12 Paź 2014, Nie 14:40, PID: 415512
Dziękuję Wam. Jestem wściekła, sfrustrowana. Nienawidzę tej bezsilności, tego, że nikt z zewnątrz mi wcześniej nie pomógł, chociaż nie mógł, bo moja matka zamknęła dom, "ja domu otwartego prowadzić nie będę".
Nikt nie mógł wyjść ani wejść bez jej zgody. Ojciec jest jej ślepo podporządkowany, ona nie pozwalała mi kontaktować się z dziadkami, bo to "potwory", 10 lat totalnego odcięcia od dziadków, których polubiłam w dzieciństwie!, mówiła mu (a ten pantoflarz NIGDY jej się nie sprzeciwił!) "Mąż powinien dla żony wyrzec się wszystkiego, nawet własnych rodziców."
Wiem, to okrutne, ale nie będę po nich płakać. Jestem życiową kaleką, a to nie jest moja wina! Już wolałabym być chora psychicznie, reakcje chemiczne da się okiełznać.
Jestem niedojrzała emocjonalnie (jak ja nienawidzę tego określenia, dopiero niedawno je poznałam, czasami myślę, że wymyślono je, żeby mi celowo dokuczyć, zniszczyć, podciąć skrzydła!!), a nie jest to moja wina! Czuję się jak w piekle. Podobno mam wysoką inteligencję i ogromna wiedzę, wszystko bierze w łeb, ten użytkownik miał rację. Cała skóra mnie piecze, czuję się jak zagubione, samotne stworzenie, skończona sierota.
Kiedy rok temu (tak, rok temu, od tego czasu mnie w ogóle w domu nie było, bo mnie stworzyciele nie wpuszczają) wychodziłam z domu, miałam walizkę, tylko z podręcznikami akademickimi, powiedziałam matce "wyprowadzam się", a ona na to "ach tak, wyprowadź się, ale najpierw napiszesz oświadczenie, że się wyprowadzasz". Napisałam jej.
Powiedziałam ojcu przez telefon od tych krewnych, że było mi źle, a on na to "Wiesz, mnie też źle było w domu rodziców, a jednak się z niego nie wyprowadziłem. Każdemu w domu coś nie pasuje, jakby tak wszyscy na świecie się z domu wyprowadzali, bo coś im nie pasuje, toby na całym świecie nikogo w domu nie było. A tak właściwie, to skoro ci było źle w domu, to czemu się wcześniej z niego nie wyprowadziłaś, z kimś się zdawało maturę, co?"
Mam 20 lat, spytałam matki, czemu w ogóle ze mną nie rozmawiają, gdy mnie mija na ulicy, odwraca głowę, udaje, że nie istnieję, ona na to "Szanujemy twoją decyzję, jesteś dorosła, sama liczyłaś się z konsekwencjami, wiedziałaś, że z tymi krewnymi nie utrzymujemy kontaktów." Ona z nikim nie utrzymuje kontaktów, zrobiła z domu twierdzę.
Nigdzie nie wolno mi było wychodzić, oprócz szkoły i korepetycji do wyprowadzki. Wyć mi się chce.
Zanim opuściłam dom, dzień wcześniej, powiedziałam ojcu, czy nie widzi, że matka nas krzywdzi, on na to "Mama podtrzymuje nasz dom, bez niej byśmy zginęli."
Dzwoniła jeszcze do mojego krewnego i mówiła "Uważajcie na nią, bo to kłamca i leń." Błagam Was, nie potępiajcie mnie, bo czuję się potępiona przez własną rodzinę....
Nikt nie mógł wyjść ani wejść bez jej zgody. Ojciec jest jej ślepo podporządkowany, ona nie pozwalała mi kontaktować się z dziadkami, bo to "potwory", 10 lat totalnego odcięcia od dziadków, których polubiłam w dzieciństwie!, mówiła mu (a ten pantoflarz NIGDY jej się nie sprzeciwił!) "Mąż powinien dla żony wyrzec się wszystkiego, nawet własnych rodziców."
Wiem, to okrutne, ale nie będę po nich płakać. Jestem życiową kaleką, a to nie jest moja wina! Już wolałabym być chora psychicznie, reakcje chemiczne da się okiełznać.
Jestem niedojrzała emocjonalnie (jak ja nienawidzę tego określenia, dopiero niedawno je poznałam, czasami myślę, że wymyślono je, żeby mi celowo dokuczyć, zniszczyć, podciąć skrzydła!!), a nie jest to moja wina! Czuję się jak w piekle. Podobno mam wysoką inteligencję i ogromna wiedzę, wszystko bierze w łeb, ten użytkownik miał rację. Cała skóra mnie piecze, czuję się jak zagubione, samotne stworzenie, skończona sierota.
Kiedy rok temu (tak, rok temu, od tego czasu mnie w ogóle w domu nie było, bo mnie stworzyciele nie wpuszczają) wychodziłam z domu, miałam walizkę, tylko z podręcznikami akademickimi, powiedziałam matce "wyprowadzam się", a ona na to "ach tak, wyprowadź się, ale najpierw napiszesz oświadczenie, że się wyprowadzasz". Napisałam jej.
Powiedziałam ojcu przez telefon od tych krewnych, że było mi źle, a on na to "Wiesz, mnie też źle było w domu rodziców, a jednak się z niego nie wyprowadziłem. Każdemu w domu coś nie pasuje, jakby tak wszyscy na świecie się z domu wyprowadzali, bo coś im nie pasuje, toby na całym świecie nikogo w domu nie było. A tak właściwie, to skoro ci było źle w domu, to czemu się wcześniej z niego nie wyprowadziłaś, z kimś się zdawało maturę, co?"
Mam 20 lat, spytałam matki, czemu w ogóle ze mną nie rozmawiają, gdy mnie mija na ulicy, odwraca głowę, udaje, że nie istnieję, ona na to "Szanujemy twoją decyzję, jesteś dorosła, sama liczyłaś się z konsekwencjami, wiedziałaś, że z tymi krewnymi nie utrzymujemy kontaktów." Ona z nikim nie utrzymuje kontaktów, zrobiła z domu twierdzę.
Nigdzie nie wolno mi było wychodzić, oprócz szkoły i korepetycji do wyprowadzki. Wyć mi się chce.
Zanim opuściłam dom, dzień wcześniej, powiedziałam ojcu, czy nie widzi, że matka nas krzywdzi, on na to "Mama podtrzymuje nasz dom, bez niej byśmy zginęli."
Dzwoniła jeszcze do mojego krewnego i mówiła "Uważajcie na nią, bo to kłamca i leń." Błagam Was, nie potępiajcie mnie, bo czuję się potępiona przez własną rodzinę....