25 Mar 2018, Nie 22:59, PID: 738190
(26 Lut 2018, Pon 12:15)Mighty napisał(a): . Potem w domu cała rodzina się ze mnie naśmiewała. Nie z powodu jej opiekuńczości (chyba), a raczej, że wygadywali teksty w stylu "zakochana para", "twoja nowa dziewczyna", "haha, za rękę będą chodzić do szkoły". Nawet dalsza rodzina się śmiała 100 km stąd. Dlaczego ta drobna przysługa była dla nich na tyle ważna, żeby się śmiali i... wspominali przez lata?!
Aż mi się przypomniały docinki mojej rodziny, gdy na przykład w podstawówce zaczęłam coś opowiadać o koledze ze szkoły... Pamiętam jak między sobą rodzice się z tego śmiali, a ja chciałam się zapaść pod ziemię. To było chyba w trzeciej klasie podstawówki. I od tamtej pory bałam się cokolwiek im mówić o jakichkolwiek kolegach. I tak jest aż do teraz. Ledwo co mi przechodzi przez gardło słowo "kolega" przy rodzicach, a stara d*pa ze mnie.
Niewątpliwie rodzina i wychowanie miała wpływ na to, jaka jestem teraz. Nadopiekuńcza, tyranizująca matka. Jej zdanie było zawsze najważniejsze. Też miała jakieś tam problemy zdiagnozowane. Jej ojciec też był ekhm. Niestabilny emocjonalnie. Problemy z agresją.
Wpływ miało także środowisko. Rówieśnicy. Na podwórku niezbyt lubiana, przez co wynikło później kilka mniejszych lub większych dram. Nieumiejętność odnalezienia się w gimnazjum.
Wyśmiewanie i takie tam.
Chyba nie chcę wnikać w szczegóły.
Później liceum. I zaczęło się pogłębiać.
Ok, wolę to wyprzeć z pamięci, więc nie będę pisać.
Później przez chwilę na studiach było lepiej. Zmiana środowiska o dziwo pomogła. Nakładałam sobie maski. Mogłam być, kim chcę. Nikt tu nie wiedział, że mam problemy z ludźmi.
Jednak przeszłość musiała wyleźć na wierzch.
Plus własne błędy i mamy oto stan, w jakim znajduję się teraz. Czyli raz lepiej, raz gorzej.