09 Mar 2015, Pon 4:36, PID: 436462
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Mar 2015, Pon 7:23 przez achino.)
@tytomasz Nie czuję się dość kompetentny, aby odnieść się do tak głębokiej analizy. Jestem zaledwie pedałkiem, który nakreślił w kilku prostych zdaniach rzeczywistość środowiska homoseksualistów w wielkim mieście. Nie ekstrapoluję tych doświadczeń na ogół populacji, choć czasami myślę, że zło zżerające środowisko ciotowskie jest odbiciem zła uniwersalnego. Być może w tym środowisku jest ono po prostu bardziej widoczne z tego powodu, że nie jesteśmy chronieni kulturą ("nadbudową")- bo jesteśmy subkulturą i żyjemy na marginesie cywilizacji, jak dzikusy w gettach. A w getcie, gdzie nie obowiązuje prawo i normy społeczne, można sobie na o wiele więcej pozwolić - na przykład skrzywdzić kogoś bez żadnych konsekwencji. Nie wierzę w to, że rzeczywistość, którą oglądam jest w znacznym stopniu wytworem moich chorobliwych iluzji. Nikt rozsądny nie zaprzeczy, że dla gejów liczy się wygląd, wiek, kasa. I że w tym środowisku każdy każdego zdradza - matkę by sprzedali za kawałek młodego ciała.
Kto cierpi? Cierpią wrażliwi, cierpią osoby łatwo przywiązujące się do innych (zakochaj się w geju, to zobaczysz, co to znaczy patrzeć jak uprawia seks z innymi na Twoich oczach), cierpią osoby o niskim lpoczuciu własnej wartości lub niestabilnym obrazie samego siebie. Kiedy psycholożka zapytała, czego pragnę, odpowiedziałem, że chciałbym być takim jak większość gejów - nic nie czuć, być obojętnym, nie przywiązywać się do nikogo, nie zakochiwać się, być twardym, skamieniałym. Wtedy i tylko wtedy bym nie cierpiał. Oczywiście odpowiedziała, że byłbym wtedy psychopatą. Nie do końca. Umiejętność funkcjonowania w społeczeństwie wymaga przyjęcia i stosowania reguł, norm społecznych. W pracy, szkole, rodzinie, kościele itd. Napisałem, że w świecie ciotowskim nie ma żadnych reguł, ale to nie do końca prawda - istnieją, są jak odwrócony dekalog. Być zimnym. Nikogo nie kochać. Uprawiać seks z każdym, ale o nikogo nigdy nie być zazdrosnym. Nie znać litości. Nie rozczulać się nad sobą. Krzywdzić innych (zdradzać itd.) i nie czynić sobie żadnych wyrzutów. Niczym się nie przejmować. Kłamać i oszukiwać. Kierować się wyłącznie własnym interesem. Nie wykazywać żadnych sentymentów. Traktować każdego instrumentalnie. Odrzucać innych i być całkowicie niewrażliwym na odrzucenie.
I teraz, należy wystrzegać się pokusy taniego moralizatorstwa. To są normy funkcjonujące od dziesięcioleci w tym środowisku, normy powszechnie obowiązujące. Działają jak prawo grawitacji - można się na nie obrażać, lecz to nic nie da, nie pomoże. Można odciąć się, odseparować, ale kazać gejowi takiemu jak ja zrezygnować ze spotkań, z seksu, z imprez, to jak poradzić rybie by wyszła z wody. Problem nie tkwi w środowisku i jego normach (antynormach), tylko we mnie. Inni funkcjonują, spotykają się, uprawiają seks, chodzą do klubów i nie świrują, nie cierpią - np. kiedy ktoś ich odrzuci. Nie są zazdrośni, nie przywiązują się do nikogo. Są twardzi, może zimni, może bezwzględni, ale w ramach tej specyficznej społecznej całości funkcjonują prawidłowo. Nie cierpią. Zaznaczyć należy, że każdy, kto zna to środowisko, doskonale wie, czego może się spodziewać - nie może twierdzić, że nie zna zasad. Tak więc to oni są normalni,a już z całą pewnością zdrowsi psychicznie niż ja. Oni nie trują się lekami, nie alkoholizują, nie doprowadzają siebie i najbliższych do rozpaczy. Można nazywać ich psychopatami, ale definicja psychpatologii zależy od układu odniesienia, a mamy do czynienia z kompletną całością społeczną z własnym systemem wartości, ról społecznych itd. Naprawdę bardzo chciałbym być takim "psychopatą" jak większośc w tym środowisku. Odżyłbym wtedy. Wcisnąć guzik i nagle czuć mniej, nie cierpieć.
