08 Mar 2013, Pią 22:40, PID: 342351
Ja zawsze byłem nieśmiały w pewnym stopniu w kontaktach z ludźmi, ale zanim nie poszedłem do szkoły nie miałem problemów. Rodzice zawsze pilnowali mnie jak oka w głowie, więc nie miałem żadnych kolegów z osiedla (z perspektywy czasu widzę że to bardzo dobrze, stoczyłbym się kumplując się z moim "osiedlem"). Ale z rodziną miałem jak najlepsze relacje, często bawiłem się z kuzynostwem i nie sprawiało mi to najmniejszych problemów. Gdy byłem mały zawsze w weekendy odwiedzaliśmy rodzinę i najczęściej nie mogłem się po prostu doczekać kolejnych odwiedzin.
Wszystko wzięło w łeb gdy poszedłem do szkoły. Chodziłem do najgorszej w mieście, gdyż dużo chorowałem a było blisko i rodzice nie widzieli opcji zmiany szkoły. Nawet gdy mówiłem że mam nieciekawych kolegów to żeby mnie zbyć zawsze zrzucano to na mnie, że to ja nie potrafię się dostosować, a moi koledzy są złotymi ludźmi. To była pierwsza cegiełka do fobii. Potem dołączyli się nauczyciele, tępiący mnie za moją nieśmiałość, poza tym nauczyciele byli jak najbardziej warci szkoły w której pracowali Tutaj była kolejna cegiełka. W tym momencie zacząłem zauważać, że już nie cieszę się tak na widok drugiego człowieka, również zacząłem wycofywać się z relacji z rodziną, bo nie tylko było mniej czasu, ale stały się dla mnie mniej przyjemne niż kiedyś. Ostateczna cegiełka to było gimnazjum, gdzie chodziłem do jednej klasy z elementem, którego można określić po prostu młodymi kryminalistami, z tego co wiem kilku z nich ogląda dziś świat zza krat więzienia. Chyba można sobie wyobrazić jakie piekło tam przeszedłem. Z gimnazjum wyszedłem z takim bagażem doświadczeń, że poważnie zastanawiałem się nad leczeniem psychiatrycznym. Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, gdy poszedłem do liceum i trafiłem do kolejnej grupy prawie mdlałem ze strachu i lęku, jaki ta grupa we mnie rodziła. W tym czasie kompletnie wycofałem się też z relacji z rodziną, którzy także nie tęsknią za mną i bez żadnych oporów określają mianem "nienormalnego" czy coś w tym stylu. To też średnio chce mi się odnawiać z nimi relacje.
Tak to w skrócie wyglądało. Gimnazjum skończyłem 6 lat temu, od tego czasu bardzo wiele zmieniło się na lepsze, głównie pomogło mi tutaj liceum, gdzie też poznałem w sumie pierwszego prawdziwego kumpla, może nawet mogę nazwać go przyjacielem, z którym utrzymuję dobry kontakt do dziś. Dziś robię rzeczy, o których jeszcze 3 lata temu nawet mi się nie śniło. Nie jest to może nic wielkiego z perspektywy przeciętnego człowieka, ale dla mnie w takim stanie w jakim jestem to nadal wielkie osiągnięcia, z których jestem bardzo dumny i które powodują, że mam ogromny szacunek do siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie tylko nie jestem słabym śmieciem, ale tak naprawdę jest we mnie ogromna siła, która pozwoliła mi przetrwać to wszystko i ocalić swoją tożsamość.
Wszystko wzięło w łeb gdy poszedłem do szkoły. Chodziłem do najgorszej w mieście, gdyż dużo chorowałem a było blisko i rodzice nie widzieli opcji zmiany szkoły. Nawet gdy mówiłem że mam nieciekawych kolegów to żeby mnie zbyć zawsze zrzucano to na mnie, że to ja nie potrafię się dostosować, a moi koledzy są złotymi ludźmi. To była pierwsza cegiełka do fobii. Potem dołączyli się nauczyciele, tępiący mnie za moją nieśmiałość, poza tym nauczyciele byli jak najbardziej warci szkoły w której pracowali Tutaj była kolejna cegiełka. W tym momencie zacząłem zauważać, że już nie cieszę się tak na widok drugiego człowieka, również zacząłem wycofywać się z relacji z rodziną, bo nie tylko było mniej czasu, ale stały się dla mnie mniej przyjemne niż kiedyś. Ostateczna cegiełka to było gimnazjum, gdzie chodziłem do jednej klasy z elementem, którego można określić po prostu młodymi kryminalistami, z tego co wiem kilku z nich ogląda dziś świat zza krat więzienia. Chyba można sobie wyobrazić jakie piekło tam przeszedłem. Z gimnazjum wyszedłem z takim bagażem doświadczeń, że poważnie zastanawiałem się nad leczeniem psychiatrycznym. Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, gdy poszedłem do liceum i trafiłem do kolejnej grupy prawie mdlałem ze strachu i lęku, jaki ta grupa we mnie rodziła. W tym czasie kompletnie wycofałem się też z relacji z rodziną, którzy także nie tęsknią za mną i bez żadnych oporów określają mianem "nienormalnego" czy coś w tym stylu. To też średnio chce mi się odnawiać z nimi relacje.
Tak to w skrócie wyglądało. Gimnazjum skończyłem 6 lat temu, od tego czasu bardzo wiele zmieniło się na lepsze, głównie pomogło mi tutaj liceum, gdzie też poznałem w sumie pierwszego prawdziwego kumpla, może nawet mogę nazwać go przyjacielem, z którym utrzymuję dobry kontakt do dziś. Dziś robię rzeczy, o których jeszcze 3 lata temu nawet mi się nie śniło. Nie jest to może nic wielkiego z perspektywy przeciętnego człowieka, ale dla mnie w takim stanie w jakim jestem to nadal wielkie osiągnięcia, z których jestem bardzo dumny i które powodują, że mam ogromny szacunek do siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie tylko nie jestem słabym śmieciem, ale tak naprawdę jest we mnie ogromna siła, która pozwoliła mi przetrwać to wszystko i ocalić swoją tożsamość.