10 Wrz 2012, Pon 0:03, PID: 315876
To pewnie przez to, że tym spokojniejszym, potulniejszym i grzeczniejszym osobom ze środowiska często ludzie przyklejają łatkę "nudziary" (serio słyszałam takie określenie), nie dając im szansy się wykazać, lepiej poznać. Lubią po prostu ludzi, którzy robią z siebie błaznów w szkole, ponieważ to urozmaica ich nudne szkolne życie (jakby nie mieli innych zainteresowań niż gapienie się na błazna lub dokuczanie kozłowi).Tak samo się dziwię, że ci prześladowcy, skoro uważają nas za gorszą podrasę, to wgl zawracają sobie nami dupę, zamiast sobie znaleźć inną lepszą rzecz do roboty, jakąś pasję, zainteresowanie, żeby przejęli myślenie typu "nie ma co się interesować jakimś śmieciem" a skoro nam koniecznie uprzykrzają życie, to świadczy tylko o ich peoblemach psychicznych i brakiem inteligencji, interesowania się światem...
U mnie w domu też potrafili krzyczeć za drobne przewinienia, dlatego się czułam coraz mniej pewna siebie. Wkurza mnie to, że ludzie się przejmują przykrymi rzeczami, często na zapas, i często je wypominają, a o tych przyjemniejszych zdarzeniach się już nie mówi. Wiadomo że trzeba się uczyć na błędach, ale to wystarczy tylko że rodzic zwróci uwagę, nie musi od razu robić z rozlanego mleka czegoś wielkiego. Szkoda nerwów na takie przejmowanie się drobnostkami. Mój starszy brat też zawsze uważał mnie za inną i dziwną, niekiedy również mi dopiekał, zamiast pomagać - a wśród moich koleżanek, oraz na filmach, widziałam ideał brata, który broni młodszą siostrę - i to się przyczyniło też do braku pewności siebie i poczucia niskiej wartości, które rozwijało się w podst i gim, a eksplodowało w LO. Na studiach z pewnością siebie jest już u mnie dużo lepiej, ale problemy w relacjach z najbliższą rodziną niestety zostały. Co prawda inaczej się już one przejawiają niż kiedyś, ale i tak uważam, że jest coś nie w porządku. Wgl zresztą ponoć w wielu polskich "dobrych domach" nie jest w porządku, bo rodzice nie rozwijają więzi ze swoimi dziećmi.
U mnie w domu też potrafili krzyczeć za drobne przewinienia, dlatego się czułam coraz mniej pewna siebie. Wkurza mnie to, że ludzie się przejmują przykrymi rzeczami, często na zapas, i często je wypominają, a o tych przyjemniejszych zdarzeniach się już nie mówi. Wiadomo że trzeba się uczyć na błędach, ale to wystarczy tylko że rodzic zwróci uwagę, nie musi od razu robić z rozlanego mleka czegoś wielkiego. Szkoda nerwów na takie przejmowanie się drobnostkami. Mój starszy brat też zawsze uważał mnie za inną i dziwną, niekiedy również mi dopiekał, zamiast pomagać - a wśród moich koleżanek, oraz na filmach, widziałam ideał brata, który broni młodszą siostrę - i to się przyczyniło też do braku pewności siebie i poczucia niskiej wartości, które rozwijało się w podst i gim, a eksplodowało w LO. Na studiach z pewnością siebie jest już u mnie dużo lepiej, ale problemy w relacjach z najbliższą rodziną niestety zostały. Co prawda inaczej się już one przejawiają niż kiedyś, ale i tak uważam, że jest coś nie w porządku. Wgl zresztą ponoć w wielu polskich "dobrych domach" nie jest w porządku, bo rodzice nie rozwijają więzi ze swoimi dziećmi.