18 Paź 2014, Sob 11:31, PID: 416610
A macie tak, że nie jest rewelacyjnie na zewnątrz, ale da się jakoś żyć w pracy, szkole, na studiach, ale rodzina jest dla Was piekiełkiem? Nie potępiajcie mnie, ale tego nie da się opisać, jak bardzo nienawidzę swojej rodziny, ulżyłoby mi, gdyby moi rodzice umarli, nie pójdę na ich pogrzeb, wiem, że to brutalne, ale mam powody, aby tak twierdzić, czy ktoś z Was tak jeszcze ma?
Nienawidzę mojej rodziny za to, że uważa mnie za nic, traktuje jak śmiecia, im więcej mam lat, nienawidzę tych ludzi, ale jednocześnie się ich boję, żyję w ciągłym strachu, chciałabym coś zrobić, ale jestem bezsilna wobec nich. Na studiach, w pracy, da się coś zrobić, jeśli nie po ludzku, to przynajmniej powołując się na jakieś zapisy, dokumenty, a rodzina mnie zniszczyła i robi to nadal.
Najpierw narobili piekła, teraz nie odzywają się do mnie od roku, a mieszkam 500 metrów dalej, na ulicy odwracają głowę, udają, że mnie nie widzą. Nie znienawidzilibyście kogoś takiego?!
Nienawidzę mojej rodziny za to, że uważa mnie za nic, traktuje jak śmiecia, im więcej mam lat, nienawidzę tych ludzi, ale jednocześnie się ich boję, żyję w ciągłym strachu, chciałabym coś zrobić, ale jestem bezsilna wobec nich. Na studiach, w pracy, da się coś zrobić, jeśli nie po ludzku, to przynajmniej powołując się na jakieś zapisy, dokumenty, a rodzina mnie zniszczyła i robi to nadal.
Najpierw narobili piekła, teraz nie odzywają się do mnie od roku, a mieszkam 500 metrów dalej, na ulicy odwracają głowę, udają, że mnie nie widzą. Nie znienawidzilibyście kogoś takiego?!