Kto cierpi? Cierpią wrażliwi, cierpią osoby łatwo przywiązujące się do innych (zakochaj się w geju, to zobaczysz, co to znaczy patrzeć jak uprawia seks z innymi na Twoich oczach), cierpią osoby o niskim lpoczuciu własnej wartości lub niestabilnym obrazie samego siebie. Kiedy psycholożka zapytała, czego pragnę, odpowiedziałem, że chciałbym być takim jak większość gejów - nic nie czuć, być obojętnym, nie przywiązywać się do nikogo, nie zakochiwać się, być twardym, skamieniałym. Wtedy i tylko wtedy bym nie cierpiał. Oczywiście odpowiedziała, że byłbym wtedy psychopatą. Nie do końca. Umiejętność funkcjonowania w społeczeństwie wymaga przyjęcia i stosowania reguł, norm społecznych. W pracy, szkole, rodzinie, kościele itd. Napisałem, że w świecie ciotowskim nie ma żadnych reguł, ale to nie do końca prawda - istnieją, są jak odwrócony dekalog. Być zimnym. Nikogo nie kochać. Uprawiać seks z każdym, ale o nikogo nigdy nie być zazdrosnym. Nie znać litości. Nie rozczulać się nad sobą. Krzywdzić innych (zdradzać itd.) i nie czynić sobie żadnych wyrzutów. Niczym się nie przejmować. Kłamać i oszukiwać. Kierować się wyłącznie własnym interesem. Nie wykazywać żadnych sentymentów. Traktować każdego instrumentalnie. Odrzucać innych i być całkowicie niewrażliwym na odrzucenie.
I teraz, należy wystrzegać się pokusy taniego moralizatorstwa. To są normy funkcjonujące od dziesięcioleci w tym środowisku, normy powszechnie obowiązujące. Działają jak prawo grawitacji - można się na nie obrażać, lecz to nic nie da, nie pomoże. Można odciąć się, odseparować, ale kazać gejowi takiemu jak ja zrezygnować ze spotkań, z seksu, z imprez, to jak poradzić rybie by wyszła z wody. Problem nie tkwi w środowisku i jego normach (antynormach), tylko we mnie. Inni funkcjonują, spotykają się, uprawiają seks, chodzą do klubów i nie świrują, nie cierpią - np. kiedy ktoś ich odrzuci. Nie są zazdrośni, nie przywiązują się do nikogo. Są twardzi, może zimni, może bezwzględni, ale w ramach tej specyficznej społecznej całości funkcjonują prawidłowo. Nie cierpią. Zaznaczyć należy, że każdy, kto zna to środowisko, doskonale wie, czego może się spodziewać - nie może twierdzić, że nie zna zasad. Tak więc to oni są normalni,a już z całą pewnością zdrowsi psychicznie niż ja. Oni nie trują się lekami, nie alkoholizują, nie doprowadzają siebie i najbliższych do rozpaczy. Można nazywać ich psychopatami, ale definicja psychpatologii zależy od układu odniesienia, a mamy do czynienia z kompletną całością społeczną z własnym systemem wartości, ról społecznych itd. Naprawdę bardzo chciałbym być takim "psychopatą" jak większośc w tym środowisku. Odżyłbym wtedy. Wcisnąć guzik i nagle czuć mniej, nie cierpieć.