28 Lut 2018, Śro 6:04, PID: 733316
Jeśli chodzi o artykuł: żongluje on bardzo interesującymi koncepcjami i intelektualnymi zabiegami na nich, ale argumentowanie uważam za zbyt nieoczywiste. Jeśli wezmę dla przykładu krótki tekst Sloterjdijka, to znajdę tam tego "mięsa" jeszcze więcej, ale dedukcja jest tak fenomenalna, że choćbym miał cały spacer z psem poświęcić na badanie relacji orzeczeń, robię to z wielką satysfakcją i poczuciem właściwego zrozumienia. Oczywiście jest możliwe, że nie starcza mi intelektu na rozszyfrowanie skrótów myślowych autora artykułu.
Ortodoksja katolickich mistyków nie jest dla mnie jednowymiarowa - św. Jan od Krzyża był podejrzanym o herezję; po umiarkowanych zmianach w swoich tekstach, dostaliśmy aprobowane przez ówczesny (to ważne) Kościół perły mistyki, które przy zachowaniu surowych reguł zdumiewają z jednej strony szerokością horyzontów, z drugiej precyzją wywodu i argumentacji, o literackim pięknie już nie wspominając. Wyobrażam sobie, że to, poza wieloma innymi cnotami, wielka pokora Świętego pozwoliła na tego rodzaju "ekwilibrystykę" pisarską. Lubię myśleć o tym, kiedy sam borykam się z konfliktami między doktryną a moimi wyobrażeniami.
Ta moja heterodoksyjność potrafi przyjmować formy od zupełnie błahych do poważnych. Przykładowo bardzo dosłownie biorę słowa Jezusa o małżeństwie: kto żonaty, niech nie opuszcza; kto wolny, niech nie bierze małżonka - jeśli przyszłaby do mnie jakaś widmowa (jak z lewackich dowcipów) "inkwizycja" w postaci, powiedzmy, jakiegoś nadgorliwego księdza, to realnie grozi mi wykluczenie ze wspólnoty wierzących za herezję. Innym z takich sprawiających mi problem punktów, jest chrystusowe powołanie do życia w świętości każdego - kiedy Chrystus mówi "pukajcie, a będzie wam otworzone", to ja to rozumiem, jako wezwanie każdego do szukania Boga tu i teraz.
Mylisz przebóstwienie ze zbawieniem. Jakkolwiek droga do przebóstwienia i samo przebóstwienie jest zazwyczaj fragmentem wzrastania na drodze do zbawienia, to zdarza się i tak, że jest ono przyczyną wielkich upadków: są osoby, które po "zobaczeniu" przedsionków Królestwa, nie potrafią znieść, kiedy jest to im odebrane i w dalszym życiu popadają w zgorzknienie, grzech czy szaleństwo. Takie historie są częste wśród ludzi żyjących w zakonach kontemplacyjnych.
Nie robię nikomu zarzutu, że nie idzie akurat drogą kontemplacyjną, ale jeżeli uznajemy, za świętymi mistykami, że jest to droga najskuteczniejsza, czemu nie miałbym być jej orędownikiem?
Nie twierdzę także, że Kościół powinien dostosowywać się do oczekiwań ludzi, napisałem znaczenie więcej: że te oczekiwania są słuszne. Amerykański trapista Thomas Merton napisał, że chrześcijaństwo XXI w. albo będzie mistyczne, albo nie będzie go wcale.
Błędnie też domyślasz się mojego zaparcia się Tradycji. Przeciwnie, w tym akurat zgadzam się z autorem artykułu - mistyczne przeżycie, nie odbite w lustrze własnej kultury, zostawia człowieka oddalonym od dalszego wzrostu w duchu, gdyż ten najlepiej postępuje w rozwoju, kto jest osadzony w uwarunkowaniach kultury. Z tego samego powodu uważam tzw. "zachodni buddyzm", czy właśnie jakieś praktyki medytacyjne, które odcinają się od religii - części kultury przecież - za niebezpieczne.
