Potem na 4 i 5 roku wybierało się specjalności, moja grupka się rozpadła (tzn każdy wybrał coś innego, miał o innych porach fakultety) no i znowu się zrobiło smutno, szłam na tą uczelnię tylko na zajęcia i do domu. Także ja radze jednak otworzyć się na ludzi, bo studia to chyba jedyne miejsce gdzie można tak na prawdę kogoś poznać
Ja na swoim pierwszym roku byłam typowym odludkiem. Dodając fakt, że poszłam na studia 600km od miejsca zamieszkania, nie znałam nikogo, po zajęciach uciekałam na stancję i było okropnie. Między innymi dlatego rzuciłam te studia - bo czułam się dziwnie. Na drugich zmieniłam podejście - szłam na każdą integrację, o której wiedziałam. Na pierwszych nie było jakoś strasznie, były tłumy, szło się zazwyczaj do pubu gdzie grała muzyka, jakoś nikomu nie rzuciło się w oczy moja małomówność. Potem takie integracyjne wypady trochę ucichły, a ja nie trafiłam do tej imprezowej części, ale poznałam bliżej parę osoób, i studia przetrwałam chyba dzięki nim (w takim sensie, że chciało mi sie w ogóle iść na zajęcia, żeby się z nimi spotkać). Potem na 4 i 5 roku wybierało się specjalności, moja grupka się rozpadła (tzn każdy wybrał coś innego, miał o innych porach fakultety) no i znowu się zrobiło smutno, szłam na tą uczelnię tylko na zajęcia i do domu. Także ja radze jednak otworzyć się na ludzi, bo studia to chyba jedyne miejsce gdzie można tak na prawdę kogoś poznać