28 Wrz 2015, Pon 20:16, PID: 475650
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Wrz 2015, Wto 22:04 przez Placebo.)
Dojrzewanie i później wchodzenie w dorosłość to była dla mnie prawdziwa masakra.
W gimnazjum zaczęłam się w sobie zamykać, zaczęły się moje kompleksy z powodu wyglądu i charakteru, oddaliłam się od przyjaciółek a pnoźniej już ich wogóle nie miałam - pokłóciłyśmy się. W nowej szkole nie mogłam się odnaleźć. Zawsze miałam problemy z adaptacją i z tego powodu każdy dzień tam spędzany był dla mnie ciężki, nieśmiałość była coraz większa, lęki częstsze i samoocena niższa. Z nauką też miałam problemy. W domu też sytuacja się pogarszała bo ojciec po 2-letniej przerwie od alkoholu znów zaczął pić. Zmarła moja babcia a 3 lata później druga (najważniejsze dla mnie osoby zaraz po mamie), od rodzeństwa się też oddaliłam. Dawniej bawiliśmy się razem, biliśmy się... super było ale się skończyło bo studia, bo praca, dziewczyna itd. Na dodatek pojawiły się jeszcze narkotyki i sama też się w nie na chwilę dałam wplątać. Z braćmi przestałam się dogadywać, siostrą ciągle się kłóciłyśmy, z ojcem nie rozmawiałam wcale.
Po śmierci babci, a później też drugiej bardzo mi spadła samoocena. Zawsze błyśmy blisko i wiele czasu razem spędzałyśmy bo rodzice byli wiecznie zajęci pracą, budową domu, gospodarstwem... Babcie uczyły mnie od małego pisać, liczyć, modlić się, wspierały mnie i komplementowały - miałam wtedy dużo wyższą samoocenę, choć nieśmiała też byłam. Później przestałam też wierzyć w boga, a wierzyłam głęboko, choć to, że dreptałam co chwilę do kościoła, spowiadałam się i przyjmowałam komunię może nic nie znaczy. Zamiast tego zaczynałam coraz bardziej wierzyć, że jestem nic nie warta bo ciągle byłam krytykowana, miałam wiele obowiązków i wszystko co robiłam trzeba było skrytykować. Teraz wpadam normalnie w furię jak ojciec mi coś powie. Od razu wybucham. Przecież gdyby nie pił wszystko wyglądałoby inaczej. Całe moje dzieciństwo i przyszłe życie.
W gimnazjum zaczęłam się w sobie zamykać, zaczęły się moje kompleksy z powodu wyglądu i charakteru, oddaliłam się od przyjaciółek a pnoźniej już ich wogóle nie miałam - pokłóciłyśmy się. W nowej szkole nie mogłam się odnaleźć. Zawsze miałam problemy z adaptacją i z tego powodu każdy dzień tam spędzany był dla mnie ciężki, nieśmiałość była coraz większa, lęki częstsze i samoocena niższa. Z nauką też miałam problemy. W domu też sytuacja się pogarszała bo ojciec po 2-letniej przerwie od alkoholu znów zaczął pić. Zmarła moja babcia a 3 lata później druga (najważniejsze dla mnie osoby zaraz po mamie), od rodzeństwa się też oddaliłam. Dawniej bawiliśmy się razem, biliśmy się... super było ale się skończyło bo studia, bo praca, dziewczyna itd. Na dodatek pojawiły się jeszcze narkotyki i sama też się w nie na chwilę dałam wplątać. Z braćmi przestałam się dogadywać, siostrą ciągle się kłóciłyśmy, z ojcem nie rozmawiałam wcale.
Po śmierci babci, a później też drugiej bardzo mi spadła samoocena. Zawsze błyśmy blisko i wiele czasu razem spędzałyśmy bo rodzice byli wiecznie zajęci pracą, budową domu, gospodarstwem... Babcie uczyły mnie od małego pisać, liczyć, modlić się, wspierały mnie i komplementowały - miałam wtedy dużo wyższą samoocenę, choć nieśmiała też byłam. Później przestałam też wierzyć w boga, a wierzyłam głęboko, choć to, że dreptałam co chwilę do kościoła, spowiadałam się i przyjmowałam komunię może nic nie znaczy. Zamiast tego zaczynałam coraz bardziej wierzyć, że jestem nic nie warta bo ciągle byłam krytykowana, miałam wiele obowiązków i wszystko co robiłam trzeba było skrytykować. Teraz wpadam normalnie w furię jak ojciec mi coś powie. Od razu wybucham. Przecież gdyby nie pił wszystko wyglądałoby inaczej. Całe moje dzieciństwo i przyszłe życie.