Mógłbym tak ciągnąć jeszcze długo, ale jak na posta byłoby tlr. Jedna tylko jeszcze rzecz: że nie każdemu dane jest przebóstwienie, nie znaczy, że nie należy się o nie starać. Jezus mówi - jakże wąska jest droga i jakże niewielu ją przechodzi. Oczywiście ma na myśli właśnie zbawienie, ale - tu powołam się na autorytet św. Jana od Krzyża, który robi takie samo porównanie - przebóstwienie jest przedsmakiem zbawienia, jest najlepszym oglądem Królestwa, które dane nam jest tutaj, na ziemi, a które będzie naszym udziałem w pełnym i ostatecznym stanie po zbawieniu.
Ortodoksja katolickich mistyków nie jest dla mnie jednowymiarowa - św. Jan od Krzyża był podejrzanym o herezję; po umiarkowanych zmianach w swoich tekstach, dostaliśmy aprobowane przez ówczesny (to ważne) Kościół perły mistyki, które przy zachowaniu surowych reguł zdumiewają z jednej strony szerokością horyzontów, z drugiej precyzją wywodu i argumentacji, o literackim pięknie już nie wspominając. Wyobrażam sobie, że to, poza wieloma innymi cnotami, wielka pokora Świętego pozwoliła na tego rodzaju "ekwilibrystykę" pisarską. Lubię myśleć o tym, kiedy sam borykam się z konfliktami między doktryną a moimi wyobrażeniami.
Ta moja heterodoksyjność potrafi przyjmować formy od zupełnie błahych do poważnych. Przykładowo bardzo dosłownie biorę słowa Jezusa o małżeństwie: kto żonaty, niech nie opuszcza; kto wolny, niech nie bierze małżonka - jeśli przyszłaby do mnie jakaś widmowa (jak z lewackich dowcipów) "inkwizycja" w postaci, powiedzmy, jakiegoś nadgorliwego księdza, to realnie grozi mi wykluczenie ze wspólnoty wierzących za herezję. Innym z takich sprawiających mi problem punktów, jest chrystusowe powołanie do życia w świętości każdego - kiedy Chrystus mówi "pukajcie, a będzie wam otworzone", to ja to rozumiem, jako wezwanie każdego do szukania Boga tu i teraz.
Mylisz przebóstwienie ze zbawieniem. Jakkolwiek droga do przebóstwienia i samo przebóstwienie jest zazwyczaj fragmentem wzrastania na drodze do zbawienia, to zdarza się i tak, że jest ono przyczyną wielkich upadków: są osoby, które po "zobaczeniu" przedsionków Królestwa, nie potrafią znieść, kiedy jest to im odebrane i w dalszym życiu popadają w zgorzknienie, grzech czy szaleństwo. Takie historie są częste wśród ludzi żyjących w zakonach kontemplacyjnych.
Nie robię nikomu zarzutu, że nie idzie akurat drogą kontemplacyjną, ale jeżeli uznajemy, za świętymi mistykami, że jest to droga najskuteczniejsza, czemu nie miałbym być jej orędownikiem?
Nie twierdzę także, że Kościół powinien dostosowywać się do oczekiwań ludzi, napisałem znaczenie więcej: że te oczekiwania są słuszne. Amerykański trapista Thomas Merton napisał, że chrześcijaństwo XXI w. albo będzie mistyczne, albo nie będzie go wcale.
Błędnie też domyślasz się mojego zaparcia się Tradycji. Przeciwnie, w tym akurat zgadzam się z autorem artykułu - mistyczne przeżycie, nie odbite w lustrze własnej kultury, zostawia człowieka oddalonym od dalszego wzrostu w duchu, gdyż ten najlepiej postępuje w rozwoju, kto jest osadzony w uwarunkowaniach kultury. Z tego samego powodu uważam tzw. "zachodni buddyzm", czy właśnie jakieś praktyki medytacyjne, które odcinają się od religii - części kultury przecież - za niebezpieczne.
Mógłbym tak ciągnąć jeszcze długo, ale jak na posta byłoby tlr. Jedna tylko jeszcze rzecz: że nie każdemu dane jest przebóstwienie, nie znaczy, że nie należy się o nie starać. Jezus mówi - jakże wąska jest droga i jakże niewielu ją przechodzi. Oczywiście ma na myśli właśnie zbawienie, ale - tu powołam się na autorytet św. Jana od Krzyża, który robi takie samo porównanie - przebóstwienie jest przedsmakiem zbawienia, jest najlepszym oglądem Królestwa, które dane nam jest tutaj, na ziemi, a które będzie naszym udziałem w pełnym i ostatecznym stanie po zbawieniu.