25 Sie 2015, Wto 9:06, PID: 464278
Ja mam tak, że na początku udaje mi się nawiązać znajmość, która przeradza się potem może nie w przyjaźń ale w naprawdę dobre koleżeństwo, ale nie potrafię potem tego pielegnować. Kontakt się urywa, a ja za wszelka cenę nie chcę go pielęgnować. Tak było na przykład z koleżankami z liceum, w trakcie 3-letniej nauki w szkole, mega psiapsióły, wspólne wakacje, imprezki, zakupy, itepe, potem jak się rozeszłyśmy do różnych miast na studia, przez jakis rok cośtam jeszcze próbowałyśmy sie spotykac od święta do święta, a potem już wymyślałam kolejne wymówki dlaczego nie moge aż przestały sie w ogóle odzywać. Na studiach to samo - pierwsze 2 lata pojawiałam się od czasu do czasu na jakichś grupowych spotkaniach, imprezach, po zajęciach nie odmawiałam jak grupa szła na piwo, ale studia sie skończyły i znowu nie mam z kim pogadać, bo ci ludzie sie jakoś rozeszli Pewnie wynika to z mojej niskiej samooceny i tego, że nie umiem nic zrobić ze swoim życiem, jakoś popchnąć je do przodu, więc wstydzę się spotykac ze znajomymi i pogadać bo u mnie ciągle to samo albo ciągle nie wiem co dalej, więc po prostu ich unikam.